sobota, 28 czerwca 2014

O.Brenifier "Prawda według Niny", czyli dlaczego dorośli powinni czytać książki dla dzieci

Dorośli nie czytują książek dla dzieci, jeśli nie muszą.
Bo po cóż przecież mieliby czytywać takie głupie książki dla tych głupiutkich dzieci, nieprawdaż?

Ciekawe więc dlaczego od kilku dni mam narastające wrażenie, że zamiast akcji „Cała Polska czyta dzieciom”, powinno się natychmiast zorganizować akcję „Cała Polska czyta książki dla dzieci”.


Nina, ośmioletnia bohaterka książki napisanej przez francuskiego filozofa Oscara Brenifiera „Prawda według Niny”, po wysłuchaniu bajki o chłopcu, który oszukiwał innych po to, by się z nich naigrawać, mówi, dialogując z własnym psem:
„- To dwie zupełnie różne rzeczy: kłamać, żeby kpić sobie z innych, czy robić to dla własnej obrony. Mimo wszystko to nie to samo.
- Więc dla ciebie kłamstwo jest rzeczą normalną.
- Nie, dla mnie obrona jest rzeczą normalną. Kłamiąc we własnej obronie, nikomu nie robi się nic złego. Za to nie powinno być kary.
- Uważasz więc, że są różne rodzaje kłamstwa?
- Tak. Niektóre są poważne, a niektóre nie. Liczy się głównie intencja.
- Czyli według ciebie są kłamstwa zupełnie normalne?
- Właśnie tak! Bywają kłamstwa zupełnie normalne.

Kiedy pracownica hipermarketu zostanie przyłapana na wynoszeniu pod bluzka dwóch batoników, nikt nie przebiera w słowach i wyrazach potępienia. Oczywiste jest przecież, że mamy do czynienia ze zwykłą złodziejką. 
Kiedy jeden minister spotyka się z drugim ministrem w modnej restauracji i przy wykwintnych potrawach, zapijanych luksusowymi trunkami (czy tylko mi się wydaje, że w pracy się nie pije?) prowadzi „półprywatne” rozmowy, a następnie płaci za wszystko służbową kartą kredytową, okazuje się, że to przecież coś zupełnie innego niż ukraść batonik za 2 złote. I nie, nie, nikomu nawet przez myśl nie przejdzie, by użyć rzeczownika "złodziej".

„- Mamo, powiedz, co robić, kiedy inni nie chcą uznać prawdy?
- A ty uważasz, że ją znasz?
- Może nie do końca, ale mogę mówić rzeczy prawdziwe! Problem pojawia się, kiedy wiem, że coś jest prawdziwe, podczas gdy inni twierdzą, że tak nie jest.
- No tak, to znaczy, że nie zgadzają się z tobą: oni znają jakąś inną prawdę.
- Jeśli każdy ma własną prawdę, to ogólna prawda nic nie znaczy.
- W tym, co mówisz, jest trochę prawdy. „Prawda” to słowo, którego używa się bez zastanowienia. Każdy rości sobie prawo do własnej prawdy. Myśli, że ją zna i uważa, że racja jest po jego stronie.”

Po pojawieniu się na rynku dwóch książek o tragedii na Broad Peak, pojawiły się krytyczne głosy na temat każdej z nich.
Jackowi Hugo-Baderowi jak zwykle, choć tym razem wyjątkowo na szczególnie natarczywe własne życzenie, zarzucono szereg zmyśleń i przeinaczeń (zrobił to m.in. Jacek Berbeka, link do wywiadu z nim tutaj).
Bartkowi Dobrochowi, jednemu ze współautorów drugiej z książek, na portalu wspinanie.pl zarzucono nielojalność i chęć zrobienia kariery na tragedii (link do zamieszczonego tam komentarza zarządu PZA tutaj).
Obaj zaprzeczają, przedstawiając własne racje. I własną prawdę. Ale każdy, kto tego chce, i tak wie lepiej. Zna lepszą prawdę.

