poniedziałek, 31 grudnia 2012

Brumm, Różyczko, Pettson i Findus, czyli święta w doborowym towarzystwie

Ponieważ należę do grona osób, które im dłużej żyją, tym bardziej nie pojmują idei świętowania końca starego i początku nowego roku, konsekwentnie nie zamierzam też poświęcać dzisiejszego wpisu jakimkolwiek podsumowaniom czy statystykom. Inni robią to lepiej niż ja i z większym przekonaniem co do sensowności tej czynności.

Zamiast tego będzie o okołoświątecznych zaległościach.

W ubiegłym roku przed świętami Bożego Narodzenia Starszy przeżywał okres intensywnego zachłyśnięcia się możliwością samodzielnego wypożyczania książek ze szkolnej biblioteki. Przyniósł wówczas do domu m.in. opasłą księgę, zawierającą zbiór rozmaitych historii odnoszących się do religijnej strony tych świąt. Tytułu teraz nie pomnę, ale po przeczytaniu dwudziestej historii o betlejemskiej stajence oraz po trzysta pięćdziesiątej drugiej wzmiance o okrutnym królu Herodzie, oboje poczuliśmy absolutny przesyt tematem.
Ów przesyt w podświadomości przetrwał najwyraźniej całe 366 dni, bowiem w grudniu tego roku w naszych cowieczornych lekturach nie pojawiła się ani jedna tego rodzaju pozycja (szanowna siostro katechetkomea culpa, z naciskiem na „mea”! ).


Zamiast więc stajenki i Jezuska, w tym roku święta czytelniczo kojarzyły nam się wyłącznie z poszukiwaniem choinki, Mikołajem i Skandynawią. Pewnie to niedobrze, pogańsko i nieco komercyjnie, jednak można spojrzeć na to i z innej strony.
Jeśli bowiem dążyliśmy do tego, by spędzić święta radośni i roześmiani, sięgnięcie po te akurat pozycje mogło okazać się niezwykle pomocne.

Na pierwszym miejscu – zawsze i wszędzie – zdecydowanie Pan Brumm (to akurat nie Skandynawia, ale Niemcy też bardziej protestanckie niż katolickie, więc nie zmienia to obrazu sytuacji).
Gdyby dało się obiektywnie zmierzyć komu w naszej rodzinie najbardziej podoba się ta książka, podejrzewam że w cuglach zdobyłabym złoto. Dzieci też jednak chichoczą podczas tej  lektury, więc czuję się usprawiedliwiona, by czytać ją z nimi znów i znów.
Pan Brumm jest uroczy. Beznadziejnie głupi i bezmyślny, jednak gdy sytuacja staje się naprawdę napięta, potrafi stanąć na wysokości zadania. W tym przypadku jest nim zdobycie choinki. Tej choinki. Czy da radę? Czy postawienie na czatach Kaszalota (pływającej w słoju złotej rybki) okaże się dobrym pomysłem? Czy pojawi się Święty Mikołaj? Doprawdy, na kilkunastu stronach, w kilkuset słowach udało się zamieścić taki ładunek napięcia, jak rzadko kiedy. I do tego te boskie ilustracje!
Pan Brumm wyrysowany ręką autora jest zachwycający, a pozornie proste obrazki przykuwają wzrok. Niekiedy stają się też źródłem inspiracji – bo w zasadzie, dlaczego nie można powiesić na choince klucza francuskiego, banana i termofora, no, dlaczego maamooo?!

Na drugim miejscu – fiński ojciec trójki upiornych dzieci, Paweł Różyczko.
Także i w tym przypadku mamy do czynienia z całą serią historyjek, osobiście zilustrowanych przez autora. O ile jednak pan Brumm to tzw. ładne obrazki, o tyle ilustracje Majaluomy są raczej z piekła rodem. Po paru stronach można się jednak do nich przyzwyczaić, a po kilku kolejnych – nawet polubić.
W przypadku „Tato, kiedy przyjdzie święty Mikołaj?”, już na podstawie tytułu łatwo odgadnąć o czym jest ta książeczka. Nie liczyłam, ale szacuję że w tym roku na takie pytanie (zamiennie „tato/mamo”) odpowiedzieliśmy minimum 90.000 razy. A co mogą wymyślić zniecierpliwione dzieci, aby przyspieszyć czas? Ho, ho, ho!
U nas dodatkowo w tym roku opowieść jeszcze bardziej zyskała na aktualności – tak jak u Różyczków, tak i u nas przed świętami Matka była raczej nieobecna (choć jej zewłok teoretycznie siedział przy biurku), a prawie cały ciężar przygotowań spadł na barki Ojca. Nasz Ojciec dał radę, ale miał o jedno dziecię mniej niż pan Różyczko. Czy zaś ten sobie poradził? Oto jest pytanie!



