niedziela, 11 listopada 2012

11 listopada, czyli co przeczytać dziecku?


I Młodszy, i Starszy dostali z placówek edukacyjnych przykazanie, by w piątek pojawić się „na galowo”.
- A czy w ogóle wiecie dlaczego? – zapytała Matka.
- No pewnie, bo jest święto Polski. – z typową dla siedmiolatka pewnością siebie oświadczył Starszy.
Młodszy ograniczył się do zrobienia okrągłych oczu i mądrej miny.

Ostatecznie obaj w piątek ubrali się wyłącznie w piżamy. Czyżby zadziałał wirus akademijny, częstujący katarem i kaszlem, ale wybawiający od nudziarstwa ku czci?
Może tak. Żaden wirus nie wybawia jednak od gorliwej Matki, która postanowiła zaatakować dziatwę patriotyczną książeczką, przygotowującą ich do niedzielnego święta.

Od postanowienia do realizacji tym razem droga bardzo daleka, a kłód po drodze mnóstwo.
Obeszłam kilka księgarni, gdyż wydawało mi się, że w liczącym około czterysta tysięcy mieszkańców mieście musi się znaleźć coś „na temat”. Błąd. Pytany przeze mnie personel tylko połowicznie reagował tak jak Młodszy, tzn. owszem, robił równie okrągłe oczy, ale zarazem bardzo głupie miny.
Postanowiłam więc zaatakować bibliotekę. Przemiła pani bibliotekarka, uprzedzona telefonicznie, przygotowała się jak mogła.
- Wie pani, jest problem. – przywitała mnie od progu. – Jakby pani starsze te dzieci miała, to coś bym może znalazła, ale dla takich maluchów w zasadzie nic nie ma. Mogę pani zaproponować tylko to…


„To” wygląda, jak widać.
Nie jestem znawcą Sztuki. Nie mam na ścianie jeleni na rykowisku, ale nie mam też niczego innego (poza rysunkami moich dzieci, które ze sztuk stały wyłącznie obok sztuki kochania). Mam jednak własny próg wrażliwości estetycznej, po którego przekroczeniu zaczynają mnie boleć zęby.
Teraz mnie bolą. Halo, czy to pogotowie stomatologiczne?!


Ja już pominę tę opaskę na okładce (można wszak zdjąć) z hasłem „Gorąco Wam polecam! Katarzyna Łaniewska”. Sprawdziłam, bo nie wiedziałam kim jest ta pani i dlaczego to ważne, że akurat ona poleca. Teraz wiem kim jest (postanowiłam nawet w związku z tym czym prędzej przypomnieć sobie „Zbrodniarza, który ukradł zbrodnię”, bo zaintrygowała mnie notka w Wikipedii, że pani Łaniewska „gra tam siebie”), ale dalej nie wiem, czemu poleca. Trudno.
Gdyby dało się to czytać zakrywając obrazki, może nawet i bym przeczytała dzieciom.
Ale nie da rady. Obrazki są na górze, na dole, z boku, w środku. No nie mogę, przepraszam, ale nie mogę. Sama obejrzałam i przeczytałam, ale im tego nie zrobię. Jeśli już będą musieli w przyszłości chodzić do psychoterapeutów, to niech znajdą sobie inny powód.

Co do treści.
W porównaniu do ilustracji błyszczy niczym zorza. Z dwóch pozycji, które wypożyczyłam, zdecydowanie wolę jednak  „Elementarz Małego Polaka”. „Cud nad Wisłą”, wydany w 90. rocznicę Bitwy Warszawskiej, jest bowiem dla mnie za bardzo patetyczny i bogoojczyźniany. Ponadto częstotliwość z jaką w tekście pada słowo „bolszewik” (uwzględniając wszelkie formy fleksyjne) zdecydowanie przerasta moją wytrzymałość (a poza tym uczono mnie, żeby używać synonimów w celu uniknięcia nadmiaru powtórzeń).


