Plan
zakładał, że w listopadzie będę cyklicznie pisać o śmierci w książkach dla
dzieci oraz o potworach i strachach.
Lubię
mieszać szyki planom.
A
poza tym listopad okazał się być wyjątkowo i złośliwie krótki, za to przerażająco napięty.
Aby
planowi nie było bardzo smutno, postanowiłam zamknąć chociaż cykl śmiertelny.
Postraszyć się wszak zdążymy, wieczory jeszcze długo będą czarne.
O
śmierci u mnie do tej pory było obrazkowo, dziadkowo i przyrodniczo. W zasadzie
warto byłoby się jednak dowiedzieć o co w tym wszystkim naprawdę chodzi.
Żadna
z trzech książek, o których napiszę nie jest moim zdaniem przeznaczona dla
dzieci, które właśnie doświadczyły śmierci. Dla dorosłych zresztą też nie.
Kiedy niedawno wróciłam z pogrzebu bliskiej mi osoby, wzięłam do ręki „Niebo”
Gilberta. Nie miałam wtedy ochoty czytać o fizjologii śmierci, o tym co dzieje
się z ciałem i jak w różnych kulturach celebruje się czyjeś odejście. W
odróżnieniu od dzieci znam odpowiedzi na większość prostych pytań, niekiedy aż
za dobrze, co nie znaczy, że w takich sytuacjach mam ochotę czynić z tej wiedzy
użytek.
Każda
z trzech książek, które trafiły w moje ręce jest nieco inna.
Francuska
„O Grzesiu, chłopczyku, który nie przestawał zadawać pytań”, traktuje o śmierci
jako tylko o jednym z wielu poruszanych problemów. Pomiędzy odpowiedzią na
pytanie o to „dlaczego trzeba chodzić o przedszkola?” i „gdzie byłem, kiedy
mnie nie było?”, autorzy próbują bowiem wytłumaczyć i to, „co to jest śmierć?”.
To raczej tylko muśnięcie tematu, bez szerszego rozwinięcia, ale na początek,
zwłaszcza dla młodszych dzieci, znakomicie moim zdaniem się nada.
Dwie
pozostałe to pozycje prosto ze Szwecji, napisane i zilustrowane przez osoby
całkowicie pozbawione kompleksów. Do tej pory wydawało mi się, że ten kto
bazgrze jak kura pazurem (ja! ja!) powinien unikać pokazywania swoich rękodzieł
osobom trzecim. Zdaje się jednak, że jest to pogląd niesłuszny, bo chyba –
sądząc po sukcesie obu pozycji - można na tym sporo zarobić.
Zarówno
bowiem Jonathan Lindström, jak i Pernilla Stalfelt rysują moim zdaniem fatalnie
(gdyby któreś z nich miało wygrać w konkursie na najgorszego rysownika,
postawiłabym na Stalfelt), za to dosadnie.
Tu
próbka możliwości pani Stalfelt:
Tu
zaś pana Lindströma:
Jeśli
chodzi jednak o udzielanie odpowiedzi na różne nurtujące dzieci pytania, oboje
są bezkonkurencyjni.
O
ile Stalfelt skupia się bardziej na kwestiach prozaicznych, takich jak
sam proces umierania oraz obrzędy i zwyczaje związane z pochówkiem, o tyle
Lindström więcej miejsca poświęca na rozważania naukowo-filozoficzno-religijne.
Stalfelt jest przy tym lakoniczna i politycznie poprawna, natomiast Lindström stara się ukazać całą złożoność
problemu, wielokrotnie podkreślając ludzką bezradność w podejmowanych próbach
wyjaśniania fenomenu śmierci i narodzin.
Jeśli
kogoś oburza to, że dzieciom ośmio-dziesięcioletnim (bo taki chyba jest
właściwy krąg adresatów obu tych książek), chowanym w kraju, w którym
dominującym wyznaniem jest wyznanie rzymskokatolickie, podsuwa się pozycje, w
których poddaje się w wątpliwość to, czy aby na pewno człowiek jest obdarzony
nieśmiertelną duszą, na pewno nie powinien sięgać po żadną z tych
książek.