W książce Brenifiera, w jednym z rozdziałów, zatytułowanym „Paradoks”, Nina dialoguje z tatą:
– Jeśli ci mówię, że jestem kłamcą, co o tym myślisz?
- Ech… nic. Mówisz mi, że jesteś kłamcą.
- Wierzysz mi?
- Jeśli tak mówisz… to musi być prawda… albo to żart.
- Ale co ja przed chwilą ci powiedziałem?
- Że jesteś kłamcą.
- Wierzysz kłamcom?
- Nie, bo oni kłamią. Ojej… ale mnie złapałeś. A więc nie, nie wierzę ci.
- Więc powiedziałem kłamstwo, bo jestem kłamcą?
- Właśnie tak.
- Jednak jeśli powiem kłamstwo, czy prawdą jest, że jestem kłamcą?
- Tak, bo kłamiesz.
- Ale jeśli powiedziałem prawdę, czy jestem kłamcą?
- Tato, za szybko mi to tłumaczysz. Już niczego nie rozumiem. Jesteś kłamcą – tak czy nie?
(…) – Widzisz, logika nie zawsze funkcjonuje. Spotyka się czasem w życiu problemy, których nie da się rozwiązać. To są paradoksy. Nie można zdecydować, co jest prawdziwe, a co fałszywe. Taka sytuacja wprowadza nas w błąd.

Jacek Hugo-Bader dał ostatnio szereg powodów do tego, by uznawać go za kłamcę. W wywiadzie udzielonym internetowemu dwutygodnikowi (link tutaj) bez cienia zażenowania przyznał, że w rozmowie jaką przeprowadził z Jackiem Berbeką, namawiając go do tego, by zabrał go na wyprawę poszukiwawczą na Broad Peak, koloryzował i wyolbrzymiał. W tej samej rozmowie, a także we własnej książce, przyznał się do napisania – własnymi rękami, czy nie, to bez znaczenia – fałszywego oświadczenia na temat treści wywiadu udzielonego Mariuszowi Kargulowi. Do tego kilka krótkich fragmentów jego książki mocno przypomina kilka zdań z wcześniej opublikowanych artykułów prasowych autorstwa Bartka Dobrocha.
„Jacek Hugo-Bader popełnił plagiat?” grzmi tytułem najnowszy „Tygodnik Powszechny” (cały tekst można przeczytać tutaj), prezentując tuż obok zamówioną przez siebie opinię prawną (o jakości opinii prawnych i o tym, że w ciągu dwóch godzin każdy umiarkowanie zdolny prawnik napisze dwie różne, ba! krańcowo odmienne, choć równie przekonywujące opinie, napiszę innym razem). Wielkie litery, wielki tytuł, dużo zamieszania. Prawda wydaje się być oczywista.

A może jednak warto byłoby zastanowić się nad tym, czy aby na pewno fakt dopuszczenia się przez Hugo-Badera kilku (kilkunastu? kilkudziesięciu?) kłamstw, przeinaczeń, podkolorowań przekreśla wszystko, co chciał swoją książką przekazać? Wszystko, co przeżył i widział? To także pytanie o to, jak powinna wyglądać literatura faktu; o to, czy reporter może sam uzupełnić brakujące szczegóły, czy też musi wiernie trzymać się tego, co zdarzyło się na pewno i naprawdę. Znacznie lepiej niż ja pisze na ten temat Wojciech Tochman w felietonie zamieszczonym na łamach ostatniego Dużego Formatu. Nawet on jednak zaznacza, że pisze we własnym imieniu, nie rości sobie prawa do narzucania innym tego, co powinni robić.

Autorzy „Tygodnika Powszechnego” być może nie mieli zajęć z filozofii, a może nie uważali na lekcjach o paradoksie. Ich akcja jest czarno-biała. Narobi mnóstwo smrodu, być może szereg osób zniechęci do sięgnięcia po tę lub inną książkę Hugo-Badera. A szkoda, bo lektura "Długiego filmu o miłości" Hugo-Badera wcale nie pozbawia sensu czytania także "Broad Peak. Niebo i piekło" Dobrocha i Wilczyńskiego; przeciwnie, obie lektury znakomicie się uzupełniają. Emocjonalny i egocentryczny Bader oraz racjonalni i analizujący Dobroch i Wilczyński. Wysokogórski laik kontra doświadczony wspinacz oraz syn wspinacza. Spojrzenie z boku oraz od środka, z kipiącego od emocji namiotu na zboczach Broad Peak. Obie tak samo prawdziwe. Prawdą ich autorów.