Miejsce trzecie – Pettson i Findus.
Tym razem przenosimy się do Szwecji i znów mamy do czynienia z twórcą wszechstronnym, bowiem Sven Nordqvist nie tylko wymyślił swoje historie, ale i je zilustrował. Tak jak w przypadku Majaluomy, estetyka może budzić kontrowersje, choć te obrazki mają niewątpliwie swój urok. Wolę jednak Nordqvista jako ilustratora cudzych opowieści – kreska niby ta sama, ale jakaś bardziej przyjazna oczom (choćby w przypadku serii o Mamie Mu, autorstwa Jujji Wieslander).
W tym roku, poza sięgnięciem po krótką opowieść „Goście na Boże Narodzenie”, porwaliśmy się też na lekturę świeżo wydanej obszerniejszej książki „Niezwykły święty Mikołaj”. Jak dla mnie, to jednak za dużo Nordqvista na raz. W jego historiach brakuje mi bowiem lekkości i finezji – o ile zaś w przypadku kilkunastu stron ten brak nie doskwiera tak bardzo, o tyle przy stu paru potrafi dać już nieźle w kość. Dlatego cieplejszym uczuciem darzę pierwszą pozycję – jak się okazuje, mieszkający na uboczu staruszek i jego gadający kot w zielonych portkach też mogą mieć spore kłopoty ze świątecznymi przygotowaniami.

Marzy mi się, aby w następnym roku przeczytać podobny zestaw opowieści, tyle że pochodzący od polskich autorów. Ciekawe, czy ktoś da radę, nie popadając przy tym w typowy dla nas patos, kicz i dydaktyczny smrodek?
Chooo-inka (jak wykrzyknąłby pan Brumm), oto jest pytanie!

A wszystkim, którzy tego potrzebują życzę udanego przejścia w Nowy Rok, niosący ze sobą to, czego pragną!

Daniel Napp „Pan Brumm obchodzi Boże Narodzenie”, przełożyła Elżbieta Zarych, Wydawnictwo Bona, Kraków 2011.
Markus Majaluoma „Tato, kiedy przyjdzie święty Mikołaj?”, przełożyła Iwona Kiuru, Wydawnictwo Bona, Kraków 2011.
Sven Nordqvist „Goście na Boże Narodzenie”, przełożyła Barbara Holderna, Media Rodzina, Poznań 2008.
Sven Nordqvist „Niezwykły święty Mikołaj”, tłumaczyła Magdalena Landowska, Media Rodzina, Poznań 2012. 

64 komentarze:

  1. A my dołączyliśmy jeszcze (równie nieprawomyślnie) TO, ale jeszcze w wersji tytułowej nie przystosowanej do naszych katolickich realiów :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja próbowałam przemycić Janoscha dwa lata temu, ale się nie przyjął, a w tym roku zapomniałam. Może za rok?

      Usuń
  2. A my się nie wprowadzaliśmy w nastrój lekturami, z braku odpowiednich i z lenistwa typowego dla tatusia:P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla chcącego nic trudnego, ale z punktu widzenia siostry katechetki pewnie lepiejście uczynili ojcze, albowiem i azaliż lepiej jest nie czytać wcale niż czytać takie bezeceństwa i ciemnotę, jakemżem ja to uczyniła!

      Usuń
    2. U nas jest po prostu katechetka, o którą będzie awantura przy najbliższej okazji:P Ciemnotę bym poczytał, ale nasza biblioteka panów Brummów nie uważa:(

      Usuń
    3. Awantury sobie odpuść; w tym przypadku mogą doprowadzić wyłącznie do gorszeg spozycjonowania dziecka w czasie I komunii - tak przynajmniej uczy bogate doświadczenie krewnych i znajomych królika.
      Moja biblioteka też nie dostrzegła istnienia żadnych z wymienionych autorów, więc samodzielnie wspieram wydawnictwo Bona:) Jak przekupię dzieci, może zgodzą się na wypożyczenie posiadanych egzemplarzy (sztuk pięć, bodajże)przy okazji wysyłania w podróż powrotną białego kruka:P

