Kiedy
znalazłam w pokazywanym już tutaj numerze miesięcznika „Ty i ja” z lutego 1963
roku artykuł na temat „nowych ilustracji dla dzieci”, wiedziałam że na pewno jeszcze w tym miesiącu o nim wspomnę.
Miało
być o wielkiej trójce wymienionych tam artystów: Bohdanie Butenko, Józefie
Wilkoniu i Januszu Stannym. Miało być radośnie i ze skierowanymi ku niebiosom wyrazami wdzięczności za to, że ciągle jeszcze możemy liczyć na nowe prace każdego z nich - dziś
klasyków polskiej ilustracji, zaś w 1963 roku uważanych za obiecujących „młodych
plastyków”, który poświęcili swój talent książce dla dzieci.
Nie
zdążyłam.
Od
13 lutego katalog dzieł Janusza Stannego jest już zamknięty.
Charakterystyczna
kreska – prosta i nowoczesna, ale zarazem klasyczna. Piękne ilustracje
(pokazywałam je już tutaj), które mi zawsze i od razu kojarzą się z prawdziwą
sztuką.
Wiara
w inteligencję czytelnika, troska o kompozycję, cudowne poczucie humoru.
I
tylko trzy książki autorskie, za to jedna piękniejsza od drugiej:
„Koń
i kot” – jedyny nie wznowiony dotąd biały kruk (na zdjęciu opublikowana w "Ty i ja" ilustracja oraz fragment tej właśnie książki).
W
2010 roku autor zapowiadał, że lada moment nakładem wydawnictwa Znak ukaże się reprint. Do dziś jednak ani widu, ani słychu.
„Baśń
o królu Dardanelu” – historia o ostatnim z rodu Dardaneli, po mieczu królu i po
kądzieli, baśniowych królów wnuku brodatym, co wraca na zamek.
Rytmiczna,
liryczna i nieodparcie śmieszna, z niezapomnianymi czarno-białymi ilustracjami.
I
wreszcie wznowiona po raz kolejny w ubiegłym roku opowieść „O malarzu rudym jak cegła”,
w której autor bawi się słowem, kolorem i kreską, pokazując na czym polega
potęga wyobraźni i jakimi czarodziejami mogą być malarze.
Kiedy
pierwszy raz czytałam tę książkę razem z moimi dziećmi, wydawała mi się zabawną
historią z pięknymi ilustracjami.
Kiedy
sięgnęłam po nią wczoraj wieczorem, zrobiło się bardzo nostalgicznie.
„A kiedy skończył już Malarz wreszcie
sny wszystkim dzieciom malować w
mieście,
wrócił do siebie na Księżycową,
tam gdzie miał wannę swoją różową,
stołek i krzesło, łóżko i koc,
tam gdzie kanarek świeci co noc,
gdzie krzywe okna, drzwi z jednej
kreski,
gdzie nad kominem dymek niebieski,
gdzie nocą mruczy kot grubym basem.
Malarz wychodzi na spacer czasem.
Idzie przez ciche puste ulice.
Drogę oświeca sobie księżycem
i gęsim piórem na wszystkich szybach
dzieciom maluje dla żartu chyba –
Sny…”
Gdziekolwiek
jest teraz profesor Stanny, mam nadzieję, że chociaż raz na jakiś czas porzuci
różową wannę i koc i – przyświecając sobie księżycem – pojawi się chociaż w
snach.
Zamieszczone
zdjęcia pochodzą z książek (w kolejności):
Antoniego
Marianowicza „Raz czterej mędrcy…”, z ilustracjami Janusza Stannego,
Wydawnictwo Dwie Siostry, Warszawa 2011.
Janusza
Stannego „Baśń o królu Dardanelu”, Wytwórnia, Warszawa 2005.
Janusza
Stannego „O malarzu rudym jak cegła”, Wytwórnia, Warszawa 2013.
I tak historia o malarzu zyskała drugie znaczenie..
OdpowiedzUsuńPrzedostatnia ilustracja jest niesamowita, jak koronka i to światło w oknach.
Momarto, dziękuję za kolejne wyjątkowe rozpoczęcie dnia.
Kiedy ją teraz czytałam, zaczęłam się zastanawiać czy przypadkiem nie takie właśnie od początku było przesłanie autora. Ale może nadinterpretuję?
UsuńTa ilustracja to chyba moja ulubiona, choć wybór jest wyjątkowo trudny.