Dorośli, czytajcie książki dla dzieci. Możecie się z nich wiele nauczyć.

Oscar Brenifier „Prawda według Niny”, ilustracje Ires de Moüy, przekład Maja Wałachowska-Sobczak. Wydawnictwo Czarna Owca, Warszawa 2010. 

34 komentarze:

  1. Bodaj kilkanaście lat temu (a może tylko dziesięć) miałam taki czas, że oglądałam codziennie kilka programów informacyjnych (Wydarzenia, Fakty i Wiadomości "na deser"). Przekonałam się wówczas, do jakiego stopnia dziennikarze manipulują opinią publiczną, i wyniosłam pożyteczną naukę - aby wyrobić sobie zdanie na jakiś temat, trzeba poznać różne punkty widzenia, różne opinie. Wydawałoby się, że to takie naiwne odkrycie; a jednak wciąż ze zdumieniem konstatuję, jak łatwo części ludzi przychodzi ferowanie wyroków na podstawie jednej tylko (cudzej) opinii.
    Temat Broad Peak żywo mnie interesuje i jestem Ci wdzięczna za posty z nim związane (i wszystkie linki do artykułów!), bo chwilowo brakuje mi czasu na szukanie w bibliotekach obu książek, ale co gorsza - także na ich czytanie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powinnam mieć szlaban na pisanie komentarzy po 22.00. Nie chodziło mi o to, że dopiero wtedy zrozumiałam, że trzeba poznać różne punkty widzenia. Tylko o to, że do tamtego czasu byłam święcie przekonana, że wystarczy obejrzeć jakikolwiek dziennik, żeby wiedzieć, co się w Polsce i na świecie dzieje, i zaszokowało mnie, jak duże są różnice w przedstawianiu rozmaitych wydarzeń i formułowaniu opinii o nich. Od tamtego czasu bardzo ostrożnie podchodzę do wszystkiego, co się pojawia w mediach.

      Usuń
    2. Spokojnie, zrozumiałam co miałaś na myśli:)
      Ten post jest sumą uczuć targających mną przez ostatni tydzień. Przez pewien czas miałam ochotę pociągnąć go w stronę rzetelności dziennikarskiej, ale ostatecznie dałam sobie spokój, bo pewnie by mnie zemdliło w trakcie pisania.
      Jestem w tej szczęśliwej sytuacji, że doskonale wiem, jak trudno jest prawidłowo ocenić i odtworzyć zdarzenie, w którym nie brało się udziału. Parę razy, owszem, miałam poczucie nieomylności, jednak za każdym razem natychmiast życie dawało mi mocno po dupie i pokazywało gdzie moje miejsce. Kilkanaście, a może i kilkadziesiąt razy byłam też osobą, do której dziennikarze przychodzili, parę razy brałam też udział w programach telewizyjnych. Nigdy nie zdarzyło się, aby któremukolwiek z dziennikarzy, w jakimkolwiek programie czy tekście udało się oddać istotę problemu, większość w ogóle nie rozumiała o co chodzi. Dlatego przeraża mnie ten brak odpowiedzialności za słowo, z jakim mamy obecnie do czynienia. Bo ja wiem, że to tylko jedna z opinii, a prawda może leżeć zupełnie gdzie indziej (najczęściej pośrodku), ale większość przyjmuje słowo pisane bądź pokazane jako prawdę objawioną.
      Wydaje mi się też, że mimo wszystko dziennikarzom prasowym łatwiej jest dotrzeć do sedna (o ile chcą); prawa, którymi rządzą się dziś telewizje są tak makabryczne, że telewizyjni są niemal bez szans. Dlatego telewizji, w tym jakichkolwiek wiadomości, nie oglądam od dawna (myślę, że nawet od 15 lat).
      Gdybyś miała ochotę przeczytać obie książki o Broad Peak, daj znać. Mam obie - teraz krążą "po rodzinie", ale sądzę, że po wakacjach obie będę mogła spokojnie Ci pożyczyć:)