Ci
jednak, którzy dostrzegają, że żyjemy w świecie, w którym coraz więcej osób
wierzy w nic, a w każdym razie mocno wątpi, nie powinni się bać,
zwłaszcza książki Lindströma. Pisze on bowiem z dużym taktem i wyczuciem,
a z każdego napisanego przez niego słowa bije szacunek do drugiej osoby i jej poglądów. Z takim podejściem mamy zaś do czynienia zdecydowanie za rzadko, być może dlatego tolerancja nie jest naszą najsilniejszą stroną.
Dlatego,
o ile nie jestem pewna czy sięgnę po kolejne pozycje napisane przez Stalfelt, wydawane
u nas w serii „Mała książka o…” (nie pociąga mnie zwłaszcza ta o kupie), o tyle
kupiłam już dwie pozostałe wydane w Polsce książki dla dzieci napisane przez
Lindströma. To on, a nie Stalfelt uświadomił mi bowiem nie tylko to, że jest wiele pytań, na które nie
znam odpowiedzi, ale – co gorsza – że są takie, o których dotąd nie wiedziałam, że powinnam je sobie postawić.
Matthieu
de Laubier, Marie Aubinais, Gwénaëlle Boulet, Catherine Proteaux “O Grzesiu,
chłopczyku, który nie prestawał zadawać pytań”, przełożyła Klementyna Suchanow.
Wydawnictwo Znak, Kraków 2012.
Pernilla
Stalfelt „Mała książka o śmierci”, przekład Iwona Jędrzejewska. Wydawnictwo
Czarna Owca, Warszawa 2008.
Jonathan
Lindström „Tajemnica śmierci”, tłumaczenie Magdalena Kostrzewska. Wydawnictwo
Czarna Owieczka, Warszawa 2011.
Wszyscy zamilkli w obliczu nieuniknionego :P Ja, najdłużej jak tylko się da, będę w wyborze lektur unikał tematów funeralnych.
OdpowiedzUsuńRównie prawdopodobne są dwie inne przyczyny zamilknięcia: pierwsza - wszystkim się już znudziło, bo ile można o tym samym; druga - wszyscy siedzą i pilnie pracują, zamiast zaglądać na blogi:P
UsuńCo do wyboru lektur, ostatnio myślę że lepiej przeczytać coś wcześniej, zupełnie bez związku z własnym życiem, żeby potem, w ogromie zmartwień i kłopotów, chociaż ten jeden mieć z głowy.
Bardzo być może, że ja stosuję nieprzystającą do moich pierwszych siwych włosów, metodę nurkowania w wesołość, a nawet niekiedy, wesołkowatość, książek dla dzieci, ale na razie będę się tego trzymał. No i mam bardzo ambiwalentny, acz na razie oparty tylko na przeczuciu, stosunek, do "Małych książek o ..." :P
UsuńPowinienem wykorzystać rzucone koło ratunkowe i napisać, że pracuję i nie czytam. Ale czytam, tylko milczę w obliczu nieuniknionego.
UsuńZ kwestii merytorycznych pan L. rysuje gorzej, pani S. wpisuje się w te koślawe obrazki z Lassego i Mai.
A widzisz, ja jako genetycznie obciążona, konieczność oswojenia się z pierwszym siwym włosem przeżyłam już jakieś dziesięć lat temu, więc może dlatego taka wyrywna jestem?:P
Usuń"Małe książki o..." niezbyt dobrze brzmią i wyglądają, ale z treścią, przynajmniej w tej o śmierci, nie jest najgorzej. Najlepiej też jednak nie, dlatego zdecydowanie wolę Lindstroma.
ZWL: następnym razem nie będzie koła, tylko wiosłem po łbie:P Skojarzenie z rysunkami z Biura Detektywistycznego faktycznie trafne; może to jakaś szwedzka szkoła pseudorysunku?
