niedziela, 15 grudnia 2013

Prezenty dla każdego, czyli o przedświątecznym (bez)sensie

Od paru dni przeżywam dysonans poznawczy.
Wprawdzie jak na razie przygotowuję się do świąt w sposób raczej umiarkowanie zaawansowany (kolejny raz powtarza ta się ta sama śpiewka: „jeśli chcesz wziąć urlop dzień przed świętami oraz po nich, musisz najpierw na to bardzo ciężko zapracować”), tym niemniej nawet ja nie jestem w stanie ignorować dobiegających zewsząd sygnałów.

I nic to, że wskazują one raczej na to, iż oto zbliżamy się do szczytowego momentu obchodów Dnia Wielkiego Konsumenta niż do czegoś, co kiedyś, bardzo dawno temu, zrodziło się na podłożu religijnym. Sygnał to sygnał, trzeba przynajmniej drgnąć.


Drgam więc za każdym razem, ilekroć w którejś z gazet widzę wkładkę poświęconą „najlepszym świątecznym prezentom”.
Może jestem dziwna, a może niegospodarna, jednakowoż nie tylko, że mnie na część proponowanych prezentów nie stać (a według skali podatkowej zaliczam się podobno do grupy najbogatszych osób w tym kraju), to jeszcze nie widzę sensu w kupowaniu „dla niej, dla niego i dla dzieci” podarków za kilkaset lub kilka tysięcy złotych sztuka. Pomijając już moralność takiego przedsięwzięcia, pojawia się bowiem pytanie: po co?

Wprawdzie autorzy bezpłatnego dodatku do tygodnika „Polityka” przekonują, że „to denerwujące, gdy koleżanka ma taką samą torebkę jak ty”, to jednak, patrząc na moją bardzo ładną skóropodobną torebkę, nabytą w jednej z sieci obuwniczych za kilkadziesiąt złotych, nijak nie mogę wzbudzić w sobie takiego poziomu zdenerwowania, który wywołałby u mnie niedające się usunąć pragnienie znalezienia pod choinką wartej 420 złotych „szytej na zamówienie, unikatowej torby, a w dodatku modnej i pojemnej”.



Gdy zaś widzę zdjęcie złotej zawieszki z cyrkoniami z informacją, że za jedyne 639 złotych wydane przez bliską mi osobę (wychodziłoby, że przez męża, z którym mamy wspólne konto, bo bogatego kochanka, póki co, się nie dorobiłam, a najwyraźniej powinnam) mogłabym podziwiać jak „światło odbija się we wnętrzu kamienia i powraca w postaci licznych wiązek, iskrząc się i błyszcząc”, wiem, że mimo iż zapewnia się mnie, że „mało kto pozostanie obojętny na urok tego zjawiska”, ja jestem nieczuła niczym głaz.




Od czasu przeczytania dodatku zadręczam się także, czy mój mąż nie obrazi się na świętego Mikołaja, gdy nie znajdzie pod choinką szytej w Polsce koszuli Agonista za jedyne 485 złotych. Jak przekonują twórcy dodatku, „mężczyzna, który ma ją na sobie, mówi (…) światu: „Jestem pozytywny, przedsiębiorczy, świadomy własnej wartości i siły. Nie jestem uprzedzony, raczej otwarty i wolny od stereotypów. Mam pasję. Nie boję się zmian”.
I jak on ma żyć, nie mając takiej koszuli, jak żyć?


Wreszcie, muszę wyznać, że czuję się nieswojo, że – mając na stanie ośmiolatka – nie doszłam nawet do sugerowanego przez twórców dodatku etapu „pierwszego tabletu dla dziecka”. Wystarczyło bowiem wydać 520 złotych, by maluszek mógł cieszyć się „udanym, markowym i niedrogim” tabletem „z 7-calowym ekranem oraz kamerami z przodu i tyłu (…), który bez zadyszki uruchomi filmy, gry, programy edukacyjne i zamruczy czysto kołysankę przez głośniczki Beats Audio”. Aż boję się pomyśleć, co wyrośnie z mojego dziecka, któremu kołysanki mruczeli wyłącznie rodzice, przy czym nie zawsze czysto i rzadko w stereo.

Wspomniałam jednak o dysonansie poznawczym.
Po pierwsze, można było go odczuć już przeglądając listy potrzeb rodzin, którym pomagano w ramach akcji „Szlachetna paczka”. Może gdyby takie listy zawczasu rozesłać po redakcjach „opiniotwórczych” gazet, choć kilka zawstydziłoby się i dałoby spokój z drukowaniem takich głupot, jak te wyżej przytoczone.
Od osób aktywnie zaangażowanych w tegoroczną „Szlachetną paczkę” wiem ponadto, że w mojej okolicy co najmniej kilku darczyńców okazało się umiarkowanie szlachetnych (co wyszło na jaw gdy rozpakowano dostarczone przez nich w glorii chwały prezenty, dla których bardziej adekwatną nazwą byłyby jednak "ochłapy"). Być może stało się tak dlatego, że po tym, jak już, z przywołanym poradnikiem w ręku, zakupili wszystkie niezbędne prezenty dla najbliższych, postanowili jednak zaoszczędzić, wobec czego dokonali cięć w puli „na dobroczynność”.

Po drugie, w piątek otwierano w moim mieście czwarty kolejny dyskont spożywczy jednej z dwóch najpopularniejszych w Polsce marek (oprócz tego są jeszcze dwa inne, innych marek). Kiedy przejeżdżałam obok o godzinie ósmej rano, przed wejściem stał zbity tłum, a samochody klientów nie tylko, że zajmowały cały, dość duży, parking sklepowy, to jeszcze stały we wszystkich możliwych (i niemożliwych także) do zaparkowania miejscach w promieniu 50 metrów. Nie wiem, czy tego dnia do zakupów dodawano gratisowe baloniki czy też stwarzano możliwość kupienia pomidorów za pół ceny, jednak nie mogę się oprzeć wrażeniu, że powinnam się zdecydować na którąś z opcji:
- albo jesteśmy bardzo bogatym społeczeństwem, któremu poprzewracało się w głowach,
- albo jesteśmy bardzo biednym społeczeństwem, które dla zaoszczędzenia paru złotych gotowe jest stoczyć bój w kłębiącym się tłumie.

Niezależnie jednak od tego czy za prawidłową uznamy pierwszą czy drugą odpowiedź, myślę że największe zyski społeczne przyniosłoby zlikwidowanie świąt.                               