Elementarz małego Polaka” to z kolei zbiór krótkich notek na tematy związane z Polską i polskością. Nie ma w nich nadmiaru informacji (co poczytuję za plus, skoro jest to pozycja dla najmłodszych czytelników), a tylko pobieżne przemknięcie się „po temacie”. Kolejno mowa jest więc o godle i fladze, o hymnie, o stolicach Polski, o zmianach w kształcie naszych granic, o świętych patronach Polski, o królach (i w jednym zdaniu o prezydencie), o polskich rycerzach, o husarzach (no przecież!), o polskich wodzach (ograniczonych do dwóch Józefów – Poniatowskiego (?) i Piłsudskiego oraz jednego Tadeusza – Kościuszki), o polskich domach, o tradycyjnych strojach, o polskim ucztowaniu i potrawach (bigos, ach ten bigos!), o polskich szkołach (tak, jest też o Wrześni) i wreszcie – mój ulubiony rozdział – „Astronom i papież, czyli o Polakach, których zna cały świat” (poza przedstawicielami rzeczonych profesji pojawia się tam jeszcze tylko muzyk i kompozytor Fryderyk Chopin, czytaj: Szopen).

Książeczka jest więc, jak widać, bardzo poprawna politycznie i wyznaniowo. Na odwrocie napis: „Patronat medialny: kochampolske.pl – kampania społeczna”
Wbijam do Gogola. Nie ma „kochampolske.pl”, ale jest „kochampolske.com” – też kampania społeczna. Cytuję z ich strony internetowej, z zakładki: „Idea kampanii”: „to społeczna akcja reklamowa organizowana przez osoby działające non-profit, zainicjowana przez Młodzież Wszechpolską i propagowana przez młodych narodowców i patriotów. Celem tego przedsięwzięcia jest promocja nowoczesnego patriotyzmu i ukazanie miłości do Ojczyzny w nietypowych, zaskakujących formach”.
Oj.
Po kilku następnych kliknięciach okazuje się, że „w poprzednich edycjach”, kampania była prowadzona przy użyciu domeny (czy jakkolwiek to się nazywa) „kochampolske.pl”. Czyli dobry trop. Oj, oj.
Wchodzę na podstronę „Jak pomóc” i przez nią na stronę kampanii na facebooku. Przeglądam w ograniczonym zakresie, bo nie mam konta na fb, ale widzę możliwość uzyskania informacji na temat wyjazdów na Marsz Niepodległości w dniu 11.11.2012r., pozdrowienia od ultrasów z Legii Warszawa, okraszone przepięknym zdjęciem flagi ze swastyką i inne takie.
Ojojoj to za mało.

Na szczęście przypomniało mi się, że mam w domu książkę Małgorzaty Strzałkowskiej z serii „ABC… uczę się!” pod tytułem „Polska” (ilustracje Piotra Nagina znacznie lepsze niż poprzednie, choć też mnie osobiście nie powalają).


Jaki miły wierszyk, o rany! Nie ma wprawdzie nic o świętych, ale jest o fladze, Mazurku Dąbrowskiego, położeniu Polski w Europie, ba! nawet cytat z „Wesela” dało się wpleść. I zaraz obok tego cytatu zbiór takich oto pięknych słów: „ojczyzna, mama tata, miłość, rodzina, dom, przyjaźń, kocham, szkoła, góry, koledzy, koleżanki”.


Tak, drogie dzieci. Ojczyzna, mama, tata, kocham.
A husarze niech sobie odlecą, w końcu po coś mają te skrzydła.

Joanna i Jarosław Szarkowie „Elementarz małego Polaka”, Dom Wydawniczy „Rafael”, Kraków 2008.
Joanna i Jarosław Szarkowie „Cud nad Wisłą”, Dom Wydawniczy „Rafael”, Kraków 2010.
W przypadku obu pozycji: rysunki Krystyna Mól.

Małgorzata Strzałkowska „Polska”, Hachette Livre Polska, Warszawa 2008; ilustracje Piotr Nagin.

40 komentarzy:

  1. Doprawdy, zapędy indoktrynacyjne mszczą się okrutnie:PP U nas akademia jutro, nic nie zapowiada, żeby dziecię spędziło ją w piżamie w domu:) Szczerze mówiąc, odrzuca mnie nawet od przeglądania takich lektur w księgarniach. Kiedyś była rozkoszna historia Polski dla nieco starszych dzieci Kobylińskiego (albo z jego obrazkami), ale tam pewnie słowo bolszewik pojawiało się za rzadko jak na dzisiejsze potrzeby:P Chwilowo ograniczyliśmy się do legend polskich, Smok Wawelski nie wprowadza kontrowersji:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy widziałeś w jakiejkolwiek księgarni coś, co dałoby się przejrzeć? Czyli że co: trzeba mieszkać w milionowym mieście, aby móc mieć tę przyjemność?
      Wersji Kobylińskiego nie pamiętam, ale nie wątpię że dziś nie przeszłaby nowych ideologicznych testów.
      Legendy - pełna zgoda. Starszy ma w tym miesiącu taką lekturę i cały miesiąc na zajęciach kręcą się właśnie wokół tego tematu.
      Ale ja bym naprawdę chciała, żeby była pozycja która mówi dzieciom o ważnych rzeczach normalnie. Nie wiem jak to zrobić, ale ktoś zdolny na pewno by potrafił.