UsuńJak wiosłem dostanę, to na pewno nic nie napiszę:P Może oni się od siebie uczyli albo ściągali? Znaczy pani S. i ta od Lassego.
UsuńNo, jeśli nie wiesz, że gdy ktoś wykonuje wysiłek i rzuca koło ratunkowe, choć obawia się, że sam się przy tym pogrąży, to należy wylewnie okazać mu wdzięczność, a nie walić prosto z mostu całą brutalną prawdę, jak nic oznacza to, że potrzebna jest terapia siłowa. Jak nie zabije, to nauczy rozumu:P
UsuńBiorąc pod uwagę, że szwedzkie książki dla dzieci są dość charakterystyczne i łatwo rozpoznawalne, stawiałabym na działanie raczej zorganizowanej grupy trzymającej wydawnictwa.
Doprawdy, wdzięczen jestem za to koło, ale żeby od razu bić za szczerość?
UsuńW naszym pięknym kraju podobną estetykę reprezentował pan Kryska, który upiększył swoją kreską cykl o Janeczce i Pawełku:(
Czasem trzeba, choć to zdecydowanie przede wszystkim wyraz bezsilności bijącego.
UsuńPana Kryski i jego kreski (cóż za piękna zbitka!) nie pamiętam, ale to pewnie dlatego, że akurat ten cykl pozostał u moich rodziców. Przy najbliższej bytności obejrzę, choć nie sądzę, aby mogło być aż tak źle.
Nie musisz czekać do bytności. Pan Kryska maltretujący Chmielewską jest tu: http://fotoforum.gazeta.pl/photo/0/mj/bb/5mg5/IZEbt4LaHKprlMQDmB.jpg
Usuńi tu: http://fotoforum.gazeta.pl/photo/0/mj/bb/5mg5/2OxbK3bDbsYjzKDbGB.jpg
Fachowcy od ilustracji z pewnością wytłumaczyliby Ci dlaczego jest tak jak jest, dlaczego to jest fajne i dlaczego powinno Ci się podobać :P I potwierdzam - Lindström gorszy.
UsuńSpecjaliści mogą mi tłumaczyć i mogą przekonywać, ale ja dalej nie wiem czemu ma mi się podobać biały trójkąt na niebieskim tle i czemu mam za to zapłacić pięć dych :D
UsuńCofam to, co napisałam o "nie aż tak źle". Jak mogłam zapomnieć o tak wstrząsających rysunkach?:) Jedno jest pewne: te rysunki można było mieć za mniej niż pięć dych!
UsuńCo do rywalizacji o palmę brzydactwowego pierwszeństwa, zgoda jeśli chodzi o prezentowane przeze mnie próbki. W całości mnie jednak bardziej odrzuca od Stalfelt, choć to pewnie jak zwykle rzecz gustu.
Wyparłaś tę ohydę, ale tkwi ona nadal w Twoje podświadomości i równie podświadomie starasz się przed nią chronić dzieci. Z różnym rezultatem :P
UsuńCóż za cudownie racjonalne usprawiedliwienie dla zwykłej sklerozy, dziękuję!:P "Różne rezultaty" to oczywiście efekt zamierzony - dzieci muszą przecież kiedykolwiek zobaczyć to, przed czym powinny uciekać, nieprawdaż?:)
UsuńZawsze do usług:P Oczywiście, powinny wiedzieć, czego się wystrzegać
UsuńDodałabym jeszcze, że ważne jest, by wiedzę o konieczności osobistego zapoznawania się przynajmniej z niektórymi zagrożeniami upowszechniać też wśród rodziców.
UsuńW tym celu należy urządzać wycieczki do alejek z książkami dla dzieci w dowolnym hipermarkecie.