143 komentarze:

  1. Likwidację świąt postulowałem jeszcze parę lat temu, gdy nie miałem dzieci. Teraz by mi ich było szkoda, gdyby im odebrać tę choinkę (choćby i sztuczną) oraz kilka paczek pod nią (chociaż wpisany w list do Mikołaja Furby w tym roku w budżecie się nie zmieścił, i jeszcze długo się nie zmieści, też uważam, że to niemoralne kupować dziecku prezent za taką kasę). W każdym razie do dodatków świątecznych mam podobny stosunek do Twojego. Na szczęście prasy nie kupuję, to nie mam się czym denerwować, wystarczy mi reklam między kreskówkami. Myślę, że Twój mąż ze spokojem zniesie brak koszuli za pięćset, bo sobie to przeliczy na liczbę nadgodzin i par zimowych butów dla całej rodziny. W każdym razie u mnie działa:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedy byłam w liceum, patrzyłam jak na zgnilców na rodziców mojej koleżanki, którzy co święta wyjeżdżali do Szklarskiej Poręby. No bo jak tak można? Jeszcze parę lat temu nie wyobrażałam sobie jak można by spędzić święta w sposób inny niż tradycyjny, teraz wyobrażam sobie aż za dobrze. Dzieciom dałoby się wytłumaczyć, a odcięcie ich od telewizora i przerw reklamowych dłuższych niż emitowane bajki, wyszłoby im tylko na dobre. Cóż z tego, gdy uwarunkowania takie a nie inne, a ostre cięcie wywołałoby za wiele strat:(
      Nasze dzieci należą do klubu legofanatyków, co powoduje, że kupno taniego świątecznego prezentu nie jest proste. Co za szczęście, że mogę zaoszczędzić na mężu!:P

      Usuń
    2. Mąż, na którym można zaoszczędzić, to skarb :P
      A wyjazd świąteczny to od lat nasze niedoścignione marzenie; odpada kupowanie całej kupy prezentów i dylematy typu u której mamusi wigilia, a u której barszczyk w pierwszy dzień świąt. Dzieci się bez telewizora bardzo ładnie obchodzą, więc to żaden problem. Tylko jeszcze jak dotąd żaden Mikołaj nie chciał sypnąć kasą z odpowiednim wyprzedzeniem, żeby dało się coś sensownego zarezerwować :(

      Usuń
    3. Skarb, skarb, przy czym - w odróżnieniu od tych prawdziwych - tani w obsłudze i utrzymaniu:P
      Na szczęście ja jestem wolna od mamusiowo-teściowowych dylematów, a telewizora w święta się u mnie nie włącza (dawka reklam w okresie przedświątecznym i tak jest dla dzieci zabójcza!) - może dlatego dopiero od niedawna zaczęłam myśleć o takim wyjeździe?

      Usuń
    4. Najwyraźniej faktycznie obce Ci są typowe przedświąteczne dylematy:P U nas chwilowo małe dzieci są pretekstem, by odrzucać zaproszenia na wigilię z noclegiem, ale to alibi szybko się kończy. Wtedy to już tylko wyjazdy nam zostaną :P

      Usuń
    5. Ależ przecież, skoro marzycie o świątecznym wyjeździe, powinniście przyjmować właśnie takie zaproszenia z otwartymi ramionami!:P (całe szczęście, że jestem daleko, bo pewnie w łeb bym dostała)

      Usuń
    6. Oj dostałabyś, karpiem niewypatroszonym :P

      Usuń
    7. Wcześnie zaczynasz świąteczne przygotowania. Ten karp, zwłaszcza że niewypatroszony, Ci się do świąt nie zaśmierdnie?

      Usuń
    8. Specjalnie do rękoczynów nabyłbym w Biedronce, ale skoro jesteś daleko, to nie będę ponosił ekspensów.
      Za to z mojego punktu widzenia przyjemną odmianą świąteczną jest coraz powszechniejsza rezygnacja z karpia na stole :P

      Usuń
    9. Gospodarność nade wszystko:) Zwłaszcza, że ja również karpia niechętnie, w jakiejkolwiek postaci, nawet jako narzędzia zbrodni:P

      Usuń
    10. To świetnie, zaoszczędzone na karpiu środki przeznaczę na śledzia :)

      Usuń
    11. Znakomicie, śledzia to ja chętnie. A śledziem się chyba nie da, bo za mały i łatwo wyślizguje się z rąk:P

      Usuń
    12. Będę szlachetny i podczas konsumpcji nie będę Ci źle życzyć, to się nie zakrztusisz :P

      Usuń
    13. A śledziki wolisz robione przez teściową czy mamusię?:P

      Usuń
    14. Mamusię, chociaż i teściowej nieźle idzie. Ale wczoraj mnie zainspirowałaś tymi świętami i sam zrobiłem :D

      Usuń
    15. Gratuluję zacięcia. A na jaką wersję padło?
      Ja wczoraj nadrabiałam karygodne opóźnienie w wypieku ciasteczek, co dziś czuję niestety w kręgosłupie:(

      Usuń
    16. Planujesz w najbliższym czasie alkoholizowanie się przy użyciu dużej ilości mocno zmrożonej wódki?:P
      Ja śledzie ostatnio głównie w wersji z burakiem. Wszystko jedno jak, byle było dużo buraka i jeszcze więcej śledzia:)

      Usuń
    17. Nie, zamierzam spożywać z razowym chlebem. Ze wszystkich słodyczy najbardziej lubię śledzia. I boczek.

      Usuń
    18. Znam takie słodkie typy. Czasem Wam zazdroszczę. Ja bowiem lubię i śledzie, i boczek, i słodycze, psiakrew:(

      Usuń
    19. Słodycze to i ja lubię, ale po boczku i śledziach.

      Usuń
    20. Żeby pozostać w temacie: tu kuszący przepis śledziowy: http://www.kwestiasmaku.com/ryby_i_owoce_morza/sledzie/tatar_ze_sledzia/przepis.html
      Kiedyś coś podobnego robiłam, tyle że było to w czasach gdy o jalapeno można było tylko pomarzyć. W każdym razie było niezłe:)

      Usuń
    21. Ja to jakoś tak prostacko tego śledzia traktuję, tatar to ewentualnie z łososia.

      Usuń
    22. Nigdy nie jest za późno, aby stać się wykwintnym koneserem, nieprawdaż?:P

      Usuń
    23. No bo ja wiem? Jakoś niedawno próbowałem sushi i chyba wolę śledzia. Nie jestem materiałem na konesera prawdopodobnie :P

      Usuń
    24. Teraz Ty wysyłasz sprzeczne sygnały: nie koneser i prostacki w kuchni, ale tatar to tylko z łososia. Jak dla mnie wychodzi na niepotrzebne skreślić, chyba że umiesz dokonać innej wykładni:P

      Usuń
    25. Tatar z łososia dawno się spospolitował, odkąd można kupić rybkę w promocji za 9,90:P Tatar to w ogóle tylko z wołowiny :D

      Usuń
    26. To zmienia postać rzeczy:P A łosoś za 9,90 zł jest łososiem tylko z nazwy, obawiam się.