      Usuń
    2. Widziałem ze dwa tytuły, ale jako ojciec historyk mam drgawki jeszcze przed wzięciem czegoś takiego do ręki:)) Mignęła mi jakaś "Historia dla Piotrka" Marciniaka na przykład, ale nie widziałem, nie wypowiem się. Strzałkowska jest mocno hasłowa, ale młodszym spokojnie wystarcza.

      Usuń
    3. Strzałkowska bardzo hasłowa, ale to w zasadzie dla przedszkolaków, więc im mniej, tym lepiej.
      "Historię dla Piotrka" też mieli w bibliotece. Obejrzałam, ale odłożyłam, bo to chyba dla co najmniej dziesięciolatków. To jest chyba w ogóle traktowane jako podręcznik. Co do treści, to za krótko miałam w ręku, aby coś powiedzieć. Na pierwszy rzut oka mnie nie odrzuciło, to już coś.

      Usuń
    4. My jakoś nie pałamy chęcią poszerzania wiedzy historycznej, więc na razie moje objaśnienia bieżące wystarczają.

      Usuń
    5. Ja może też bym nie pałała, ale przy zmasowanym ataku szkolno-przedszkolnym chciałam dać jakiś odpór i potrzebowałam wsparcia. A było liczyć na własne siły...
      Swoją drogą, jestem ciekawa czy jest taka literatura dla młodych Niemców, Włochów, Holendrów, Anglików.

      Usuń
    6. Nie wiem jak z bardzo młodymi, ale sam kiedyś czytałem zbiór opowieści z historii Anglii, ale też dla ciut starszych. Znając nasze zapóźnienie cywilizacyjne, to na pewno mają:)

      Usuń
    7. Pewnie maja; pytanie jeszcze czy są w tym równie wstrząsająco patetyczni. Jakoś wątpię...

      Usuń
    8. To tylko my, i może Rosjanie, mamy taki stosunek do własnych dziejów:P

      Usuń
    9. Kto ma, ten ma. O stosunku Rosjan do ich dziejów się nie wypowiem, bo nie mam aktualnie żadnych kontaktów z przedstawicielami tej nacji (ach, gdzie te czasy, kiedy wysyłało się pisane cyrylicą listy do koleżanek i kolegów z CCCP:P)

      Usuń
    10. Ja sobie czytam od czasu do czasu, jak trudno się u nich przebić z jakąkolwiek nieheroiczną interpretacją wojny chociażby.

      Usuń
    11. Ale mówimy tu chyba o wersji oficjalnej; u nich ciągle wszak jeszcze dominującej i niedopuszczającej odstępstw (poza tymi limitowanymi). Ciekawe, jak to jest np. w krajach nadbałtyckich, mających wszak podobne jak my doświadczenia historyczne.
      U mnie w takich sytuacjach decydujący głos ma zdecydowanie moja niesłowiańska część. I wcale nie żywię o to do niej żalu, pomimo iż zasadniczo za nią nie przepadam.

      Usuń
    12. Litwa karmi antypolskie sentymenta, też by chciała mieć jakiś mocarstwowy epizod w dziejach:)) Pozostałem nadbałtyckie chyba się jakoś ogarnęły:)

      Usuń
    13. A my to niby nie karmimy, no naprawdę. Trzeba byłoby tam trochę pomieszkać, albo pogadać z kimś kto tam mieszka, żeby wiedzieć jak jest naprawdę.

      A moje dzieci właśnie same z siebie obejrzały fragment relacji z Placu Piłsudskiego. Pokiwały głową ze zrozumieniem, ale teraz wolą Strażaka Sama (Młodszy) i jakieś badziewie o potworach (Starszy). Nie wiem czy, idąc za patriotocznym ciosem, dziś nie powinnam ograniczyć im zainteresowań, np. przez wprowadzenie przymusu czytania Kajka i Kokosza. Kasztanki tam wprawdzie nie ma, ale sumiaste wąsy i owszem.