      Usuń
    3. Podzielam Twoje zdanie nt.dziennikarzy prasowych, chociaż i tu trzeba stosować zasadę ograniczonego zaufania. Rzetelność dziennikarska to dziś rzadkość (zwłaszcza w przypadku telewizji), podobnie jak podstawowe prawo zawodu czyli "dziennikarz ma opisywać to, co widzi".
      Dziękuję za propozycję, jeżeli nie udadzą mi się łowy w miejskich bibliotekach to się "uśmiechnę" o obie książki ;-)

      Usuń
    4. Myślę, że problem tkwi w sposobie przygotowywania do wykonywania tego zawodu. Ok, dziennikarz nie musi kończyć studiów dziennikarskich, ale jakaś etyczna podyplomówka może by się przydała? Podobnie zresztą jest z szeregiem innych zawodów, równie ważnych, by wymienić tylko lekarza czy np. prawnika. W ubiegłym roku egzaminowałam pretendentów do wykonywania zawodu adwokata - kilka osób nie widziało niczego zdrożnego w tym, że opowiadało szacownej komisji jak tu najlepiej "zakombinować", naginając prawo. Szczęka mi wówczas opadła. To czegóż tu wymagać od dziennikarzy?
      Oczekuję w takim razie na ewentualny uśmiechnięty sygnał!:)

      Usuń
    5. Z ciekawości zajrzałam do programu studiów dziennikarskich na UWr - jest przedmiot "etyka dziennikarska", ale trudno stwierdzić, w jakim właściwie wymiarze godzin.
      Zgadzam się z Tobą - myślę, że jest sporo takich zawodów (i dziennikarz do nich należy), do wykonywania których jedne studia to za mało; przydałyby się drugie, co najmniej podyplomowe. Tylko ilu osobom będzie zależało, aby pogłębiać wiedzę i być dobrym w swoim zawodzie, a ile będzie się przesmykiwać, bo za fuszerę i tak nieźle zapłacą? Były różne przypadki dziennikarskich nadużyć i nieetycznych zachowań, ale jakoś nie słyszałam, żeby kogokolwiek za to np. zawieszono albo przynajmniej zganiono.
      Obawiam się, że problem może być głębszy, i leżeć nie tylko w przygotowaniu do zawodu, ale w obecnej ludzkiej mentalności ;-(

      Usuń
    6. Podsyłam jeszcze link do ciekawego wywiadu, m.in. o mediach: http://weekend.gazeta.pl/weekend/1,138262,16228637,Hanna_Samson___Jestem_za_rewolucja__ale_bezkrwawa_.html#TRwknd

      Usuń
    7. Niestety, myślę że możesz mieć rację. Teraz często chce się mieć wszystko szybko, a najlepiej jeśli przy okazji dobrze za to zapłacą. W świecie, w którym liczy się news, często brakuje refleksji. A nawet jeśli przychodzi, to zazwyczaj za późno.
      Kolejnym problemem jest wszechobecne relatywizowanie i koniunkturalizm. Cóż z tego, że jedni zganią za nieetyczne zachowanie (wydaje mi się, że wbrew temu, co piszesz, nadal się to zdarza), gdy inni za to samo gorąco pochwalą?
      Osobiście jestem zwolenniczką edukowania przez praktykę i doświadczenie życiowe. Jak już kiedyś wspominałam, mam w swoim życiorysie epizod "dziennikarski" - przez nieco ponad dwa lata, w wieku około 20 lat, pracowałam dla Polskiego Radia. Z całym szacunkiem, ale to nie jest wiek właściwy, by umieć odróżniać dobro od zła, by umieć się oprzeć manipulacjom. Wtedy jednak wydawało mi się zupełnie inaczej, byłam oburzona, że jestem marginalizowana.
      Szybka ścieżka kariery nie w każdym przypadku jest dobrym pomysłem. W przypadku dziennikarzy na pewno nie.
      Co do podrzuconego przez Ciebie linku (dzięki!): dziś nie dam rady przeczytać ze zrozumieniem, ale jutro chętnie zerknę. Pani Hanna Samson jest moim zdaniem bardzo mądrą kobietą, która do tego jeszcze bardzo wiele przeżyła, więc jej głos zawsze uważam za ważny.