UsuńMiałam na myśli także inne zagrożenia, niekoniecznie książkowe. Ale Ty oczywiście, możesz grzecznie wędrować po hipermarketach, ja zaś zboczę na inną ścieżkę:P
UsuńProszę uprzejmie, ale żebyś potem nie narzekała, że coś Cię ominęło :P
UsuńNieobecność w hipermarkecie spowoduje, że ominą mnie co najwyżej kolejki do kas oraz świeża dostawa chińskich ręczników; jakoś przeboleję:P
UsuńA co ze znajomością świeżych trendów w grafice dla dzieci? Przed świętami wydawnictwo Olesiejuk ma wiele do zaproponowania :D
UsuńJa tam sobie pooglądam wygraną na fejsiku "Mysią orkiestrę", bo to jest moja, nomen omen, bajka, jeśli chodzi o rodzaj ilustracji. O!
UsuńWydawnictwo Olesiejuk niezmiennie prezentuje ten sam trend, który rozpoznaję nawet z zamkniętymi oczami. Jedyne co może u nich ewoluować to stosunek ilości używanych w prezentowanych pozycjach słów, do ilości użytego w celach ozdobnych brokatu. Pozwól więc, że sobie to tylko wyobrażę, a macać nie będę:P
UsuńNo to tylko pamiętaj, że na listach do Mikołaja piszemy dużymi literami, że jak książki to nie z wydawnictwa O. :P
UsuńBazyl: gratuluję, gratuluję! Też coś bym chętnie wygrała, choć wolałabym celować w szóstkę w Lotto:) A "Mysia orkiestra" wiadomo, że jest znakomicie zilustrowana - Emilię Dziubak to ja biorę w ciemno!
UsuńZWL: Mikołaj, który obsługuje nasz rewir doskonale wie, że u nas z Olesiejukiem nie ma się co pokazywać. Wystarczyło raz dopisać na dole listu małym druczkiem coś o możliwości dochodzenia zadośćuczynienia pieniężnego i nakazania przeproszenia:P
Strasznie Mikołaja paragrafami? Zgroza, do czego to dochodzi. A ciasteczka mu pewnie wystawiacie z otrąb owsianych plus mleko ryżowe?
UsuńSzóstka szóstką, ale ja to bym się zadowolił radiową kumulacją :) Zresztą, masz rację, jak już wsiadać to na wysokiego konia, czy jakoś tak. A książka i tak cieszy, bo jej wygranie oznacza, że będzie na inną :D
UsuńKto tu mówi o straszeniu? To tylko lojalne informowanie drugiej strony stosunku prawnego o skutkach zawarcia umowy na dostarczanie podarków; wszystko w pełnej zgodzie z zasadami współżycia społecznego:P Ciasteczka nie z otrąb, ale z płatków owsianych, bardzo lubi, natomiast mleko tylko krowie, 3,2%:)
UsuńBazyl: nieładnie tak mi się wstrzelać w czasie pisania:) Nie mam pojęcia, co rozumiesz pod "radiową kumulacją", ale niech Ci będzie.
UsuńTwój tok rozumowania odnośnie wygranych w konkursach książkowych w pełni podzielam i boleję, że ja zdana tylko na własne siły:(
Momarto, a to nie podchodzi pod klauzule niedopuszczalne, czy jak się tam zwą? On z dobrego serca i z niewielkim budżetem, a Ty mu brutalnie odcinasz źródło zaopatrzenia w prezenty. Nawet mleko 3,2 tego nie zrekompensuje
UsuńAbsolutnie pod nic nie podchodzi - on jest profesjonalista, właściciel sporej fabryki (jak mnie zeźli, to jeszcze naślę mu PIP, żeby ustalił w jakich warunkach pracują elfy!), a ja biedna konsumentka:) A przy skromnym budżecie trzeba pomyśleć nad zwiększeniem wydajności własnej wytwórni (patrz: warunki pracy elfów), zamiast opierać się o tanią chińską siłę roboczą:P
UsuńWidzę, że masz temat dokładnie przerobiony, więc nie dyskutuję. Biedny Mikołaj. Chociaż jest szansa, że kontrolerom da w łapę i się wykpi :P
UsuńCiekawe, czy gdy znajdziesz pod choinką jakieś cudne dzieło wydane przez Olesiejuka, nadal będziesz pełen współczucia:P Zastanów się więc, jeszcze nie jest za późno, by zamieścić u dołu listu stosowny dopisek!