      Usuń
    27. No i sama widzisz jaki ze mnie koneser :P

      Usuń
    28. Tym bardziej nie rozumiem, czemu śledzia nie zapijasz mrożoną czystą:P

      Usuń
    29. Bo wódka mię szkodzi, za to śledzia mogę bez ograniczeń :P

      Usuń
    30. W takim razie oto coś w sam raz dla Ciebie: http://www.kolobrzeg.pl/sport-i-rekreacja/1825-regaty-oraz-ogolnopolskie-zawody-w-jedzeniu-sledzia-po-kolobrzesku-3-sierpnia. Proponuję już zacząć treningi!:P

      Usuń
    31. Sprawdziłem tego śledzia, ale to nie jest to, co tygrysy lubią najbardziej. Ponoć zawiera paprykę :(

      Usuń
    32. Rety, co za wybredny typ! No, ale to: http://www.emden-touristik.de/themen/veranstaltungen/matjestage-neu/matjestage.html musi Ci się spodobać:) (oczywiście widzę Cię w roli tego pana z dolnego zdjęcia:P)

      Usuń
    33. O widzisz, jak chcesz, to potrafisz znaleźć coś atrakcyjnego :P

      Usuń
    34. Próbowałam najpierw patriotycznie, ale jeśli wolisz jechać do Niemca, to proszę bardzo!

      Usuń
    35. No tak, ale to z całą pewnością niemiecki śledź; poznaję po tym, jak karnie daje się wsadzić do ust. A w tym czasie nasze polskie, kołobrzeskie, z dziada pradziada będą zaśmierdywać na słońcu, bo komuś papryka przeszkadza!:P

      Usuń
    36. A ja jak raz dziś bez śniadania :( A z karpiem to jest fajna scena w "Szopce" Papużanki, jak pan domu raczył rybę napitkiem wysokooktanowym :D

      Usuń
    37. Wyjście z domu bez śniadania to grzech śmiertelny - nigdy nie popełniam:) Domyślam się, że napitek nie był benzyną 98, choć z punktu widzenia stanu zdrowia ryby chyba żadna różnica.

      Usuń
    38. Ryby o dziwo były wdzięczne :)

      Usuń
    39. Bo wreszcie udawało im się płynąć idealnym wężykiem?

      Usuń
    40. Idealny wężyk to tylko u Gołasa pod bacznym okiem Kobuszewskiego :P

      Usuń
    41. To ja już nie wiem, co te ryby tak cieszyło:P

      Usuń
  2. Postulat o zmianę charakteru świąt wygłaszam rok rocznie od kilku już lat.Jak dotąd bez efektu. W związku z powyższym wprowadziłam w życie plan, którego realizacja zależy już tylko ode mnie. A mianowicie święta poza domem, bez szaleństwa zakupowego i bez szaleństwa porządkowo-kulinarnego. Gazet nie kupuję, więc przestały mnie śmieszyć prezentowe propozycje (choć chyba powinnam raczej ubolewać nad nimi), telewizja też u mnie prawie nie gości, więc ten rodzaj stresu mnie omija. Czy jesteśmy społeczeństwem bardzo bogatym, czy bardzo biednym? Jesteśmy społeczeństwem bardzo zróżnicowanym i dość zakłamanym (niestety). A propos prezentów bardzo ucieszyła mnie postawa mojej siostry, która co prawda w odniesieniu do PKŚ (ale to też okazja do zastaw się, a postaw się) zażyczyła sobie żadnych laptopów, czy tabletów dla dzieci.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czym przejawia się nasze zakłamanie w kontekście kupowania świątecznych prezentów?

      Usuń
    2. Może wyraziłam się niezbyt precyzyjnie; zakłamanym nie w sensie kupowania prezentów, a w sensie udawania, że święta są dla wszystkich takim magicznym okresem radości i miłości.

      Usuń
    3. I naprawdę w tym roku zamierzasz tak zupełnie i całkowicie zrealizować taki plan? Jeśli tak, to będę trzymać kciuki za jego powodzenie, zwłaszcza na etapie odpierania zmasowanych ataków rodziny.
      Ja gazety kupuję, choć tylko niektóre. Zazwyczaj te wkładki mnie nie ruszały, ale w tym roku najwyraźniej spadła mi odporność:(
      Jeśli zaś o zakłamanie idzie, to myślę że dotyczy ono i także kupowania prezentów. Coraz częściej zdarza się przecież, że są one zamiast. Zamiast miłości, bliskości, rozmowy. A magiczny okres, kiedy wszyscy wystrojeni w wieczorowe stroje konwersują uprzejmie przy świątecznym stole, błyskając bielą nienagannie równych zębów, to tylko w reklamach!:P

      Usuń
    4. Po raz pierwszy BN, a po raz drugi święta - spędzę na wyjeździe - to jedyny sposób, aby uniknąć udawania, zakłamania, zwariowania. Lecę do Amsterdamu. :) A rodzinkę ugościłam przedwczoraj i było całkiem miło. :))) i bez prezentów, a raczej z najpiękniejszym prezentem- czasem, rozmową i miłą atmosferą. A i z tymi zakupami jest coś na rzeczy, że są albo zamiast, albo na pokaz, albo z obowiązku, albo obliczone na wzajemność.

      Usuń
    5. Faktycznie, wspominałaś o Amsterdamie, zapomniałam. Na pewno będziesz zadowolona. Może się powtarzam, ale byłam tam tuż po świętach (dokładnie 27 grudnia) i byłam zauroczona. A że było to 20 lat temu, to teraz z pewnością jest jeszcze ładniej i bardziej klimatycznie.
      Najfajniej robić prezenty dzieciom, które zazwyczaj pięknie i szczerze się z nich cieszą (pomijam zdemoralizowane przez rodziców wyjątki); w przypadku dorosłych bywa różnie.

      Usuń
  3. Nareszcie pozbyliśmy się kupowania prezentów bez umiaru. By całkowicie nie zagubić tej jakże przyjemnej tradycji, obdarowujemy się systemem szkolno-mikołajkowym. Nie ma fury prezentów, jest jeden, przemyślany. Małolaty dostają poza systemem, wszak nie zarabiają. Ale nie są to jakieś szalone prezenty, o nie!
    Momarto, drgnęłam, a raczej doznałam wstrząsu, kiedy weszłam do sklepu w poszukiwaniu zniczy ( koniec października ), a tam obok dyni z zębiskami ustrojona choinka. Nie wspomnę o lampkach choinkowych wiszących tu i ówdzie okrągły rok.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie w tym roku ma być podobno po książce (poza dziećmi, oczywiście). Podobno, bo zobaczymy jak to wyjdzie w praniu.
      Myślałam, że takie obrazki jak ten, który opisałaś, to specyfika tych krajów, które nie mają takich zapędów funeralnych jak my (słyszałam opowieść o choince w październiku od pary, która była wówczas w podróży poślubnej na Dominikanie), a tu proszę, dotarło i do nas. I teraz bądź tu mądry: postęp to, czy wręcz przeciwnie?