I oczywiście bardzo się cieszę, że ktoś udanie rozpoczął dzisiejszy dzień, i to dzięki mnie!:)
Strasznie to smutne, że informacja o śmierci profesora zagubiła się gdzieś na peryferiach ogólnopolskich mediów. Dzięki za wspomnieniowy wpis :)
OdpowiedzUsuńGdyby był politykiem albo dziennikarzem, trąbiono by o tym wszędzie. A tak? Ale nie oszukujmy się: w naszym kraju specjalnego szału na punkcie Stannego nigdy nie było, o czym świadczy choćby fakt, że na wznowienia jego książek trzeba było tak długo czekać i tak naprawdę dokonały się tylko dzięki zapałowi Wytwórni.
UsuńNie wiem jak to jest z mediami, bo nie śledzę.
UsuńAle przeglądam różne wpisy (FB, blogi) i zastanawiam się (to nie krytyka, a przeżuwanie własnych wątpliwości) czy koniecznie muszę dzielić się ze "światem" poczuciem straty.
Sądzę, że wątpliwości są jak najbardziej uzasadnione. Jeden milczy, inny krzyczy. Co nie zmienia faktu, że od mediów, przynajmniej ogólnopolskich, przynajmniej tych, które uważają się za "opiniotwórcze" (cokolwiek to w tych czasach znaczy), oczekiwałabym jakiejś wzmianki. Osobiście słyszałam jednak tę informację w jednym serwisie radiowym, dość mocno poniewczasie. Ale ja nie "bywam" zbyt intensywnie w mediach, więc może coś przeoczyłam.
UsuńW styczniu Świerzy, teraz Stanny. Mam wrażenie, że sztuka ilustracji dla dzieci przeżywa ostatnio rozkwit, wiec następcy są.
OdpowiedzUsuńBo to takie wymierające pokolenie, niestety. Choć i tak powinniśmy się cieszyć, że mogliśmy cieszyć się nimi aż tak długo.
UsuńI też mam wrażenie, że po okresie pewnej posuchy mamy teraz wysyp naprawdę fajnych ilustratorów i grafików.
Ja się naturalnie cieszę, że w ogóle byli. Swoją drogą to interesujące, że w zasadzie kilka dekad minęło bez nowych talentów.
UsuńA mi się wydaje, że talenty owszem, były i są nadal, tyle że u nas się ich nie doceniało, toteż pracowali (a niektórzy nadal pracują) głównie zagranicą. Mamy na przykład całkiem spore grono ilustratorów pracujących w Niemczech czy w Korei. Wspominany wyżej Józef Wilkoń też zresztą dość długo cieszył się sławą raczej międzynarodową niż krajową. Liczę na to, że ten trend właśnie się definitywnie odwraca!
UsuńDziękuję za piękny wiersz.
OdpowiedzUsuńKiedy już trafię na Księżycową, nie omieszkam przekazać Twoich podziękowań!:)
UsuńTo jest właśnie wielki ból - niezarejestrowane świadectwo ludzi, którzy już odeszli, a dzięki którym jesteśmy poniekąd jacy jesteśmy, czyli wszystko to, co bierzemy z dzieciństwa i mamy przy sobie całe życie, choć może wyrosło na tym, już insze zielsko.
OdpowiedzUsuńTak było i będzie, bo na tym poniekąd polega przemijanie. Tym bardziej trzeba cieszyć się tymi, którzy - jak Stanny - potrafią zostawić po sobie nieco trwalszy ślad, furtkę do wspomnień.
UsuńPięknie napisałaś....
OdpowiedzUsuńRaczej tylko dorobiłam ramkę do pięknego środka:)
UsuńPytałam kiedyś profesora , którą swoją książkę ceni najbardziej. Na co on, że nie, nie, nie, trudno wybrać, tyle rzeczy w życiu zmalował, jak tu wybrać jedną. Na co ja, z wdziękiem czołgu - Gdyby jedna jedyna książka miała być jego paszportem, choćby do nieba, co by pokazał Św. Piotrowi na bramce?
OdpowiedzUsuńNa co Profesor od razu - DARDANEL! Wiadomo, że Dardanel, pewnie dlatego , że tak dobrze mi się współpracowało z autorem tekstu!
Ciekawe czy świętemu Piotrowi Dardanel się spodobał?:)
UsuńAle szkoda, że skoro współpraca z autorem tekstu była tak znakomita (nie wątpię!), ten monotandem nie wykorzystał tego i nie stworzył znacznie większej ilości książek niż tylko tych kilka!