UsuńMnie to nie grozi, ale progeniturze i owszem:) Ale w końcu muszą się dzieci dowiedzieć, czego unikać :P
UsuńTobie nie grozi? Czyżbyś zdążył już samodzielnie postraszyć Mikołaja?:P A dzieci już chyba zdążyły się akurat tego dowiedzieć, miej litość!
UsuńW tym roku nie zamawiam nic książkowego, a skarpetek Olesiejuk jeszcze nie robi:P
UsuńUwierzę w prawdziwość pierwszej części zdania dopiero wtedy, gdy zobaczę skarpetki od Olesiejuka!:P
UsuńSkarpetki będą ze sklepu chińskiego Czerwony Diament w wiejskim centrum handlowym:P
UsuńMyślisz, że u Mikołaja aż taki kryzys?
UsuńSądząc po moich własnych mikołajowych planach, to kryzys jak cholera:P
UsuńNo popatrz, a ja oglądając ostatnio w jakiejś poczekalni któryś z "luksusowych" polskich miesięczników dla kobiet, obfitujący w propozycje świątecznych prezentów, odniosłam wręcz przeciwne wrażenie.
UsuńJa tam czytuję tylko darmowy biuletyn gminny, a tam ciągle piszą, że brakuje na wszystko :P
UsuńTo ja już wolę darmowo oglądaną prasę luksusową, chociaż przez parę minut mogę pobyć w świecie iluzji:P
UsuńAle czy potem zderzenie z rzeczywistością nie jest boleśniejsze? Pomijając nawet skutki wizyty u dentysty :P
UsuńGdybym kiedykolwiek naprawdę pragnęła kolii z brylantami, pewnie po odłożeniu tych gazet łkałabym jeszcze długo w noc:P Na szczęście nigdy nie marzyłam akurat o takich prezentach:)
UsuńA od mojego dentysty zawsze wychodzę uśmiechnięta i zadowolona, o!:P
Cudotwórca istny :)
UsuńNie, to działa po prostu znieczulenie połączone z obustronnym urokiem osobistym:P
UsuńPowinien to opatentować :P
UsuńObawiam się, że patent na mój urok osobisty kosztowałby tyle, że cała inwestycja stałaby się nieopłacalna:PP
UsuńMyślałem, że to pan doktor roztacza czary swe wszystkie, co w połączeniu z narkotykiem daje te upojne efekty:) Ale widzę, że faktycznie dodanie do tego jeszcze Twojego czaru byłoby nieopłacalne w masowej produkcji :P
UsuńToteż właśnie:) Aby nie było Ci jednak tak bardzo smutno, dodam że o ile ja swe uroki roztaczam za darmo, o tyle panu doktorowi za jego muszę niestety płacić:(
UsuńPowinien Ci udzielać rabatu, w końcu dokładasz własny urok.
UsuńObawiam się, że cena którą płacę, uwzględnia rabat:(
UsuńJestem widocznie skrzywiony przez lecącą w tyrce zetkę. A chodzi mi o TO :) I jak to wstrzelać? W inteligentnej rozmowie na poważne tematy nie można czekać z wypowiedzeniem złotych myśli, które odwiedzający Twojego bloga będą spijać z tychże tu zamieszczonych komentarzy :D
OdpowiedzUsuńTeraz to się jak raz nie wstrzeliłem :P
UsuńTeraz to zaliczyłeś solówkę:P
UsuńZetki nie używam, toteż nie wiedziałam, że rozdają pieniądze. Nawet one mnie jednak do nich nie przekonają.