      Usuń
    14. Chcesz dzieciom Kajka obrzydzić? U nas faza Kokosza już była, nie wiem, czy wąsy to było to, na co dziecię zwracało uwagę.

      Usuń
    15. A my ostatnio właśnie stwierdziliśmy, że jesteśmy komiksowo zapóźnieni. Chyba dlatego, że ja czytałam Kajka w Świecie Młodych, a mężowskie egzemplarze zaginęły w akcji. Czas nadrobić, ale chyba faktycznie, lepiej nie pod biało-czerwoną flagą:)

      Usuń
    16. No doprawdy:) U nas już chyba po fazie komiksów, przynajmniej chwilowo:P A jeszcze a propos ilustracji Nagina - nie znoszę, zepsuły połowę tomów Strzałkowskiej:(

      Usuń
    17. U mnie faza na etapie rosnącym, niestety nie w tym kierunku, w którym bym chciała. Spidermana Starszy obrzydził sobie na razie sam, ale już zerka w stronę Scooby-Doo i innych paskudztw, ble!
      Ja teraz - na zasadzie kontrastu - spojrzałam na Nagina łaskawym okiem, ale w czasie nabywania tomów odczucia miałam podobne. Płakałam rzewnymi łzami za każdym razem, gdy okazywało się, że ilustrowała nie Batorska, ale on. Na szczęście chyba nie podzielili się po połowie, a przynajmniej te najfajniejsze, literkowe, części ilustrowała Batorska.

      Usuń
    18. No ale zepsuł parę fajnych wierszyków o cyferkach:( A po co zaraz alergicznie reagować na Scooby'ego? Była faza i przeszła.

      Usuń
    19. A kto tu mówi o alergicznych reakcjach. Po prostu brak entuzjazmu i zręczne manewrowanie w bibliotece, tylko tyle:)

      Usuń
    20. Ja tam nie manewrowałem, za leniwy jestem. Kupiłem dziecku dwie płyty DVD i pozamiatane, 3/4 filmów kazało przewijać, bo za straszne i się skończyła faza:PP

      Usuń
    21. A ja zaczęłam się zastanawiać, czy jesteście pewni, że smok wawelski nie wprowadza kontrowersji? Czy dzisiaj można być czegoś pewnym? Skoro czytam, że mój kochany Brzechwa jest be, to już doprawdy nie wiem, kto jest cacy...

      Usuń
    22. Żadni animalsi nie ujmowali się do tej pory ani za smokiem, ani za owcą wypychaną siarką, znaczy - kontrowersji brak:DD

      Usuń
    23. Co do Scoobiego: jak dziecię chowane na kucykach i Barbie, to nic dziwnego że się boi. Mój boi się znacznie mniej, a więc i zniechęcenie trudniej przychodzi.

      Co do Smoka: dopóki nie będzie puszczał pary z pyska na temat swoich poglądów politycznych, będzie na liście lektur. Jak się jednak zdecyduje na coming out..., oj, może być z nim różnie:P

      Usuń
  2. Biedna momarta! Mnie też ilustracje owe wypaliły były oczy do szczętu :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U siebie zaliczam to na konto poświęceń dla dobra ludzkości. Ćmiło mnie w szczęce już od pierwszego wejrzenia w bibliotece, ale bohatersko wzięłam dzieła do domu, chcąc nieść wieść w internetowy świat:)
      A wypalenie mam nadzieję, przemijające? W ramach odtrutki proponuję natychmiast sięgnąć po Lutczynowego Rabarbara (z autografem, ach, ach); powinno pomóc:))

      Usuń
    2. Ja nie w sensie, że to u Ciebie mi wypaliło. Po prostu chcąc odrobinę nasączyć dziecię historią, także natrafiłem na wersję Rafaela :) Jak już coś znajdziesz w ludzkiej oprawie graficznej, to daj znać.
      PS. Na razie Rabarbar odpoczywa, a na tapecie jest "Piątka z Bukowej Góry". Mnie nie porywa, ale Starszy sobie winszuje, to czytam :)

      Usuń
    3. Co do rokowań na znalezienie czegoś lepszego, byłabym umiarkowanie optymistyczna.
      Ja właśnie niedawno nabyłam za jakieś śmieszne pieniądze "Wielkiego kudłatego łobuza", ale jeszcze leżakuje. Cienki jest, to może wkrótce się doczeka.