      Usuń
  4. Odczuwam to samo, gdy przeglądam takie dodatki do gazet, gdzie "fachowcy" dają receptę na udane święta. I nawet znam pewną rodzinę, gdzie prezenty są z takiej "półki" ale wcale nie wydają mi się szczęśliwsi od nas. Wręcz przeciwnie, chyba wciąż w głowach robią podsumowania zysków i strat :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niewykluczone też, że analizują czy inwestycje w określone prezenty przyniosą oczekiwaną stopę zwrotu. I pewne jest, że w domu mają parkiet!:P

      Usuń
  5. To nie jest tylko świąteczny problem, przez cały okrągły rok atakują nas nachalne reklamy typu "samochód marki jakiejśtam już za ..." i tu kwota ponad 20 tysięcy. "Już za..."! - drobnostka dla emeryta dostającego 1200 zł miesięcznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ponad dwadzieścia tysięcy to chyba w kredycie 50/50, bo zdaje się, że teraz najtańsze auta zaczynają się od okolic czterdziestu tysięcy:( Jak nic dla emerytów!
      Nie wiem od jak dawna, ale masz bardzo ładny ten "swój" obrazek:)

      Usuń
    2. Te 20 tys. to przykład promocji, którą w swoim czasie (na pewno w tym roku) szczególnie często wbijali ludziom do głowy w tv i w radio. To zresztą nie jest ważne, czy 20, czy 40 tys. I tak są to nieprzyzwoite chwyty reklamowe w stosunku do tak biednego społeczeństwa.
      Obrazek mam na blogu od samego początku, a rzeczywiście niedawno zrobiłam z niego awatar. :)

      Usuń
    3. Jeśli chodzi o samochody, to moje wrażenie dysonansu pogłębia się, ilekroć patrzę na to, co jeździ po ulicach, a co kosztuje od 100 tysięcy złotych wzwyż. Biedne społeczeństwo?
      Obrazek faktycznie kojarzę; użycie go w roli awatara to strzał w dziesiątkę!

      Usuń
    4. U nas tak prawie jak w Rosji - bogactwo widać, bieda się schowała. Nie mówię tu o widocznych wszystkimi zmysłami bezdomnych.
      Za awatarek dziękuję, długo szukałam odpowiedniego dla mojego sposobu czytania. :)

      Usuń
    5. Coś w tym jest. Ostatnio u nas nawet bezdomni mniej widoczni. Z drugiej strony, gdy wejść do pierwszej lepszej galerii handlowej, pojawia się myśl, że może trzeba by zredefiniować pojęcia bogactwa oraz biedy?
      Rozumiem, że jeśli czytać, to tylko w pięknym plenerze, szeleszcząc sukniami?:)

      Usuń
    6. A skąd! :) - siedząc na pieńku (wersja wakacyjna u dziadków na wsi) lub na leżaku (wersja ogrodowa z domu rodzinnego). Jak już tak analizować szczególiki to bardziej chodzi o to, że ja nie siedzę wygodnie oparta w zabytkowym fotelu, tylko tak właśnie niezdrowo się pochylam nad książką (ewentualnie robótką, bo bardzo lubię robótkować). :)

      Usuń
    7. A ja jakoś na leżaku nigdy nie potrafiłam czytać. Zresztą zazwyczaj czytam w pozycji niewygodnej i nieanatomicznej - jak widać, mamy ze sobą coś wspólnego:) Ty wprawdzie się pochylasz, a ja raczej wyginam i garbię, ale podejrzewam, że niejeden ortopeda załamałby nad nami obiema ręce:)
      A do robótkowania jeszcze nie dojrzałam. Poza tym mam dwie lewe ręce i tego się trzymam:P

      Usuń
  6. W ogóle nie czytam takich bzdurnowatych porad i nie jestem trendy. Poza tym takie "coś" to absolutnie nie na moją kieszeń. Ja ubieram się na wyprzedażach minus 70 procent w sieciówkach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tym bardziej powinnaś się ucieszyć z "zapinanego na suwak bawełnianego kardiganu", który jest "ciepły, wzorzysty i miękki" oraz "podkreśli Twój oryginalny styl i dobry nastrój". Jeśli małżonek będzie miał wolne 629 złotych, podpowiedz mu taki pomysł na prezent dla Ciebie!:P

      Usuń
    2. Tiaaaa NA PEWNO będzie miał wolne :))))

      Usuń
    3. Mówią, że miłość gotowa jest do wielkich poświęceń, więc może nie doje, nie dopije, dzieciom od ust odejmie i uwolni parę złotych!:P Swoją drogą, uważałam, że ten kardigan jest bardzo ładny - dopóki nie zobaczyłam jego ceny. To szaleństwo jakieś.

      Usuń
  7. Wydaje mi się, że najprostsza metoda to nie traktować tych broszurek o prezentach serio - ja lubię oglądać je w celach humorystycznych. Przecież to czysta, żywa reklama, producenci tych rzeczy po prostu zapłacili, żeby znaleźć się w "poradniku", który robi wrażenie bezinteresownego, ale wcale taki nie jest. Cenię Gazetę Wyborczą, ale to zestawienie-poradniczek dla poszukujących prezentów jest dla mnie bardzo grubymi nićmi szytą autoreklamą. :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem doskonale, że to reklama, ale w tym roku mnie to wkurza, nic nie poradzę. Poza tym, ktoś chyba kupuje takie prezenty, skoro takie np. nowe konsole PS4, które z dodatkowym oprzyrządowaniem kosztują około 2 tysięcy złotych sprzedają się niemal na pniu?
      Podlinkowany poradniczek owszem, robi wrażenie mocno komercyjne, ale jednak parę dobrych książek się w nim znalazło. Ciekawe tylko, czy nie zostaną wyparte z koszyków przez np. wyznania Małgorzaty Tusk?

      Usuń
    2. W tym roku wyjątkowy wysyp tych poradniczków, natykam się na nie wszędzie. Rozmarzyłam się na myśl o tym, ile książek można by kupić za cenę PS4, ale domyślam się, że target niekoniecznie sobie przelicza. :) Wyznaniom Małgorzaty Tusk wróżę umiarkowaną sławę i chwałę, ale parę pozycji z tej listy chętnie bym przygarnęła. Jednak sama formuła takiego "poradnika" z dyskretnie przemyconymi własnymi tytułami zupełnie mi nie odpowiada.