      Usuń
  2. Kurcze, to bardzo mądra książeczka, czy ona na pewno jest dla dzieci? Czy logiczne nielogiczności tak trudne dla dorosłych trafią do najmłodszych, a może trafią do nich lepiej niż do główek dorosłych poważnych panów, bo nieskażone są jeszcze (czy aby na pewno?) zakłamaniem naszej dorosłej cywilizacji. Choć, jak tak czytam, a czytam sporo klasyki, jak świat światem kłamstwo, manipulacja, nierzetelność zawsze miały się dobrze i jakoś małe widzę szansę, aby na tym świecie coś miało ulec poprawie, co oczywiście nie znaczy, iż takie postępowanie nie oburza nas zwykłych zjadaczy chleba.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest jak najbardziej dla dzieci, m.in. ze względu na jej formę. Nie wstawiłam żadnego zdjęcia, ale mamy do czynienia z czymś w rodzaju komiksu. Poza tym rozmowy na temat tego, czym jest prawda są osadzone w konkretnych, bliskich dzieciom kontekstach. Oczywiście, najlepiej byłoby, aby była to książka do wspólnej lektury, razem z rodzicem, który na bieżąco odpowiada na wszystkie pytanie dziecka (szereg z nich bywa trudnych).
      Pewnie, że nic nowego; pewnie, że o tym wszystkim pisali już najklasyczniejsi klasycy. Ja jednak żyję na tym świecie po raz pierwszy, dlatego nie odmawiaj mi prawa do mojego własnego zbulwersowania:)) Nienawidzę podwójnych standardów, obłudy i złodziejstwa. Podobnie jak generalizowania i zacietrzewienia. Że nie wspomnę już o tym, że - w odróżnieniu od redakcji "Tygodnika Powszechnego" - nie uważam, aby najlepszym rozwiązaniem było skierowanie sprawy do sądu. Bo owszem, można w nim wygrać, ale często przegrywa się przy tym bardzo wiele.

      Usuń
    2. Nie odmawiam ci prawa do zbulwersowania, oburzenia, niezgody, sprzeciwu. Sama nie bywam od nich wolna. Jest takie mądre powiedzonko, że kropla drąży skałę, więc nawet jeśli to tylko jest niezgoda i z pozoru niewiele znaczący sprzeciw to pomnożona przez tysiące, czy tysiące tysięcy może kiedyś zrobi choć mały wyłom w tym murze zakłamania, obłudy, podwójnej moralności.

      Usuń
    3. No właśnie. Bo najgorzej jest powiedzieć: no tak, ale przecież i tak to niczego nie zmieni, nie ma sensu nic robić. Nie przeceniam swojego wpływu na rzeczywistość, ale mam nadzieję, że jeśli choć jedna osoba zastanowi się nad tym, co napisałam, to już będzie coś. Może nie wyłom, ale choć małe, dostrzegalne tylko pod lupą uszczerbienie.