      Usuń
    4. Nie ja będę robił awanturę, już się tam rozżarte mamuśki czają:P A za Pana Brumma chwilowo dziękujemy, damy radę coś skombinować bliżej. Poza tym nie mogę dopuścić, żebyś skorumpowała własne dzieci:)

      Usuń
    5. Wprawdzie na liście moich noworocznych postanowień nie było "nie korumpować dzieci", ale dzięki za ów przejaw troski o mój nieposzlakowany charakter:P
      Wątek mamusiek mnie mocno zaintrygował. A chociaż słusznie chcą ową awanturę czynić, czy chodzi o to, że katechetka każe dzieciom chodzić - o zgrozo! - co niedzielę do kościoła, no kto to widział?!

      Usuń
    6. O to awanturę ja mógłbym urządzić, ale chodzi o ogólne opowiadanie dzieciom głupot, niestety. Ostatnio mało mnie szlag nie trafił, jak zobaczyłem test z religii, wrr.

      Usuń
    7. Test z religii? W drugiej klasie? No,no,no.
      Nasza siostra katechetka jest jak dla mnie nadmiernie poważna i surowa, ale poza tym jest normalna. Informacje o przekazywaniu głupot też do mnie nie dotarły. Współczuję więc, jednocześnie nadal powątpiewając, aby awantura mogła cokolwiek zmienić na lepsze.

      Usuń
    8. Test. W drugiej. Na dodatek z błędami każdego rodzaju i na poziomie, który budzi sprzeciw. Awantura nic nie zmieni, bo to nie pierwsza będzie, a pani tkwi jak skała na etacie od nastu lat.

      Usuń
    9. I będzie tkwiła aż do śmierci, jak sądzę. "Błędy każdego rodzaju" i na budzącym sprzeciw poziomie niezdrowo pobudziły moją ciekawość:P Może choć mały przykładzik? Taki tyci, tyci:)

      Usuń
    10. Z kwestii mnie obchodzących najbardziej: piętrowe zdania złożone bez interpunkcji i z błędami gramatycznymi - ja nie rozumiem o co chodzi, a co ma powiedzieć zestresowany siedmiolatek na klasówce? O zasadniczym sprzeciwie wobec raczenia mojego dziecka bez mojej wiedzy i kontroli historyjkami o śmiertelnie chorych na rakach dzieciach nie wspominam.

      Usuń
    11. Klasówka z religii - to brzmi bosko! Skoro była już aplikacja "rachunek sumienia" na smartfona, to czemu nie ma być testu na dobrego chrześcijanina?
      Historyjki o chorych na raka dzieciach zastąpiły według mnie niegdysiejsze straszenie ogniem piekielnym, które na współczesne dzieci działa raczej średnio. Aż muszę podpytać Starszego, czy mu też takowe zaserwowano, bo dotąd się nie chwalił.

      Usuń
    12. Nasza się nie chwali, ale inne koleżanki mają drgawki przed chodzeniem na religię.

      Usuń
    13. Bierz poprawkę na koleżanki. Gdybym wierzyła w opowieści niektórych matek kolegów i koleżanek z klasy mojego syna, twierdziłabym dziś że część lekcji mają z dwugłowym potworem.

      Usuń
    14. Biorę poprawkę, dlatego nie lecę palić plebanii i pani katechetki. Ale jednak czujność należy wzmóc:)

      Usuń
    15. Zachowaj siły na kwiecień i maj. Wtedy to się dopiero będzie działo!

      Usuń
    16. Zamierzam być wyluzowany jak kwiat lotosu:P Ale z ostatnich wieści: ponoć szykuje się pięciodniowa zielona szkoła dla drugoklasistów, nader ciekawy koncept:)

      Usuń
    17. Tak, dostrzegłam taką prawidłowość, że ci mężczyźni którzy mają żony są zazwyczaj przed tego rodzaju imprezami bardzo wyluzowani. Rozejrzę się, może do maja uda mi się jakąś żonę przygruchać?
      A informacja o zielonej szkole powinna ucieszyć ojca, który już planuje ich szybki transfer poza własne mury, bez względu na chłód, deszcz i święta kościelne. Będziesz miał okazję, aby potrenować:P

      Usuń
    18. Żony jak żony, mają dwie babcie pałające żądzą urządzenia komunijnego obiadu:P To niech urządzają, mogę ewentualnie kocioł kartofli obrać:) Planowałem szkołę przetrwania urządzić najpierw we własnym zakresie i nie dam sobie tego przywileju odebrać:D