      Usuń
    3. Przyznam się bez bicia, że w link kliknęłam i ja akurat nie mam oporów, kiedy takie zestawienia książkowe widzę. Małgorzaty T. jak nie kupiłam, to już i nie kupię. Było chyba za 9,90 zł wydanie ebookowe. Oczywiście nie byłabym szczera, gdybym nie powiedziała, że wkurza mnie, że nagle wszystkie księgarnie doszły do wniosku, że jestem dla nich najważniejsza. Mail za mailem ślą, a tam tylko dla mnie promocja, tylko dla mnie książki. Świat jest piękny ;)

      Usuń
    4. Lirael: myślę, że target PS4 na pewno nie stosuje takiego przelicznika (chyba że tu zaraz Bazyl zaoponuje, bo on zdaje się okołotargetowy). Ta formuła niepokojąco przypomina listę bestsellerów z Empiku, co wydaje się być wystarczającym powodem, by trzymać się od niej z daleka:(

      monotema: do mnie jakoś księgarnie nie piszą (poza Znakiem), ale ja jestem kapryśnym i rzadko dającym się urobić klientem, to może dlatego. W razie jednak gdybym potrzebowała potwierdzenia, że jestem taka ważna i świat literatury przestanie beze mnie istnieć, natychmiast zapiszę się na któryś z newsletterów!:P
      Zestawienia książkowe mają swoje dobre strony; całkiem niedawno w Gazecie parę znanych osób robiło swoje zestawienia 10 ważnych ich zdaniem książek i wynotowałam, a nawet nabyłam już w oparciu o nie parę tytułów.

      Usuń
    5. Ja całe szczęście jestem tak zacofany w graniu jak ZwL w lekturze i cieszą mnie starocie, które można nabyć na mojego kochaniutkiego Xboxa 360 w psich pieniądzach (wiem, rzecz względna). Ale nowości po 200 zeta zawsze rozgrzewają młodszych współposiadaczy maszynki do grania :(

      Usuń
    6. Xbox to też chyba - lekko licząc - wydatek rzędu tysiąca złotych, prawda? Jakież to szczęście, że ja w graniu zatrzymałam się na znacznie tańszych grach na peceta, a i młodzież, póki co, nie wszystkim gardzi!

      Usuń
    7. Coś koło tego. Z drugiej strony odpada konieczność upgrade'u sprzętu, co zawsze wkurzało w pc. Wkładam płytę, ściągam z marketplace i ma hulać i nie ma, że grafika za słaba czy RAMu brak. A gierki? Jak się poluje na sale to można pozyskać latające wiewióry i mini ninjas na kinecta za 3,49 PLN każda, co też dziś uczyniłem. Wiwat Święta :P

      Usuń
    8. No fakt. Mój domowy komputer coraz częściej sygnalizuje niekompatybilność z grami:( Latające wiewióry? Za 3,49 zeta? I to naprawdę oczu nie wypali?

      Usuń
    9. Kochana! Polatuchy kaskaderki i możliwość sterowania nimi ciałem? Ekstremalne trasy opadów(?) i całkiem niezła grafika. Za taką kasę?!
      PS. jak nie zażre sam się pogibię przed TV :P

      Usuń
    10. Doprawdy zachwycające. To mniej więcej to samo, co moi synowie uprawiają przed kompem włączając gry z wyścigami samochodowymi, tyle że zwierzątek przy tym nie krzywdzą:)
      PS. Jak już będziesz się gibał, daj cynk. Puszczę na żółtym pasku:P

      Usuń
    11. O gdzie Ty tu widzisz krzywdzenie zwierzątek?? Co do gibania, to szkoda że nie masz własnego Xa, bo tam jest opcja "shared photo" i byś mogło wrzucać prawie, że "na żywo" :P

      Usuń
    12. W oglądaniu doszłam do momentu, gdy frunąca swobodnym lotem wiewiórka nadziała się na coś bardzo ostrego, co do tego raziło prądem albo czymś. Nie wyglądała na zadowoloną:(
      Jeszcze trochę mnie ponamawiasz i normalnie kredyt na Xboxa wezmę. Opcja "shared photo" jest czymś, co w życiu kręci mnie najbardziej:P

      Usuń
    13. Bo gapa i sama sobie winna :P A co Xboxa, to możesz sobie wytłumaczyć, że to taki lepszy odtwarzacz DVD, na którym będziesz oglądać Felliniego w oryginale :D

      Usuń
    14. A widzisz, i to jest dobry kierunek namawiania. Nie tyle z Fellinim, co z odtwarzaczem DVD, albowiem nasz (równie przedpotopowy jak mój samochód) cusik się sypie ostatnio. Naprawdę można tego używać jako odtwarzacza i zamiast niego?

      Usuń
    15. Można, aczkolwiek jeszcze się nie splamiłem takim użyciem. Minus - nie czyta napisów z osobnego pliku. Chyba że ja o czymś nie wiem :)

      Usuń
    16. Ależ z jakiego osobnego pliku, Bazylu? A fe!:P

      Usuń
    17. Jakie "a fe!"? Polscy lektorzy to jest dopiero fe. W ich ustach giną wyrazy, ba, zdania całe. No i pewnie, że wolałbym w oryginale, ale jakoś aktorzy w tym hamerykańskich filmach nie chcą mówić wooooolno i wy-ra-źnie :P

      Usuń
    18. Ale chyba w oryginalnych, legalnie zakupionych płytach nie ma osobnych plików z napisami, prawda? Ale uczucia wobec polskich lektorów (poza kilkom wyjątkami) żywię identyczne jak Ty:)

      Usuń
    19. O nie nie! Nie mam zamiaru rozpętywać kilometrowej dyskusji o prawach autorskich. A co do napisów, to co w przypadku, kiedy oryginał ma tylko lektora, a my chcemy napisy? Zresztą, nieważne z jakich powodów, ważne żeby opcję mieć, bo a nuż :D

      Usuń
    20. To ja jeszcze pomyślę, czy zdarzy mi się takie a nuż:P
      Przy okazji: Starszy od dwóch tygodni twierdził, że będzie zbierać na xboxa ze swojego kieszonkowego ("no, ale będę miał urodziny, to mi dołożycie, nie?"). Wczoraj był skląsł, albowiem spotkał się z wujkiem podzielającym jego militarne zainteresowania. Teraz więc kombinuje jak to zrobić, żeby kupić korbacz i żeby jeszcze starczyło na xboxa:)

      Usuń
    21. Ale na 360tkę czy już na new generation, czyli One?? A korbacz, to, nie chcę podpowiadać, ale można zrobić. Trochę drewna, parę gwoździ i tylko patrzeć jak Starszy beztrosko bawi się z bratem w rycerzy. Tylko pamiętaj, że nawet na pola Grunwaldu nie wpuszczano bez he-he-hełmu, że tak powiem, po obejrzeniu jednego z kabaretów :D

      Usuń
    22. O One jeszcze nie słyszał, a najlepszy przyjaciel ma 360tkę, więc jakżeby mógł zbierać na co innego?:)
      I nie, nie podpowiadaj! Kontakty z wujkiem też zamierzamy ograniczyć (dostał od niego kuszę do samodzielnego montażu, następny będzie korbacz, jak nic!).