      Usuń
  3. Odłączyłam się na parę dni od netu, a tu proszę- kolejny świetny post! Sama miałam niewesołe refleksje dotyczące tej historii. Szczególnie, że jestem mocno zainteresowana reportażem jako gatunkiem. Co jakiś czas nabieram jednak niepewności (wcześniej miałam ją przy Pawle Smoleńskim)- co do prawd w nim zawartych. Może faktycznie HB jest świetnym pisarzem, ale czy w takim razie reporterem? Akurat kupiłam DF i czytałam artykuł Tochmana- trudno mi się z nim nie zgodzić. Szczególnie, że wymienił Ostałowską i przypomniało mi się bardzo ciekawe spotkanie z nią, na którym byłam i moje refleksje co reporter powinien, a co nie. Czy, faktycznie liczy się tylko sedno, a nie szczegół? Ale w takim razie, czy nie ma mowy o pewnego rodzaju manipulacji - czy fałszywe szczegóły opisują sedno prawdy?
    Nie wiem czym kierują się autorzy drugiej książki - czy bronią swojej pracy, czy robią szum medialny ( w sumie mogliby po prostu o tym pisać, a nie kierować sprawę do sądu)? Napisałaś, trafnie, "Obie tak samo prawdziwe. Prawdą ich autorów", ale w takim razie, czy jest to prawda, czy kłamstwo? :) Wypowiadam się tylko na temat sprawy, nie treści obu książek.
    Zgadzam się z tym co napisałyście z Eireann- o etyce dziennikarskiej chyba słuch zaginął. To, że media manipulują opinią wiadomo od lat. Nadal wychodzą jednak książki pisane dla dziennikarzy i dla studentów dziennikarstwa. Przykre jest to, że w rzeczywistości nikt nie bierze tego pod uwagę, bo tak jak napisała Eireann, "rzetelność dziennikarska to dziś rzadkość".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja odłączę się dopiero za 2 tygodnie, ale już nie mogę się doczekać!
      Mnie w całej tej sprawie denerwuje wylewanie dziecka z kąpielą. Uważam książkę JHB za dobrą (podobnie jak książkę Dobrocha i Wilczyńskiego; obie startują jednak w całkiem innych kategoriach) i nie podoba mi się robienie wokół niej szumu sprawiającego wrażenie, że cała jest plagiatem. Podobnie jak nie podoba mi się licytowanie się na to, kto jest bardziej rzetelny i bardziej porządny.
      Moje podejście do literatury faktu jest jednak mniej rygorystyczne niż to, które zaproponował Wojciech Tochman; może to wyznacza moją optykę?

      Usuń
    2. Ja się odłączam od czasu do czasu, tak dobrowolnie ;) Po prostu nie chce mi się włączyć laptopa, jak nie muszę :)
      Masz rację- cała sprawa jest dość niesmaczna jednak.
      Być może gdyby mnie reportaż nie interesował w jakiś szczególny sposób, pewne sytuacje nie miałyby dla mnie aż takiego znaczenia. Jednak jako czytelnik mogę się czuć zawiedziona. Mam wrażenie, że to dość obszerny temat- etyka reportera ;)

      Usuń
    3. Ja niestety muszę. Codziennie. Dwa razy dziennie, albo i trzy, a najlepiej gdybym go w ogóle nie wyłączała:(
      Co do absmaku - zdaje się, że brniemy dalej. W najnowszym numerze TP nowa opinia prawna plus wypowiedź pana Mucharskiego (wcześniejsza, którą czytałam gdzieś w internecie (Press?), lekko mnie zmroziła. Tutaj link Jeszcze raz podkreślę: też uważam tę zbieżność za nieprzypadkową, też uważam, że JHB powiedział w wywiadach parę słów za wiele, ale litości, po co te armaty i kałasznikowy? To może od razu do ciupy go, a książkę na przemiał?

      Usuń
    4. Wydaje mi się, że to się skończy w sądzie, który uzna, ze plagiatu nie było, tylko zapożyczenia. A smród zostanie.

      Usuń
    5. Smród już jest. I o to być może chodziło, bo nie wydaje mi się, aby ktokolwiek rozsądny widział sens w kierowaniu tej sprawy do sądu. I nie, nie mam na myśli tego, że sądy w tym kraju są niesprawiedliwe, więc nie ma to sensu:P

      Usuń
  4. "Góralska teoria poznania mówi, że są trzy prawdy: święta prowda, tyż prowda i gówno prowda." i tylko chciałoby się wierzyć, że ten cały reporterski dorobek ostatnich lat, to nie jest jednak to ostatnie :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W każdym kłamstwie tkwi źdźbło prawdy, głosi przysłowie. Może w każdym to nie, ale nawet podkoloryzowane książki reporterskie zawierają zwykle choć kilka mądrych zdań i spostrzeżeń.

