Dziś post dla wszystkich,
którzy narzekają na fatalny poziom polskiego czytelnictwa.
W kolejnym odnalezionym przeze mnie w czeluściach szafy, a pochodzącym z lutego 1963 roku, numerze miesięcznika „Ty i ja”, stały
felietonista, podpisany „Mól”, narzeka bowiem całkiem podobnie jak my, tyle że ponad
pięćdziesiąt lat wcześniej.
W
odróżnieniu od współczesnych malkontentów, którzy często nie potrafią
przedstawić pomysłów na zmianę takiego stanu rzeczy, Mól sypie przy tym konkretami,
zwracając uwagę na rzeczy wydawałoby się przyziemne, a jednak jakże istotne.
„Jednym z istotnych elementów odgrywających
istotną rolę w naszej konsumpcji literatury pięknej jest komunikacja miejska.
Reportażyści wracający z Moskwy podkreślają z reguły, iż w tamecznych środkach
komunikacji miejskiej widzi się znacznie więcej ludzi czytających niż w
Warszawie lub w Katowicach. To prawda. Ale prawda wymagająca istotnego
uzupełnienia: komunikacja miejska w Moskwie jest zorganizowana lepiej niż u
nas. Jadąc o godzinie 16.00 ze Śródmieścia na Służewiec nawet pośpiesznym
autobusem nie sposób jest czytać.
Poza tym – i to już sprawa „sama w
sobie” – większość wydawanych u nas książek nie jest przystosowana do czytania
w autobusie czy tramwaju. Bo taka idealna, autobusowa książka musi spełniać
kilka warunków natury zewnętrznej. Po pierwsze – nie może być zbyt gruba (musi
zmieścić się w kieszeni lub w torebce). Po drugie – musi być dobrze zszyta czy
też sklejona (aby się mieścić w kieszeni lub w torebce). Po trzecie – musi mieć
odpowiednią okładkę, ani zbyt sztywną, ani zbyt miękką (aby się zmieścić w
kieszeni lub w torebce). Słowem ksiązka taka musi spełniać szereg warunków, o
których nasi wydawcy rzadko kiedy myślą. Prawdopodobnie dlatego, że wciąż
jeszcze ich wymarzonym czytelnikiem jest Obłomow – bohater powieści Gonczarowa
pod tym samym tytułem – który dzień cały spędzał leżąc na kanapie. Jedna z
naszych najlepszych serii wydawniczych, tzw. seria ceramowska PIW-u wydawana
jest wyłącznie z myślą o ludziach, spędzających połowę swego dnia w pozycji
Obłomowa.”
Oczywiście,
każdy powinien wyrobić sobie własne zdanie co do słuszności poglądów Mola.
Mi
wydaje się jednak, że nieco przesadza. Jak sprawdziłam bowiem empirycznie, do
mojej torebki wejdą nawet dwa Ceramy.
Do mojej torebki też by weszły :) Ale nie wiem, co pasek i moje ramię na to! ;))
OdpowiedzUsuńMyślę, że po przekroczeniu pewnej masy krytycznej zarówno paskowi, jak i ramieniu jest już wszystko jedno. U mnie przekroczenie nastąpiło już jakieś pięć kilo temu (a mam w torebce wyłącznie niezbędne produkty pierwszej potrzeby, skandal!), więc kilo Cerama w tą lub w tamtą doprawdy różnicy już nie zrobi!:P
UsuńJa też mam w torebce tylko absolutnie niezbędne przedmioty :)) A do wszelkich lekarskich przybytków nie wybieram się bez książki - papierowej lub czytnika, zależnie od tego co mam w danym momencie na tapecie.Przy grubszych egzemplarzach niosę jednak torebkę w ręku, jakoś nie dowierzam paskowi... Uszy solidniejsze jakieś :)
UsuńCiekawi mnie, czy jednym z przedmiotów w Twojej torebce też - jak w mojej - jest Czarna Dziura, która podstępnie pożera wszystko, czego w danym momencie szukam, wypluwając dopiero po pół godzinie:(
UsuńI śpieszę skorygować: pierwszą rzeczą, którą robię po zakupie nowej torebki jest usunięcie paska; zawsze wybieram modele z dużymi, solidnymi uszami, które można założyć na ramię!:)
Ależ oczywiście - nie masz monopolu na Czarna Dziurę :) Moja uaktywnia się szczególnie złośliwe, gdy w trybie pilnym szukam kluczy lub portfela, powodując u mnie atak paniki, że je zgubiłam...