      Usuń
    23. Kusza w domu? Może być ciekawie. Ja mam nerfa i już parę razy, mimo wielce warkliwych upomnień w kwestii jego użytkowania, dostałem w baniak. No, ale to tylko pianka z gumową końcówką. U Was będzie fajniej :P

      Usuń
    24. Nerfa też mamy, konkretnie dwie sztuki:( Kusza wygląda tak i strzela na szczęście tylko kulką, ale i tak jej nie lubię.
      A pomyśleć, że mówimy o dziecku, któremu rodzice do szóstego roku życia nie kupili ani kawałka militarnej zabawki. Potem zresztą też nie, ale same się jakoś namnożyły.

      Usuń
    25. Znam temat. Nerf był pierwszą bronią, która została zakupiona przez nas osobiście. Niestety, nawał lokalnych odpustów w połączeniu z pełnymi ochoty do uszczęśliwiania wnuczków babciami, napełnił skrzynie chłopaków plastikowym dziadostwem wszelkiego kalibru i autoramentu, łącznie z najbardziej wkurzającymi pistolecikami na baterie, z których po naciśnięciu spustu wydobywa się głos sierżanta z West Point: "Go,go, go!!!!" i inne takie :(
      PS. A z kuszą to należy się cieszyć, że to jednak nie TO

      Usuń
    26. A nie, aż tak źle nie jest. U nas idzie raczej w szable, miecze, szpady, kindżały, zbroje, hełmy i inne takie:)
      Ps. Cieszę się. Bardzo!

      Usuń
    27. A czy ja pisałem, że u nas nie? :) Wymieniłem najbardziej upierdliwe. Z wycieczki szkolnej do Pacanowa Starszy przywiózł sobie pamiątkę - topór (całe szczęście sklejkowy). Nie muszę chyba dodawać, że zaraz po przyjeździe postanowił wypróbować go na Młodszym :P

      Usuń
    28. U nas podobne próby przeprowadza raczej Młodszy, a gdy nowo nabyty sprzęt okazuje się zawodny, sięga po najbardziej pierwotne metody walki. Od wczoraj jednak w domu trwa Wielka Braterska Miłość, która opadła na nich nie wiadomo skąd i nie wiadomo dlaczego. Chodzę na palcach, bo każda chwila bez wrzasków i mamaaaań jest na wagę złota!:P

      Usuń
    29. Bez mamaaaań?! Młody jestem, więc może dożyję takiej chwili :P

      Usuń
    30. Młodszy miał wczoraj urodziny, może to dlatego. Ot, mały prezencik:P

      Usuń
    31. Chwalmy Los i małe dary jego! :)

      Usuń
    32. Chwaliłam i co z tego? Minęło, obawiam się, że na dłuższy czas:(

      Usuń
  8. Najsmutniejsze jest to, że naprawdę mało kto czyta takie porady serio. Wszyscy albo je czytają po to, by się ponabijać lub zezłościć, albo żeby poudawać, że jest taki modny i go stać, ale i tak nie kupi. To wszystko jest tylko jedną wielką niesmaczną reklamą. Ale za to z jakim smakiem się czytało Twoje kąśliwe uwagi;]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy ja wiem, czy akurat to jest takie smutne? Mnie bardziej smucą dwie pary dalekich, zamożnych i snobistycznych znajomych, którzy naprawdę szukają w tego typu wydawnictwach prezentowych inspiracji.
      Kąśliwe uwagi to ja zawsze chętnie, więc w razie zapotrzebowania proszę się zgłaszać!:P

      Usuń
    2. Smutne, bo się marnuje papier, pieniądze i ludzka praca na te kolorowe reklamidła. Ale faktycznie, Twój przykład jest jeszcze smutniejszy.
      Będę pamiętać :)

      Usuń
    3. Teoretycznie rzecz ujmując, jeśli komuś opłaca się zainwestować w miejsce w takim dodatku (nie mam pojęcia ile to może kosztować, ale pewnie nie najmniej), to powinno to dawać jakieś wymierne efekty. Czytaj: ktoś kto wszystko kupuje. Niewątpliwie jednak nie znajdziemy tych osób w kręgu czytelników tego bloga:))

      Usuń
  9. E, ja bym tam świąt nie odwoływała, bo je uwielbiam! I myślę, że każdy by mógł się nimi cieszyć, gdyby miał odwagę spędzać je tak, jak chce. My spędzamy święta w skromnym bardzo gronie, ale za to tak, jak zawsze marzyłam - spokojnie, bez lataniny, bez nerwów, na luzie, bez 'napinki'.

    A prezenty też bardzo lubię ... dawać :) Ale takie poradniki, o jakich piszesz, to nie dla mnie i to z dwóch względów - po pierwsze bawią mnie te kosmiczne ceny (czasem to mam nawet wrażenie, że w jakiejś alternatywnej rzeczywistości żyję ;)), a po drugie ze względu na bycie kompletnie 'antytrendową' - tzn, nie to, żebym specjalnie szła trendom pod prąd, ja prostu zupełnie nie ogarniam, że trzeba/ można być z czymś trendy ;)

    PS - a pewne rzeczy są jednak do pogodzenia - dziecko ma PS3 (dostało na komunię - wiem, że wciąż 'wiszę' komentarz!:) ) , ale nie wpłynęło to na ilość czytania u niego. Czyta chyba nawet więcej, bo część jego lektur inspirowana jest bohaterami gier (że nie wspomnę, ile o nich czyta w internecie ;) - zresztą jeden z bardziej udanych prezentów Mikołajkowych zawdzięczam Bazylowi - właśnie o superbohaterach Marvela ;) A teraz uwaga - zaczął mój syn czytać Harry'ego Pottera - i wybiera kolejny rozdział zamiast grania!!! AAA :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak człowiek spina się, przegląda słownik wyrazów obcych i wspina na intelektualne wyżyny, pisząc mądre posty o książkach, to tylko ZWL z Bazylem, oraz Guciamal i - czasem - czytanki.anki skomentują, a jak napiszę o byle czym, to od razu tłumy. I jak tu budować w sobie motywację do bycia intelektualistą?:P

      U mnie stopień uwielbienia świąt z roku na rok jest coraz niższy. Najfajniej było pięć lat temu, gdy z wielkim brzuchem próbowałam (z sukcesem!) urodzić Młodszego w 2009 a nie 2008 roku, w związku z czym przez ostatnie dwa tygodnie niemal wyłącznie leżałam, czytając książki. W domu mieliśmy syf i malarię (czyli dokładnie to samo, co teraz), ale miałam to w nosie, bo skupiałam się na czym innym. Teraz zaś od trzech lat skupiam się głównie na tym, jak to zrobić, żeby pójść na świąteczny urlop, przez co jestem przemęczona i nic mnie nie cieszy. Do bani z takim życiem:( Na szczęście w tym roku wysiadł mi kręgosłup, co zmusiło mnie do zaplanowania wizyty w moim ulubionym gabinecie medycyny zwykłej i niezwykłej:) Może po tym jak już pogruchoczą mi kości i przejdą do wtykania igieł tu i ówdzie, znajdą też punkt przedświątecznej szczęśliwości, dzięki czemu wszystko wróci do normy?