      Usuń
    19. Babcię mamy jedną, ale niczym nie pała. Nawet panieńskim rumieńcem (co akurat zrozumiałe). Przygruchanie babci może okazać się jednak prostsze niż przygruchanie żony - przemyślę to!
      Co do zdania drugiego: cha, cha, cha! (i był to śmiech szyderczy)

      Usuń
    20. Rób sobie szyderę, rób:P Zobaczymy, co powiesz, jak Tobie ktoś będzie chciał synaczka ukochanego na tydzień wywieźć w jakąś głuszę:)

      Usuń
    21. Ależ ja dobrze wiem, co powiem i nigdy tego nie ukrywałam! Najpierw zakrzyknę strasznym głosem "mój ci on, mój", potem obsypię go pocałunkami i porwę w me ramiona. A wówczas mój syneczek ukochany obetrze się z wyraźnym obrzydzeniem i powie "no weź, mama, nie rób siary". W związku z powyższym prawdopodobnie pójdę na skróty i nie powiem nic. Choć w środku łkać będę, oczywiście:P

      Usuń
    22. Bo facet musi być twardy i nie zważać na babskie biadolenie, poza tym kumple jadą i będzie fajnie, no co ty matka:PP A że mydło wróci nieużywane, ręcznik zginie, a trampki będą kolegi, to drobiazg:)

      Usuń
    23. Ciekawe... Chyba zainwestuję w jakąś aparaturę podsłuchową, aby usłyszeć twe pierwsze słowa, jakie wypowiesz po tym, jak odkryjesz w plecaku córki trampki kolegi. No weź ojciec, nie pękaj!:P

      Usuń
    24. Zdam relację, o ile oczywiście matka wypuści panienkę z domu na taką ekstremalną ekskursję, ale przypuszczam, że nie sądzę:)

      Usuń
    25. Gdybyś był naprawdę twardym facetem, to pomógłbyś córce zorganizować ucieczkę przez okno w celu połączenia się z klasą swą (że o trampkach kolegi nie wspomnę):P

      Usuń
    26. Apage! Czytałaś Garpa? To ja jestem taki sam jak on, prześladują mnie obrazy złego świata krzywdzącego moje dzieci i prędzej to okno zabiję deskami, niż otworzę. Oczywiście do czasu, jeszcze ile to lat miało być? i w świat.

      Usuń
    27. Garpa czytałam dawno, kiedy w mej głowie nie pojawił się jeszcze cień myśli o posiadaniu dzieci, więc tego wątku nie pamiętam. Niewiele w ogóle pamiętam, oprócz tego że książka mi się podobała, w odróżnieniu od nowszych pozycji Irvinga, ble!
      I bez apagowania mi tutaj, no!

      Usuń
    28. To powtórkę Garpa polecam, bardzo pożyteczne dzieło dla rodziców:)

      Usuń
    29. Yes, sir. Zanotowałam, sir. A czy będzie mi od tego aby lepiej, czy raczej - sądząc po twoim wcześniejszym komentarzu - gorzej?

      Usuń
    30. A to zależy jak wypadniesz ze swymi rodzicielskimi lękami na tle głównego bohatera:))

      Usuń
    31. Pewnie lepiej, bo swoje lęki pracowicie wypieram, ignoruję i wciskam w glebę. To może lepiej nie ruszać, co?

      Usuń
    32. Ja bym ruszył:) Poza wszystkim, cóż to za cudna książka, i zabawna, przynajmniej na początku.

      Usuń
    33. Zarezerwowałam w bibliotece. W razie jakby co, odezwę się w sprawie zrefundowania mi kosztów psychoterapii:P

      Usuń
    34. Na Twoim miejscu też trzymałabym się tej wersji:)

      Usuń
    35. Za dwa albo trzy miesiące wszystko będzie jasne. Jakieś oszczędności możesz przez ten czas poczynić, tak na wszelki wypadek:P

      Usuń
    36. Za rok komunia, a tu już straszno :P Chyba przestanę Was czytać :D

      Usuń
    37. Nie przestaniesz, bo silnie uzależniamy. Już przepadłeś!:P

      Usuń
    38. To chociaż ominę wątki komunijne :)