UsuńJa przywykłam już na tyle, że umiem powstrzymać ataki paniki. Przynajmniej przez pierwsze pół godziny szukania...
UsuńJa tam czytałem Cerama na stojąco w autobusie. Da się. Jakiś średnio sprawny fizycznie ten felietonista był :P Pomijając fakt, że całe życie nosiłem i noszę plecak, więc żadna objętość i oprawa mi nie straszna :) Bardzo przyjemne masz te Ceramy.
OdpowiedzUsuńSam jednak przyznaj, że gdybyś mógł przybrać w autobusie pozycję Oblomowa, byłoby Ci znacznie przyjemniej!:) Ale plecak musialbys wtedy chyba zdjąć:(
UsuńCeramy może i przyjemne, ale nie zanosi się na to, bym szybko zabrała się za ich lekturę:(
W ogóle najprzyjemniej byłoby podróżować limuzyną z podręcznym barkiem i biblioteczką, ale jak się nie ma, co się lubi, to się lubi przegubowe ikarusy :P
UsuńNo Ikarusy to już chyba w stolicy nie jeżdżą, co? Ostatnio przejechalam się autobusem z dziećmi, w ramach atrakcji (do czego to doszło!:P) i byłam wstrząśnięta jaki high life tam był!:)
UsuńNo już nie jeżdżą, niestety. Ale kiedy czytywałem w autobusach Cerama, to jeździły.
UsuńW Budapeszcie jeżdżą nadal. Ciekawe jak u nich z czytelnictwem ?:P
UsuńA myślisz, że czytelnictwo ma związek z marką autobusów?
UsuńI już mamy gotowy temat doktoratu :P
Usuńo nie nie, żadnych doktoratów. Odstąpię Ci temat :)
UsuńTja, a habilitacja z: "Odniesienie rozpiętości skrzydeł w micie ikaryjskim do rozstawu osi w Ikarusach, z uwzględnieniem ich połączonego wpływu na stopień skupienia u czytającego podróżnika". Jak chcesz to można by jeszcze powtykać z tuzin naukowych zwrotów między. Wiesz: intertekstualność, hermeneutyczny i takie tam :P
UsuńSię marnujesz, wiesz? :D
UsuńTeraz to już wyłącznie marynuję. Wczoraj na ten przykład pigwówką. Kupną, ale zacną :P
UsuńNa moje szczęście nigdy nie ciągnęło mnie w stronę doktoratów - tak kuszący temat jak ten podrzucony wyżej zostawię więc innym!:P
UsuńZWL: wydawało mi się, że skoro jeżdżąc autobusami marki Ikarus czytałeś Ceramy, a teraz - jeżdżąc autobusami innej marki - wybierasz inne lektury, to jakiś związek istnieje. Teraz jednak - zwłaszcza po tym micie ikaryjskim - nie jestem pewna trafności diagnozy:(
Bazyl: a propos pigwówki: w moim rejonie wspominana przez Ciebie onegdaj pigwówka o nazwie na Q (zapomniałam na śmierć) okazała się być rzadsza niż ufo! Wszędzie za to pełno Soplicy, ale jakoś do tej pory się nie zdobyłam na zakup.
Teraz jeżdżąc czymkolwiek, najchętniej przesypiam podróż, mam deficyty snu :(
UsuńTeż bym chętnie skorzystała z takiej opcji, niestety za kółkiem się nie da (choć niewykluczone że amerykański pan z YT udowodniłby mi, że jest inaczej:P).
UsuńMusisz trenować. Zacznij od krótkich drzemek na czerwonym świetle, trąbienie z tyłu nie pozwolić Ci zaspać :P
UsuńCoś Ty, nie mogę! Moim ulubionym zajęciem jest ściganie się spod świateł z różnymi panami w wypasionych furach ("nie będzie mnie kobieta wyprzedzać!"):P
UsuńNo fakt, albo drzemka, albo ucieranie nosa panom w beemkach :P
UsuńNie tylko w beemkach, oj, nie tylko. Najgorsi są ci w dużych autach (tych, co to można je teraz kupować bez Vat). Nie wiem czy czytałeś ten felieton Talki, ale idealnie oddaje on istotę problemu.