      Moje dziecko po czasie w ramach zaległego prezentu komunijnego dostało od chrzestnego PSVita. W jego przypadku mam wrażenie, że gdyby była to inna konsola, a nie taka, na którą prawie nie ma gier, albo są horrendalnie drogie, to czytanie mocno by na tym ucierpiało. Przy czym nie jestem w stanie dopatrzeć się jakichkolwiek innych walorów tego sprzętu - poza czysto rozrywkowymi (ok, można, tylko czemu za takie pieniądze?) i wąskoużytkowymi (ostatnia wakacyjna podróż przebiegła bezboleśnie).
      Twój syn jest kolejnym ośmiolatkiem, które łyka HP. Coś czuję, że odpuszczę mu tę Narnię ("mamoooo, to jest takie nudne!") i wypożyczę pierwszy tom Harry'ego (sama wreszcie przeczytam!).
      A na Twoim komunijnym komentarzu już położyłam krzyżyk, nie martw się!:)

      Usuń
    2. Chyba nigdy tak wiele razy nie zostałem przywołany w opiniotwórczych mediach :P

      Usuń
    3. :D Specjalnie dla Ciebie rozważam wprowadzenie żółtego paska na dole bloga z najświeższymi informacjami na Twój temat:P

      Usuń
    4. No weź poczekaj, jeszcze się nie ogarnęłam technologicznie, a to w sam raz nada się na newsa: "Z ostatniej chwili: Bazyl się tarza":P (i nie mów, że ciężar gatunkowy tej informacji czymkolwiek różni się od czołówek i pasków z ostatnich dni - mam na myśli najnowsze fakty z życia agenta Tomka)

      Usuń
    5. Nie wiem o co chodzi z Tomkiem, bo jestem out of space w tym tygodniu, ale czyżby się z kimś tarzał? A Ty udaj literówkę i daj newsa: "Z ostatniej chwili: Bazyl i Tarzan" :P Wróżę większy sukces komercyjny :D

      Usuń
    6. Raczej chciałby kogoś wytarzać, ale szczegółami nie mogę służyć, bowiem starannie omijałam je wzrokiem. Bazyl i Tarzan to będzie hit!:P

      Usuń
    7. A co powiesz na "Bazyl i Tarzan buszują w burzanach"? Wróć! To zbyt skomplikowane dla dzisiejszego odbiorcy :P

      Usuń
    8. Po pierwsze, słusznie się zmitygowałeś. Po drugie, ci ze słownikami zaraz zadaliby sobie pytanie: zaraz, zaraz, jak to? dwaj mężczyźni? razem? w krzakach? Nie, nie, poprzestańmy na pierwszej wersji redakcyjnej.

      Usuń
    9. Te pytania które zadałaś, to miód na serce pewnej pani, której na imię Oglądalność (czy tam Poczytalność, tylko to się słabo komponuje z przyswajaniem takich treści) :P

      Usuń
    10. Nie zapominaj tylko o tym, że statystyki klikalności tego bloga nabijają rzesze drugo- i trzecioklasistów, spragnionych lekturowych streszczeń. Chyba nie za bardzo im tak wyjeżdżać z takimi treściami, do tego na żółtym pasku, co?:P

      Usuń
    11. Aaa, to chyba że tak. Ale klikalność klikalnością, a 100 komencików pękło :P

      Usuń
    12. Że niby powinnam coś postawić?:P

      Usuń
    13. Ty to napisałaś! Ale skoro już jest propozycja ... :D

      Usuń
    14. Chwilowo mogę zaproponować musującą Aspirin C, podaną w wysokiej szklance ze słomką. Pasi?

      Usuń
    15. Wczoraj rano bym nie odmówił, ale dziś liczę na jakieś bardziej wyskokowe bąbelki :D

      Usuń
    16. Wypchnęłam gości. Teraz to i ja muszę się upić ze szczęścia! Sprawdzę tylko stan posiadania, bo mam wrażenie, że jakieś pobojowisko tylko zostało:(

      Usuń
    17. Ja wczoraj wygrzebałem jakąś napoczętą przed wiekami Rioję, ale po połowie lampki miałem dość. Choroba jaka czy co? :P A Sylwek chyba bez bąbelków, bo porządkujemy z Żoną stan uzębienia co troszkę (buahahaha!) rujnuje nam budżet. Oby na bilety do kina starczyło :D

      Usuń
    18. Najwyraźniej ta Rioja zbyt dobrze się napowietrzyła:) Mi tam w każdym razie nie zdarza się zostawić napoczętej lampki tego zacnego trunku:P
      Nam właśnie legł w gruzach plan pierwszego od lat hucznego sylwestrowego wyjścia, ale dzięki temu jesteśmy namacalnie bogatsi o pięć stówek. Bąbelki u nas będą więc na pewno, choćby w ramach rekompensaty za straty moralne.
      Jeśli chodzi o Was, obawiam się że koszt zakupu bąbelków będzie niższy niż koszt wyjścia do kina. Byłam dziś z młodzieżą i po raz kolejny osłupiałam przy kasie, mimo wcześniejszego odpowiedniego psychicznego nastawienia.

      Usuń
    19. My niepedagogicznie i arodzinnie, sami. Zresztą chłopstwo za małe na "Hobbita". A bogatsi jesteśmy o jakieś 300 zeta, bo po tyle bale we wiosce chodzą. No, chyba że człowiek poczuję w krwiobiegu odrobinę błękitu, to można i na bogato

      Usuń
    20. Powiem Ci, że w takich wnętrzach to sama bym się pobawiła (a i dziecko z kuszą wreszcie byłoby na właściwym miejscu!:P). Przezornie nie sprawdziłam jednak ile taka przyjemność kosztuje.
      W związku z rypnięciem się planów zorganizowania sylwestrowej imprezy zamkniętej, próbowano mnie wkręcać w szereg rozmaitych zorganizowanych balów w mniej lub bardziej ekskluzywnych lokalach. Po zapoznaniu się z internetowymi zachętami ("do tańca będzie przygrywał DJ Marek!") oraz obejrzeniu toalet pań, które uczestniczyły w takich imprezach w latach poprzednich, doszłam do wniosku, że jeśli któregoś roku znajdę się w takim miejscu, będzie to oznaczało, że przeszłam przeszczep osobowości.