Tak, ten blog słynie z tego, że czyta się głównie komentarze, a postami mało kto sobie zawraca głowę:P
Odnośnie ostatniego zdania, to nieprawdą jest jakoby. Razem z Sz. P. Koleżeństwem komentującymi zawsze wychodzimy od nawiązań do tekstu źródłowego. A potem ... :P
UsuńPotem to wszyscy zachodzą w głowę, jak można dojść od śmiertelnej powagi do Mikołaja w Radiu Zet:P
UsuńKolega Bazyl ma absolutną rację, zawsze wychodzimy od tekstu:) A potem no cóż, grunt, że dyskusja kwitnie:)
UsuńAleż oczywiście, ja tam wcale nie narzekam:) Gdyby jednak komentarze zechcieli zamieszczać wszyscy ci, którzy w ostatnich dniach masowo tu zaglądali, szukając prostych rozwiązań trudnych pytań, w sam raz do bezmyślnego przepisania do zeszytu, to dopiero byłoby od czapy. A do tego z błędami ortograficznymi:(
UsuńZnaczy, że my Ci już nie wystarczamy? Pży najmniei nie robimy błenduf :P
UsuńChcesz rotacji grona komentującego? Przeczytaj książkę z wątkiem/o podtekście politycznym/religijnym i daj upust swojej opinii. Zaręczam skutek :P
UsuńA właśnie miałem coś napisać o obrotach Bazylowych komentarzy :P
UsuńZWL: Bazyl chciał po prostu poszerzyć grono komentujących:) A brak błędów doceniam; zresztą nie tylko za to Was lubię:)
UsuńBazyl: o nie, nie, w wątki polityczne nie dam się wmanewrować. Prędzej w religijne, ale i tak ci, którzy mogliby się oburzyć, dawno przestali tu zaglądać, więc będzie nudno jak zwykle:P
O niewdzięczna! My tu z kolegą Bazylem na rzęsach stajemy, a Ty twierdzisz, że nudno jak zwykle? Foch.
UsuńDobrze, dobrze idzie. Focha Zacofanego jeszcze nie widzieliśmy!:P
UsuńDolewaj jadu, dolewaj, to jeszcze i bojkot zobaczysz :P
UsuńNapisałabym zjadliwie, że napiszę o Kubusiu Puchatku i zamiast bojkotu będę miała po kilka tysięcy wejść dziennie, ale właśnie dostałam telegram od świętego Mikołaja. Trochę rozmazany, bo leje, ale udało mi się odczytać wzmiankę o rózdze:( Więc rozsiądę się tylko wygodnie, zaproponuję herbatki i z rozszerzonymi z podziwu źrenicami będę chłonąć każde Wasze świeże i dowcipne słowo, bijąc co chwilę brawo! (Dobrze?)
UsuńMikołaj wie, co to męska solidarność :P Brawo sobie daruj, herbatki nalej, z prądem, bo ziąb :)
UsuńRozumiem, że źrenice zostają?:P Biegnę więc po grzałkę, starając się nie mrugać.
UsuńŹrenice sobie odpuść, jeszcze zapalenia spojówek dostaniesz albo i czego gorszego :P
UsuńTwa troska wzrusza mię. Bez obaw, dwie dekady noszenia soczewek kontaktowych uczyniły ze mnie człowieka o oczach mutanta:P
Usuńa to proszę uprzejmie, możesz nie mrugać :P
UsuńTo proszę, bez mrugnięcia okiem: herbatka tu, a wolty tam. Sam wymieszasz czy pomóc?
UsuńGdzieżbym śmiał Cię fatygować. Sam wymieszam :)
UsuńTylko pamiętaj o zachowaniu właściwych proporcji!
UsuńSpoko wodza:) Po piracku: kubek prądu i kropla herbaty.
UsuńAż się prosi, aby w tym miejscu przywołać jeden z paru dobrych fragmentów z "Sezonu burz" (mało oryginalnie, bo co drugi go przywołuje), kiedy to Geralt trafił do sprzedającej towar na kwaterki starowinki, nad którą widniał napis: "Szczęście i radość - tylko u mnie. Ogórek gratis." Chcesz ogórka do herbaty?:P
UsuńA mogę dostać garść rodzynek albo dżemu truskawkowego?