UsuńProblem jest mi doskonale znany. Co prawda samochód mamy spory, ale kieruje żona, więc u wszystkich samców, nawet w maluchach, włącza się testosteron i nie będzie ich baba wyprzedzać ani innych fanaberii się dopuszczać.
UsuńA widzisz, ja dzięki niepozorności auta (1,2 pojemności, ledwie tona masy własnej) zyskuję element zaskoczenia. Zanim jeden testosteron z drugim w swoim Outlanderze, Foresterze czy innym X7 mnie zauważy, jestem już na drugich światłach:P
UsuńSpryciulka. No ale faktycznie sobie nie pośpisz w tych warunkach.
UsuńNo nie. Zwłaszcza, że najdalej na trzecim skrzyżowaniu ze światłami muszę też włączyć fonię, odtwarzając nagrania ze słownika brzydkich wyrazów:P
UsuńA potem się wstydzić, jak dwulatka w trasie wykrzykuje: "jak jedziesz bajanie" :P
UsuńOdkąd dwu, albo i trzylatek, nie pamiętam, pierwszy raz wykrzyknął, staram się uruchamiać słownik tylko w drodze do i z pracy, gdy jestem w aucie sama, względnie z koleżanką, która umie już wymawiać "r":P
Usuńnie wszystkie matki wykazują się taką podziwu godną wstrzemięźliwością :D
UsuńI z pewnością żadna z matek nie przyzna się do tego w internecie:P
UsuńBycie matką Polką zobowiązuje do najwyższych standardów moralnych :D
UsuńMnie skreślili z listy MP po pierwszym szybkim powrocie do pracy celem "robienia kariery", a fuj, więc teraz mam trochę lżej:P
UsuńDoprawdy, jak można tak łatwo rezygnować z tytułu MP dla jakiejś tam kariery.
Usuń@momarta Stumbras Quince :) I rzeczywiście wydaje się być białym wódczanym krukiem, bo znajomy, który chciał na wyjeździe do stolicy zaprezentować to cudo wujowi, musiał obejść się smakiem. A my akurat Soplicę właśnie. Bardziej słodka niż poprzednik, ale ogólnie niezła.
UsuńCo do samochodów. Do wyścigów na światłach najlepszy był trabant. 600ccm, napęd na przód i znikoma masa własna, dawały o dziwo niezłą kombinację :)
Co do odzywek za kółkiem, to niestety nie dam już rady wyplenić: "A jedźże tą kalapitą, człowieku", które czasem wyrywało mi się wobec tych co to na 90 jadą 50 i to nie z powodu gołoledzi. Całe szczęście coraz rzadziej unoszę się prowadząc i tylko czasem jadący na czołówkę TIR zmusza do słownej konstatacji :P
ZWL: tytuł MP piniążków (niech będzie, że na jedzenie i ubranka dla dziatek, tudzież strawę duchową w postaci książek dla tychże) nie daje, a kariera i owszem:P
UsuńBazyl: o to to, ale i tak na długo tej upiornej nazwy nie zapamiętam! Obawiam się jednak, że jeśli mrozy nie wrócą, to w tej zimowej edycji żadnej pigwówki nie popróbuję (tego typu trunki wchodzą mi tylko zimą).
Trabantem jako kierowca nigdy nie jeździłam, ale zgadzam się, że małe, lekkie autka przy umiejętnym operowaniu skrzynią biegów stwarzają spore możliwości. W każdym razie na odcinku pierwszych 50 metrów:)
I ach, gdybyż to tylko o odzywki z kalapitą chodziło! Swoją drogą, ta zacytowana przez Ciebie jest tak urocza, że wcale bym jej nie wypleniała!
Nawet nie wiesz jak to działa na nerwy, jak dwugłosowy chórek rzuca z tyłu pojazdu Twoim tekstem :P
UsuńMomarto, ja doskonale wiem, po co MP kariera, przecież nie z żądzy sukcesu :P
UsuńBazyl: mnie póki co takie zachowania raczej śmieszą, ewentualnie rozczulają. O ile tekst jest cenzuralny, oczywiście:P
UsuńZWL: już nie deprecjonujmy tak tej żądzy sukcesu: i Matki Polki miewają ambicje większe niż wytarcie dziecku brudnego tyłka w czasie krótszym niż trzy sekundy:P
Ośmielę się jednak stwierdzić, że od żądzy sukcesu istotniejsza jest konieczność życiowa.