      Usuń
    21. Całe szczęście już po i kolejne dylematy odpłynęły w niebyt. A "Hobbit" fajny :)

      Usuń
    22. Obawiam się, że mi nie będzie dane przekonać się o walorach "Hobbita". Starszy wybiera się bowiem z ojcem, a Młodszy nijak nie daje się przekonać, że musi zostać z dziadkami. Jak znam życie, to zamiast na "Hobbicie" wyląduję razem z nim na jakichś skubanych indykach, albo czymś jeszcze gorszym:(

      Usuń
    23. Ja na razie wzbraniam się zabierać Starszego na takie produkcje, bo jednak troszkę juszki się tam leje. Ale powoli zaczynam się łamać, czy do części filmów z PEGI 12 jednak nie dać dostępu, bo widzę jaki ma żal gdy w rozmowach z rówieśnikami, ba, młodszymi kolegami, jest w plecy :P

      Usuń
    24. Pustkowie Smauga jest zdaje się rekomendowane od 10 lat (co i tak jest większą liczbą od 8,5, ale co mi tam). Na pierwszą część Hobbita nie poszedł, ale po zapoznaniu się z nią na płycie doszliśmy do wniosku, że nie ma co dramatyzować. Więcej juchy widuje u babci, która namiętnie ogląda tvn24.

      Usuń
    25. Ekhm, chciałam tylko wspomnieć, że najwyraźniej 'wyrodna' matka ze mnie, bo mój dzieć to i całą trylogię "Władcy pierścienia już widział, a i sama z nim w kinie byłam na "Jeźdźcu znikąd", "Thorze 2" i "Iron Manie 3". Zresztą, prawie wszystkie filmy o superbohaterach Marvela już za nami, łącznie z "X-Men" ;) Wszystkie filmy jednak oglądamy razem po to, aby od razu rozmawiać i rozwiewać niejasności, wątpliwości, trudne kwestie. Uszczerbku nie zauważyłam, tym bardziej, że mocno staram się mu uświadomić, że to fikcja, charakteryzacja itp., Momarta ma rację - gorsze rzeczy w telewizji widać codziennie (że o reklamach środków na potencję w czasie mocno dziennym nie wspomnę ;) - te to dopiero mogą wywołać trudne tematy ;) ).

      Usuń
    26. Problemu upatruję w Młodszym i jego wzroku zranionego spaniela, kiedy obwieszczę, że Bartek jedzie do kina, a on musi obejść się smakiem. Z drugiej strony idąc tym tropem, teraz Starszy jest "w plecy" z topowym repertuarem omawianym w klasie. Ech :(

      Usuń
    27. Mania: ostro pojechaliście, my aż tacy odważni nie jesteśmy. Nie wspomnę już o tym, że jakoś żadne z rodziców nie wyrywało się na ochotnika na seans "Iron Mana":P Zawsze jednak lepiej oglądać razem z dzieckiem, wiadomo.
      Bazyl: właśnie z tego samego powodu ja nie widzę dla siebie miejsca na hobbitowym seansie. Ktoś przecież musi pocieszać Młodszego, nie?
      A w klasie Starszego istnieje absolutny brak zainteresowania tego rodzaju tematyką, najwyraźniej u Was jakieś bardziej fantastyczne dzieci rosną.

      Usuń
    28. Momarto - jeszcze niecały rok temu u mnie było podobnie. O tych filmach tylko gdzieś słyszałam, pewna byłam, że to nie dla mnie, jakby mi ktoś jeszcze w maju powiedział, że będę ich fanką, to bym się w głowę postukała ;) A potem poszłam na tego "Iron Mana 3", po nim przyszły następne, w wakacje przeszłam 'przyspieszony kurs znajomości superbohaterów i uniwersum Marvela", a teraz? Teraz to już się sama nie mogę doczekać drugiej części Kapitana Ameryki i kolejnej X-Menów :) A film "Avengers" pokochałam wielką miłością - obejrzałam go już sama nie wiem ile razy ;)
      Kolejny raz się człowiek przekonał, że 'nigdy nie mów nigdy' ;)

      Usuń
    29. O matko! I myślisz, że nawet jeśli jestem programowo i zdecydowanie antyamerykańska, to też mogę tak zachorować? O "Avengers" nawet nie słyszałam, więc może wystarczy odpowiednio ciepło się ubierać, co?:P
      W zamian obiecuję chodzić grzecznie na wszystkie filmy o ufoludkach!
      (ale dobrze wiem, że "nigdy nie mów nigdy" to złota maksyma!)

      Usuń
    30. Ja, w ramach eksperymentu, pożyczam na weekend "Mroczne widmo". Najwyżej stracę majątek na psychoanalityka dla Młodszego :P

      Usuń
    31. "Mroczne widmo" nie jest w stanie nikogo przestraszyć, chyba że fanów prawdziwych Gwiezdnych Wojen:( Ja oglądam z upodobaniem tylko z uwagi na Ewana McGregora, ale nie wiem czy w przypadku Młodszego ten patent zadziała:P

      Usuń
    32. Myślę, że wolałbym żeby zachwycił się Natalką :D

      Usuń
    33. Pewnie, zakorzeniaj w dziecku upodobanie do kobiet chudszych niż tyczki do fasoli, zakorzeniaj!

      Usuń
    34. No to mam mu w oczy kłaść upodobanie do przystojnych facetów z wielkimi, hmm, mieczami świetlnymi :P Wolę tyczki. Znaczy w życiu bardziej wolę krągłości tu i ówdzie, a tyczki od McGregora :P

      Usuń
    35. To może niech ogląda dla Jar Jar Binksa? On chyba był tu i ówdzie krągły:P

      Usuń
    36. Powiedzmy, że włączę, a sympatie niech same wyjdą na jaw :)

      Usuń
    37. Cóż za nowoczesne podejście!:)

      Usuń
  10. Puenta mocno kontrowersyjna ;-). Dzięki Lirael spłynęło na mnie objawienie - co roku, oglądając wspomniane dodatki prezentowe, zastanawiałam się, co się tym dziennikarzom stało, że takie dziwaczne i drogie produkty proponują pod choinkę, ale nie wpadłam na to, że to po prostu reklama! Złóżmy to na karb nawału przedświątecznych obowiązków (tegoroczny grudzień przebił wszystkie poprzednie ;-( ), a nie niedostatków mojej inteligencji... ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Toteż dodałam, że chodzi tylko o "względy społeczne". A poza tym można by tylko zlikwidować oficjalne i wielkie obchody, nie zakazując świętowania w domowych zaciszach i bez wielkiego szumu.
      Teoretycznie rzecz ujmując, każda reklama powinna zostać jakoś zaanonsowana (w końcu nawet w tv informują o "lokowaniu produktów"), więc możemy też zrzucić to wszystko na karb Twojej praworządności i tego, że po prostu nie mieści Ci się w głowie, jak tak można:P
      A o nawale obowiązków nic mi nawet nie mów. Aktualnie potrzebuję nie tylko dodatkowej pary rąk (koniecznie wyposażonej w umiejętność pisania na komputerze metodą dziesięciopalcową), ale i drugiej głowy ze sprawnym mózgiem. Bez tego nie ma szans, że podołam:(

      Usuń