      Usuń
    4. Ja wziąłem kolejne dwie, ale zaczynam powoli żałować. Następny w kolejce jest Rekosz z Mortem i Pinkim, i oby był bardziej wciągający.
      PS. Mnie to się marzą dzieje najnowsze w takiej formie jak -> TO. U mnie pierwsze czytanie nie chwyciło, ale mam wrażenie, że to był falstart totalny, bo rzecz miała miejsce jakieś 2 lata temu, zaraz po premierze :)

      Usuń
    5. Rekosz chyba jest dla ciut starszych. Ma jednak jedną, olbrzymią przewagę nad Niemyckim: ilustracje Bohdana Butenko!
      PKP istotnie to chyba to, co ja też miałabym na myśli. Na razie jednak, przy okazji fazy na legendy i bajki tradycyjne, zamierzam zacząć od Krulewny Śnieżki (Butenko, a jakże).
      A atakowanie 5-latka taką lekturą powinno być karalne (choć rozumiem, Monstrualna Erudycja, czy jak to tam było, narzuca pewien poziom poniżej którego wstyd zejść).

      Usuń
    6. Na okładce jest chyba 9+, co, znając zachowawczość tego typu oznaczeń, znaczyć może "dobre dla siedmiolatka" :) Ilustracje Butenki - wiadomo, aczkolwiek te w Niemyckim trochę butenkowszczyzny wykazują :)
      Co do ME, to zaznaczam, że była jedna, na fali piłkarskiej manii, na własne życzenie zaintersowanego. A gdybym chciał być wredniakiem, to miałbym czym atakować.

      Usuń
    7. Tłumacz się, tłumacz. Prawda i tak wychodzi na jaw, po cichu, między słowami:P
      Jak przetestujesz Rekosza, to daj znać, czy się nada. Patrząc na kolejkę oczekujących, my chyba prędko się za to nie zabierzemy...

      Usuń
    8. Doprawdy! Nie chcesz mi chyba powiedzieć, że to dzieci zarządzają tą kolejką? :D

      Usuń
    9. Ależ oczywiście, że tego nie chciałam powiedzieć. Zarządzanie kolejką jest jedną z ostatnich rzeczy, która daje mi poczucie, że to ja tu rządzę... Te dzieci rosną zdecydowanie za szybko:(

      Usuń
    10. Jak znam życie, to poczucie, poczuciem, a i tak ulegasz naciskom :)

      Usuń
    11. Tu się pochwalę: ulegam rzadko i w sposób kontrolowany (prawie). Na Starszego mam ostatnio straszak w postaci: "ależ proszę, sam sobie przeczytaj"; gorzej z Młodszym, któremu co jakiś czas udaje się przepchać "Karetkę Mietka":(

      Usuń
  3. Ja tam czytam co przywleką i na kolana złożą. Tylko Młodszemu zrobiłem limit czytania jakiegoś przebadziewnego Irona Mana do jednego razu na 2 dni :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie przywlekają tylko to, co pozwolę. W ubiegłym roku Starszy wykazywał się większą fantazją, bo sam wypożyczał co chciał ze szkolnej biblioteki, po czym zmuszał mnie do lektury (o historii piłki nożnej wiem już prawie wszystko), ale w tym roku oświadczył trzeźwo, że nie będzie tam chodził, bo jeszcze nie zgłupiał, żeby być zapisanym do trzech bibliotek jednocześnie (jak widać, rozumu ma więcej od matki)

      Usuń
  4. Zadziwiła mnie ta notka i własnym oczom nie wierzę, widząc te obrzydliwie zilustrowane książki, o których piszesz. Po co wydają takie brzydactwa? Mało to zdolnych ilustratorów na rynku? Jakaś masakra.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo chciałabym udzielić Ci wyczerpujących odpowiedzi na Twoje pytania, ale - jak pewnie zauważyłaś - też opadłam w oniemieniu i tak trwam. Mnie najbardziej przeraża jednak ów brak alternatywy - albo bierzesz koszmarka, albo nic. Po cichu liczę, że może Muzeum Powstania Warszawskiego wespół z wydawnictwem Literatura coś wymyślą, bo wokół II wojny światowej idzie im znakomicie.

      Usuń