UsuńW sensie natychmiastowej konieczności zobaczenia czegoś innego niż brudnego dziecięcego tyłka? Hm, chyba masz rację:P
UsuńMiałem raczej na myśli konieczność zobaczenia na koncie dodatkowej wypłaty, ale pewnie wiesz lepiej :P
UsuńKtoś w tym towarzystwie musi robić za materialistę, a ktoś za idealistę, prawda?:P
UsuńNie korzystam z komunikacji miejskiej, a prowadząc samochód teoretycznie czytać się nie da. Mam problem z głowy :D
OdpowiedzUsuńJa też nie korzystam, ale oczekuję w różnych miejscach, więc bez podręcznego bagażu się nie ruszam! Pan z książką boski!:) Ciekawe, czy okładka spełniała wyśrubowane wymagania Mola?:P
UsuńMnie ujął pierwszy z brzegu komentarz: "Now that's what I call speed reading!" :P A oczekiwajki są dobre. Lekarz, pociąg etc. I nigdy nie pojmę jak gros współczekaczy może się bezczynnie wgapiać w ściany przez choćby 20 minut. Z drugiej strony, może akurat ktoś opracowuje lekarstwo na wszelkie choroby, więc lepiej nie oceniać pozornej cielęcej bezmyślności :P
UsuńCzyżbyś Bazylu sugerował, że nie przeczytałam całości postu? :p Nie będę udowadniać, że się mylisz, bo ja wiem, że przeczytałam (jako pierwszy tekst dziś rano)
UsuńDoprecyzowując - ujął mnie pierwszy z brzegu komentarz pod zlinkowanym przeze mnie filmikiem z YT. Za dużo kawy? :P
UsuńAine: oddychaj, oddychaj!:) Ale cieszę się wielce, że jako pierwsza wpadłam w Twe ręce! (poezja ponoć koi)
UsuńBazyl: to zjawisko też nie przestaje mnie zdumiewać! Ale ja potrafiłam z nudów czytać instrukcję obsługi gaśnicy, więc chyba nie jestem obiektywna:(
@ Bazyl -Dziękuję za doprecyzowanie. :)) Raczej wręcz przeciwnie, jej brak. ; )
Usuń@momarta Z powodu braku lektury (skleroza), jestem nieźle wyedukowany w chorobach dziąseł, sposobach wykrywania guzów piersi i pierwszej pomocy (nawet z użyciem defibrylatora). Całe szczęście teraz po użyciu chowam Kindla do wewnętrznej kieszeni kurtki i jestem ubezpieczony na takie ewentualności. W ostateczności mogę skorzystać ze stosu kolorowej prasy kobiecej z roku 2004 i lat wcześniejszych, bo najczęściej taka zalega stoliczki w lekarskich poczekalniach :P
Usuń@Aine Żebyś wiedziała ile czasu zajęło mi rozkminienie o co Ci chodzi. Przedpołudnie, ot co :D
@ Momarta - oddycham i liczę do 200 ;) A jutro wieczorem to dopiero odetchnę! :) Ja bardzo lubię odkrywać nowe teksty u Ciebie i koją, koją, nawet prozą :))
Usuń@Bazyl No to nie ma tego złego itd - poćwiczyłeś szare komórki, zagadkę rozwiązałeś, a to duża sztuka rozkminić, o co chodzi drugiemu ( a tym bardziej drugiej ;) A ja przez moment sobie myślałam, co ten Bazyl taki złośliwy z samego rana, a na YT nie zaglądałam ;))
Aine: jutro wieczorem to wszyscy będziemy oddychać! Pełną piersią! Tylko jak tu przetrwać piątek?:(
UsuńBazyl: a u nas o defibrylatorach nie ma! Skandal! Za to u dentysty zawsze prasa kolorowa najdalej sprzed dwóch tygodni!:P
W międzywojniu też narzekali i widać nie zalaziono jeszcze żadnego remedium. Ciekawy głos w sprawie: http://www.dwutygodnik.com/artykul/5035-tylko-nie-towar.html
OdpowiedzUsuńBo może narzekania są zbędne? Artykuł przeczytałam i w zasadzie się zgadzam z postawionymi tam tezami. Nam naprawdę brakuje czasu na zwyczajne życie i rozwijanie jakichkolwiek zainteresowań, także czytelniczych. Kiedy jestem w "pracowym" ciągu (czyli niemal zawsze), czytam albo w łazience, albo czekając na dzieci w czasie gdy mają swoje zajęcia czy zabiegi, albo w nocy, często dziubiąc nosem w kartki. To nie tak powinno być:(