UsuńO matko, chyba Cię poraziło! To znaczy, ekhem, oczywiście, drogi Zetwuelku, proszę, oto rodzynki, niesiarkowane!:P
UsuńBo ja do herbatki tylko słodkie :P Gdybyś polewała czystą, to faktycznie ogóreczek i kawał kiełbasy :D
UsuńA mówiłam, żeby pamiętać o proporcjach?! Zwłaszcza, że ogórków ci u mnie dostatek, za to rodzynków niekoniecznie:(
UsuńNo trudno, już tej kropli herbaty nie wyjmę :( Chyba żebyś dała większy kubek i rozcieńczyła prądem. To wtedy ogórek będzie akuratny :P
UsuńO nie, nie, jak dla mnie jesteś już wystarczająco porażony. Najwyżej wyskrobię rodzynki z ciasteczek:P
UsuńNie bądź drobiazgowa, daj w ciasteczkach :P Ale widzę, że zakupy przedświąteczne nie poczynione, skoro bakalii brak.
UsuńA to proszę bardzo, właśnie dziś upiekłam:P Oczywiście, że nie było jeszcze przedświątecznych zakupów - czy Ty uważasz, że jestem Perfekcyjną Panią Domu?
UsuńNo sorry, ale wydajesz sprzeczne sygnały: z jednej strony świeżo upieczone ciasteczka, z drugiej zaś szokujące braki w zaopatrzeniu spiżarni :P
UsuńNo przepraszam, ale jeśli mam w domu trzy potwory zżerające na bieżąco każdą ilość dopiero co upieczonych ciasteczek (plus potwór czwarty, dochodzący), to nie mam czasu na uzupełnianie braków zaopatrzenia w spiżarni. Nie mówiąc już o czasie na wycieraniu kurzu, który ścieli się grubą warstwą wszędzie poza stołem w kuchni. Test białej rękawiczki nie dla mnie!:P
Usuńwykorzystaj apetyt potworów i skanalizuj go na kwestie domowoużyteczne. Znaczy chcą ciasteczek, to biegiem po zakupy, a potem niech wyczyszczą stół i przyległości z kurzu :P
UsuńNo tak, ale i tak nie poprawi to moich notowań w konkursie na najbardziej PPP, co najwyżej oni zajmą wysoko notowane lokaty:( Wychodzi na to, że teraz muszę ułożyć się wygodnie na sofie, przykryć kocykiem i dokładnie to wszystko przemyśleć:P
UsuńI tu się mylisz, bo ponoć bycie PPP polega też na perfekcyjnym podziale i delegowaniu obowiązków. A po robocie to już tylko przejeżdżasz białą rękawiczką i oceniasz: zasłużyli na ciasteczka, czy nie zasłużyli :P
UsuńZapewniam Cię, że domowe obowiązki ostatnio głównie deleguję; ciasteczka powinny być więc raczej traktowane jako forma podziękowania za to, że ten dom w ogóle jakkolwiek funkcjonuje:( A białej rękawiczki i tak nie mam.
UsuńNiektórzy zamilkli, bo mają od czasu do czasu ochotę oderwać się od blogosfery, jakkolwiek heretycko by to nie zabrzmiało. A tak na serio to nie jestem najlepsza w te klocki, sama nie znajduję odpowiedzi, popadam w skrajne czarno-białe myśli, a już oswajanie dzieci z pytaniami o sens pozostawiam rodzicom i katechetom.
OdpowiedzUsuńJa ostatnio jestem tak oderwana, że kolejnym krokiem byłoby chyba zamknięcie bloga, więc doskonale Cię rozumiem. Moje doświadczenia z katechetami (a raczej katechetkami) nie są najlepsze - potrafili zaofiarować niewiele poza straszeniem piekielnymi wizjami.
UsuńJa (co w moim wieku zrozumiałe) kompletnie nie pamiętam lekcji religii i wizji, jakimi nas karmiono, czy też straszono, więc chyba nie spełniły one swej roli. Siostrzeńcy natomiast jak na razie prezentują dość ambiwalentny stosunek do tematów wiekuistych.
OdpowiedzUsuńKiedy ma się mniej niż dziesięć lat, zazwyczaj ma się takie właśnie podejście; gorzej jeśli się ono utrzymuje, mimo że na skroniach przybywa siwych włosów.