      Usuń
    2. Ale te źdźbła tak wyłuskiwać, to może i dobra zabawa, ale jak się ma czas na weryfikację. Niestety kolejne doniesienia z reporterskiego poletka zniszczyły moją wiarę, że jak biorę do ręki non-fiction, to jednak akcent jest postawiony na non. Szkoda, że ten brak zaufania rozciągam również na tych, którzy nie zmyślają :( I koniec z przekładaniem "nie widzieli, a uwierzyli" na literaturę faktu, przynajmniej u mnie :P

      Usuń
    3. Ja nigdy nie traktowałam żadnej książki reporterskiej jak podręcznika, może dlatego nic mi nie legło w gruzach. W przypadku książki JHB nadal uważam, że akcent jest postawiony na "non". Jako czytelniczka nie czuję się oszukana, dla mnie to najważniejsze.

      Usuń
    4. I jeszcze przed chwilą przeczytane na fejsbukowej stronie Antologii 100/XX. Z pewnością wyrwane z kontekstu, ale idealnie mi tu pasuje i oddaje to, co myślę. Słowa pana Andrzeja Mularczyka: "Reportaż to fakt. Literatura faktu to jest stosunek do faktu. I to jest bardzo znacząca różnica".

      Usuń
    5. Ja to rozumiem, ale mowa tu o stosunku do faktu, a nie do zmyślenia co zdarza się coraz częściej. Człowiek czyta książkę, cieszy się że nabył wiedzę, a tu nagle mądrość internetu weryfikuje sensacje zawarte na kartach tych pozycji :(

      Usuń
    6. "Fakty są święte". - Nie można ich zmyślać ani przekręcać. Poza jednym wyjątkiem, kiedy musimy chronić bohatera, czyli z ważnych powodów uniemożliwić jego rozpoznanie. Tochman. I ja się z nim zgadzam.

      Usuń
    7. Gorzej, że mądrość internetu bywa nader często tylko głupotą przepuszczoną przez klawiaturę i zwielokrotnioną przez lajki i cytowania.
      A akurat z tym poglądem Tochmana niezupełnie się zgadzam. W swoim felietonie podawał przykład wymyślenia koloru kubka, czego - jak twierdzi - teraz by nie zrobił. Kompletnie tego nie rozumiem. Tzn. jeśli autor chce aż tak rygorystycznie trzymać się prawdy i umie utrzymać się w przegródce "literatura", to ok, bardzo dobrze. Ale jeśli uzupełni prawdę o parę wymyślonych szczegółów, nie fałszując sedna, nie widzę w tym najmniejszego problemu. Ale ja nie wierzę w prawdę obiektywną i nie uważam jej - ani w literaturze, ani w życiu - za najwyższą wartość.

      Usuń
    8. Oczywiście, zgadzam się z Twoją niezgodą :D Chodziło mi właśnie o to sedno, a nie kolor kubka, chyba że jest on istotny dla opowiadanej historii, a co za tym idzie ma znaczenie, wpływa na opowieść :)

      Usuń
    9. Uf! Tą oto pokrętną drogą doszliśmy wreszcie do porozumienia:)

      Usuń
    10. Należy to uczcić! :)

      Usuń
    11. Koniecznie! Jestem zwarta i gotowa:)

      Usuń
  5. O tej samej "teorii" sobie pomyślałam, ale mój wrodzony optymizm daje mi nadzieję, że aż tak źle nie jest ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak sobie teraz pomyślałam, że może nie powinnam się wypowiadać. W pracy na co dzień obcuję z kłamstwem, niekiedy niezwykle wykwintnym, czasem prostackim i może dlatego wydaje mi się, że tak po prostu jest i trzeba z tym żyć?

      Usuń
  6. Wiesz, obawiam się, że kłamstwo zawsze było na topie, bo któż nie kłamie.Problem zaczyna się dopiero od jego stanu ciężkości i tego, czy robi się komuś krzywdę, czy przed nią chroni.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nina u Brenifiera też tak uważa:) Kłamstwo było i będzie, nie należy go wspierać, ale też nie zawsze trzeba odwracać się od kłamcy plecami.

      Usuń