UsuńMyślę, że trzeba po prostu pogodzić się z myślą, że zawsze będzie istniała grupa ludzi niezainteresowana literaturą. A ciągłe biadolenie działa mniej więcej tak jak narzekanie matki na bałagan w pokoju dziecka albo żony na palenie męża, ewentualnie męża na rozrzutność żony.;(
UsuńW ub. czwartek w GW zamieszczono duży artykuł mówiący o tym, jak w innych krajach europejskich zachęca się do czytania - b. ciekawe metody, choć wymagające inwestycji. W jednej z bibliotek w moim powiecie powstał DKK dla uczniów ze szkół podstawowych - moim zdaniem świetna sprawa. W zasadzie nic nie kosztuje (najwięcej - czasu), a przyzwyczaja do książki od najmłodszych lat. Jeśli te spotkania wiążą się z zabawą i nowymi znajomościami, widzę tu ogromny potencjał. Byłabym za tym, żeby podobne kluby organizować w każdej bibliotece, także szkolnej. Wierzę w nasiąkającą skorupkę.;)
Pewna grupa osób niezainteresowanych czytaniem będzie istniała zawsze, to pewne. Jestem jednak pewna, że byłaby ona znacznie mniej liczna, gdyby w mądry sposób zachęcać do czytania. A że przez zrzędzenie i załamywanie rąk się tego nie osiągnie, to jasne!
UsuńTeż myślę, że trzeba zaczynać jak najwcześniej - takie DKK, jak ten o którym napisałaś, są dobrym pomysłem. O ile oczywiście zajmują się tym osoby z pasją, które mają dzieciom do zaproponowania coś więcej niż tradycyjne podejście do lektury. Sama przyglądam się temu, co dzieje się w mojej gminnej bibliotece - pracującym tam paniom (same kobiety, jak zwykle w polskich bibliotekach) raz wychodzi lepiej, raz gorzej, ale starają się przyciągać dzieciaki i konsekwentnie próbują pokazać im, że książki mogą się dobrze kojarzyć.
Myslę, że w dobie ebooków i eczytników, nie powinno byc problemów z miejscem na ksiązkę;)
OdpowiedzUsuńWiem, wiem, ludziom brakuje zapachu papieru, szelestu kartek, ale - ten brak zastępuje mi rozkosz posiadania pod ręką, dostępnych w każdej sekundzie niewiarygodnych ilości książek, różnorodności wyboru, wedle uznania i potrzeby.
Pozdrawiam z Wrocławia;)
To prawda, od czasów Mola wiele się zmieniło! I okładkom czytników niczego nie można zarzucić - w sam raz do kieszeni czy torebki:)
UsuńCóż, najwyraźniej nie w okładkach i gabarytach tkwi problem (jakbyśmy nie wiedzieli:P)
Pozdrawiam z drugiego zachodniego krańca Polski!:)
Do mojej torebki też spokojnie by weszły dwa Ceramy, zresztą wybrałam ją właśnie po to, by nie musieć sobie odmawiać targania książek tego formatu, gdybym przypadkiem nie mogła się od takiej oderwać. Wobec zalet czytnika wciąż pozostaję niewzruszona.
OdpowiedzUsuńPierwszą rzeczą, którą robię, kupując torebkę jest sprawdzenie, czy zmieści się do niej format A4!:) Przez jakiś czas próbowałam sprawdzać prawdziwość tezy, że jeśli ma się małą torebkę, to wszystko można znaleźć i nie dostaje się skrzywienia kręgosłupa, ale zawsze kończyło się to tak samo: poza torebką nosiłam jeszcze dwie dodatkowe torby, więc dałam sobie spokój.
UsuńA z czytnikiem mam tak samo, i specjalnie nie rozpaczam.
O to to, miałam dokładnie tak samo z dodatkowymi torbami. Do dziś nie mogę się nadziwić, kiedy rano w autobusie widzę kobiety z niewielkimi torebkami plus obowiązkowo wielka reklamówka ze sporym wypełnieniem (czyżby śniadanie dla całego biura?...). Gdzie tu sens? Można wracać z pracy objuczonym (zakupy po drodze lub nieplanowana wizyta w bibliotece lub zgoła księgarni), ale rano powinno się wszystko zmieścić w jednym pakunku!