UsuńWłosy? dzięki, lecę zmyć farbę, bo wyłysieję buszując po blogach, zamiast pilnować zegara. :)
UsuńOt, kolejny dowód na to, że internet to samo zło!:P Mam nadzieję, że mimo wszystko farbę zmyłaś w porę:)
UsuńPo ilustracjach pana L. mogłabym mieć koszmary... Pani S. rzeczywiście w klimacie Lassego i Mai, którzy u nas czytani, szczególnie przez Starszą - z przyjemnością, choć już trochę z sentymentu z racji wyrośnięcia. Ale ilustracje LiM są bleee...
OdpowiedzUsuńBardzo sensownie wygląda podejście do tłumaczenia świata w wykonaniu Lindströma.
Akurat jeśli chodzi o Lindströma wybrałam najgorszy moim zdaniem obrazek, pozostałe są mniej koszmarne:)
UsuńKiedyś czytałam jakieś niezwykle rozbudowane wytłumaczenie tego, że ilustracje w Biurze Detektywistycznym są znakomite i podobają się dzieciom, ale było na tyle nieprzekonywujące, że nie pamiętam ani jednego argumentu:P
Z pozostałych książek Lindströma osobiście mam największą ochotę na tę o ludzkim mózgu, ale nijak ostatnio nie mamy czasu, by się za nią zabrać:(
Z całą pewnością mózg ludzki to fascynująca zagadka, a sam tytuł zapowiada dobre podejście do dzieci!
UsuńWydaje mi się, że też gdzieś czytałam jakie to rysunki do LiM są świetne. Uznałam, że widocznie się nie znam...
Zapraszam do zerknięcia u mnie na kolejne ilustracje pana BB. A może uda Ci się rozwiązać zagadkę? :)
Bardzo Ci się chwali takie bezpośrednie zaproszenie - mnie ostatnio trzeba krótko chwytać za łeb i zmuszać do klikania, bo inaczej nigdzie nie zawędruję:) Gdybyś w przyszłości uważała, że sytuacja tego wymaga - nie krępuj się!:))
UsuńA ja teraz będę zachodzić w głowę, gdzież to napisali o rysunkach Heleny Willis. Co gorsza, mam pewne podstawy by przypuszczać, że ten tekst znajduje się gdzieś w jednej z tysięcy gazet, jakie stosami piętrzą się w mojej łazience, kuchni, sypialni i dużym pokoju (w pokoju dzieci póki co piętrzą się tylko "Świerszczyki" i sądzę, że - z takim czy innym świerszczykiem - jeszcze jakiś czas tak zostanie:P)
A bardzo Ci dziękuję za pochwalenie - bałam się, żeby mój komentarz nie został odebrany jako brak kultury i nachalna reklama, w stylu ślicznie tu u Ciebie, wpadnij do mnie! :))
UsuńNie zachodź w głowę, wystarczy, ze Cię wpuściłam w poszukiwania brudnej pięty! :D
A owszem, niektóre komentarze są tak odbierane; na szczęście zdaje się, że ci, którzy lubią takowe zamieszczać, sami z siebie dochodzą do wniosku, że akurat tutaj to nie ma sensu:) I na szczęście Twoje nie należą do tej kategorii:)
UsuńPoszukiwania brudnej pięty okazały się zaś bardzo owocne i wcale nie narzekam. Z tekstem o rysunkach będzie jednak znacznie trudniej. Podejrzewam jeden z numerów Tygodnika Powszechnego, ale za diabła nie wiem, który to:(
Grunt to nie przestawać zadawać pytań...
OdpowiedzUsuńChyba tak, ale z drugiej strony, czasem trzeba też wiedzieć, kiedy skończyć... Lekko nie jest!
UsuńDzień dobry. Poszukuję książki "O Grzesiu.." czy zgodziłaby się Pani ją odsprzedać. Bardzo proszę..
OdpowiedzUsuńProszę o kontakt na maila. Adres podany z boku strony, w zakładce "o mnie"
Usuń