UsuńU mnie w grę wchodzą też względy praktyczne: zazwyczaj wożę też ze sobą torbę z komputerem i drugą, ważącą 300 kilo torbę z pracą domową - na kolejną naprawdę nie mam już rąk!
UsuńZ tym narzekaniem na brak możliwości czytania (poznawania) literatury w środkach komunikacji miejskiej to trochę, jak z rankiem spódnicy u baletnicy (złej przeszkadza). Torebkę mam pojemną, a i tak najczęściej podróżuje z plecakiem. Podróżuje, bo droga do pracy zajmuje mi ok godziny, więc szkoda byłoby tego czasu nie wykorzystać. Wozę ze sobą jedną książkę papierowa, i kilka audiobooków do odsłuchania i w zależności od warunków czytam lub słuchaj, choć czasami nie jest tołatwe, bo jak nie młodzież rozbrykana, to osoba z przyklejona do ucha słuchawką, jak nie ona to tokujące babska, albo rządy faceci, płaczące dzieciaki, lub odwrotnie. A książki dziś wydaje się w wersji kieszonkowym (choć zaprawdę nie potrafię powiedzieć, czy to to da się strawić).
OdpowiedzUsuńNo widzisz, a może to wydawanie książek w wersji kieszonkowej, to właśnie na skutek felietonu Mola?:P A serio, to oczywiście, że rzecz w całkiem czym innym.
UsuńPamiętam jak swego czasu - zanim zlikwidowali mi kolej podmiejską - dojeżdżałam do pracy pociągiem, co trwało równą godzinę. Jakież to były piękne czasy! Nawet Rzeczpospolitą dało się rozłożyć na całą szerokość, że nie wspomnę o obłożeniu się choćby i całą Ceramowską serią! (trasa nie była szczególnie oblegana, pewnie dlatego ją zlikwidowali).
Aha, co to są "rządy faceci"? (rozumiem, że literówka, ale nijak nie mogę do niczego dopasować)
Sama się zastanawiałam długą chwilę, co autorka miała na myśli (literówka i trudności z oswojeniem tableta- za małe literki i inny sposób pisania polskich znaków) - mieli być rżący faceci, a u spódnicy rąbek, a nie ranek, a ja czytam lub słucham, a nie namawiam ciebie do słuchania - choć mogę zacząć (mam coś ustawione w systemie, że poprawia mi słowa i trzeba kilka razy powtórzyć, aby dał się przekonać, że jednak mam na myśli, to co napisałam:)
UsuńRąbka się domyśliłam, ale na facetów w życiu bym nie wpadła. W sumie to dobrze, że ktoś w tym narodzie się cieszy, prawda?:P
UsuńJeśli chodzi o udogodnienia techniczne, to doskonale Cię rozumiem: od niedawna, będąc w pracy mogę wchodzić na swojego bloga tylko z tzw. urządzeń mobilnych (blokadę mi na stacjonarny założyli, psiakrew!:P). Ilekroć próbuję dodać komentarz z komórki, pytam się samą siebie ze sto razy, czy na pewno muszę:(
Od dość dawna nie zaglądałam w pracy na blogi (nie było kiedy), ale ostatnio omyłkowo mi się ręka omsknęła i zauważyłam ze zdziwieniem, że też jest blokada. :) W komórce nie mam internetu (sama blokadę założyłam, od czasu, kiedy telefon sam się połączył z internetem, a mojej reklamacji rachunku na kwotę w wysokości niemal rocznego abonamentu nie uznano wyjaśniając, iż niektóre aparaty tak mają i reklamować trzeba u producenta aparatu ... Tak więc na blogi zaglądam wyłącznie popołudniami. A że się faceci cieszą - to miło, zwłaszcza, że dla równowagi kobitki wciąż narzekają.
UsuńU mnie te blokady są zakładane często bez ładu i składu; już wiele razy zdarzało się, że musiałam prosić o odblokowanie strony, na którą musiałam wejść całkiem legalnie i służbowo. Ale niech im będzie:P
UsuńA z internetem kiedyś namiętnie łączyła się moja torebka, na szczęście nigdy nie okazało się to tak kosztowne jak w Twoim przypadku.
U mnie takowoż, czasami blokują mi dostęp do czegoś, bez czego ani rusz z robotą :) Ależ twoja torebka ciekawa świata :) widać żyje swoim życiem, niczym spódniczka Bridget Jones.
UsuńJak sobie przypomnę, że w czasach, w których udawałam, że pracuję w radiu, nie było ani internetu, ani Worda (tylko jakiś kosmiczny pierwotny edytor tekstu, którego nazwy nie pomnę), a informacje ze świata i z kraju uzyskiwało się dzięki nasłuchowi oraz telefaksom (czy czymś w tym rodzaju), to czuję się bardzo, bardzo stara:P I nie mam pojęcia, jak to wtedy funkcjonowało, skoro dziś kilkugodzinne odcięcie od internetu wywołuje nieomal paraliż.
UsuńA torebka ciekawa świata niczym jej właścicielka, ot co!:))
Są jeszcze uniwersalne płócienne torby, do których wejdzie wszystko- książka/-i, notebook i aparat oraz parę filmów do niego ;)
OdpowiedzUsuńNo tak, ale z płócienną torbą traci się nieco na szykowności:)
UsuńŻe tak się wetnę. Zaprawdę, mądre tu dysputy, zdania wysokich lotów i aż mokro od łez wzruszeń.
OdpowiedzUsuńAle.
Odpowiedź na to jest najprostsza, a Państwo by wiedziało, gdyby Państwo czytało czasopisma modowe. Otóż przez te kilkadziesiąt lat wyszły z mody małe torebajki na rzecz toreb miejskich wielkogabarytowych. O!
Pozdrawiam :)
Ale, ale! Czy mam tę uwagę odczytywać jako krytyczną? Czy oznacza to, że moja własna, ulubiona, zaprezentowana na zdjęciu torba, w której mieści się dwa kilo ziemniaków, litr mleka, drugie i trzecie śniadanie, kosmetyczka i trzy książki jest nienadążającą za modą torebajką???
UsuńNie wiem czy pozdrawiam. Jestem zbyt zdruzgotana...
Komentarz wypływał głównie z zazdrości! ;) Teraz musisz uwazać na kryjące się w bramach cienie o dł.170cm! Asasasasa!
UsuńDzięki za ostrzeżenie! Na widok cieni będę kurczowo przyciskać do łona ziemniaki wraz z opakowaniem (o 17.00 cienie nie mogą już liczyć, że w opakowaniu będzie też drugie i trzecie śniadanie).
UsuńCienie są sfokusowane na jedynym obiekcie- opakowaniu w kolorze camel. Ziemniaki mogą nie wyskakiwać z mundurków.
UsuńCienie oczywiście fokusują się jak chcą, ale zważywszy na stopień zużycia opakowania skok na ziemniaki i ich mundurki mógłby okazać się dużo bardziej opłacalny!:)
UsuńTy i ja - zapomniałam, że takie czasopismo kiedyś czytałam.
OdpowiedzUsuńW mojej torebce zawsze musi być miejsce na książkę.
Jeśli czytałaś je "na żywo", to zazdroszczę. Dla mnie to już zawsze będzie ramotka, na szczęście ciągle fascynująca. Pierwszy raz czytałam te numery ze dwadzieścia lat temu, wtedy jednak fascynowały mnie głównie przepisy kulinarne duetu Lemnis-Vitry. Pamiętasz? Dla mnie geniusze kuchni ówczesnych czasów!
UsuńCiekawa jestem, kto wymyślił kopertówki. Na pewno był to ktoś, kto nie czytał książek!
Niestety pamięć mam zawodną już, a czytałam w latach 60-tych więc tym bardziej.
UsuńSzkoda, że się wyrzucało stare gazety i czasopisma. Jak chodziłam do szkoły podstawowej tak na przełomie lat 50 i 60 mama moja zbierała Przyjaciółki. Jak tylko chorowałam to wciąż je wertowałam i czytałam.
Kopertówki były to torebki raczej wieczorowe a do sukien wieczorowych a na balu się raczej nie czytało. Chociaż ja mam jeszcze dwie tylko może w troszkę większym formacie i w nich bym książkę zmieściła.
Wyrzucanie starych czasopism to konieczność życiowa. Sama kupuję sporo gazet, ale przechowywanie ich jest ponad moje siły (i ponad pojemność mojego mieszkania). Co nie zmienia tego, że bardzo się cieszę, że w moim domu uchowało się kilkanaście bardzo starych numerów.
UsuńFakt, na balu raczej się nie czyta:) Chyba że menu:P