      Usuń
    39. Jak tam sobie chcesz! Nie myśl jednak, że jak zamkniesz oczy, to za rok będzie mniej straszno:P (chyba że w Baćkowicach naród normalniejszy niż na Pomorzu Zachodnim, w co jednak, z całym szacunkiem dla ziemi świętokrzyskiej, wątpię)

      Usuń
    40. W tematach komunijnych, jak Polska długa i szeroka, nie ma mowy o normalności. Przykład - córka koleżanki powiedziała na "sprawdzianie" niewłaściwą (starszą), wersję modlitwy. Nie dostała "zaliczenia" i chyba nie muszę pisać, jaki to był cios dla 8latki.
      PS. Ja się boję takich akcji, bo nerwowy jestem i może się skończyć jak z panem Kaziem w "Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz" :P

      Usuń
    41. U nas niestety tylko ja stoję na pierwszej linii frontu, bo małżonek w kwestie kościelne się nie miesza. A podobno zawodowo jestem oazą spokoju, tyle że nie zawsze przekłada mi się to na inne sprawy.
      "Zaliczanie modlitw" jest moim ulubionym wątkiem, ale raczej jako zjawisko jako takie, bowiem "nasza" siostra dopuszcza przy deklamacjach odstępstwa od oryginału (byle nie przechodziły w parafrazę:P)
      My skupiamy się raczej na szmerglu szerzącym się u rodziców (np. codzienne chodzenie na różaniec w wersji "przyjdę na ostatnie 5 minut, bo wtedy dają karteczkę" i rozczarowanie na końcu, gdy okazało się, że karteczki nie służyły zdobyciu lepszej pozycji startowej podczas komunii, a wyłącznie w celu zdobycia lampionu na roraty:P); aberracje katechetkowe dostępne u ZWL.
      P.S. lampionu nie zdobyliśmy, bo za dwie karteczki dawali tylko krzyżyk na drogę...

      Usuń
    42. Kończmy wątek, bo się roztrząsłem, a w końcu mam jeszcze około roku względnego spokoju :P

      Usuń
  3. Pettsona i Findusa b. lubię, inne dziełka Norqvista także. Majaluoma to dla mnie nowość, ale rokuję, że przyjmie się w rodzinie.;) Ilustracje z piekła rodem mile widziane.;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Majaluoma jest naprawdę niezły - wszystkiego Bona wydała chyba pięć czy sześć książeczek (zdaje się, że to wszystko z tej serii, co autor popełnił)i jedna jest lepsza od drugiej. Ale do lektur pedagogicznych i dobry przykład dających to bym tych pozycji nie zaliczyła:P
      A co innego Nordqvista czytałaś?

      Usuń
  4. Czytałam "Mama Mu czyta".;) Natomiast ze świątecznych dużym powodzeniem cieszyły się książki Mauri Kunnas o Mikołaju, ale to raczej dla dzieci w wieku ok. 5 lat.
    Myślę, że można od czasu do czasu zaryzykować książki niewychowawcze. Słuchać wciąż: bądź taka, nie bądź taki jest nudne.;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O Mauri Kunnas to ja dla odmiany nie słyszałam; wiek 5 lat nie jest przeszkodą, gdy ma się w domu osobnika płci męskiej, który za 22 godziny skończy 4 lata:))
      U mnie ostatnio większość lektur robi wrażenie niewychowawczych - i nie są to pozycje polskich autorów. Ostatnio doszłam bowiem do wniosku, że "nasi" nie są w stanie napisać czegoś, do czego nie wsadzą choćby mikroskopijnego kawałeczka dydaktyki. Taka skaza narodowa (i tak nie najgorsza na tle innych, jakie się nam ostatnio zarysowały).

      Usuń
    2. Coś jest na rzeczy z tą dydaktyką. I teraz szybko zaczynam przypominać sobie, jak wyglądała ona np. u Lindgren.;)

      Usuń
    3. Mam wrażenie, że intencją Lindgren było nieprzeszkadzanie dzieciom w byciu dziećmi, a nie robienie ich na siłę grzecznymi, mądrymi i posłusznymi małymi dorosłymi, w czym celują niektórzy nasi autorzy. Nie powiem, lektura Pippi była dla mnie pewnym rodzicielskim wstrząsem, ale jak się okazało Starszy nie stał się w jej następstwie dzieckiem-monstrum, a nawet i chęć spania z nogami na poduszce dość szybko mu przeszła:)

      Usuń
  5. Momarto, dzięki za ten przegląd. Już zrobiłam sobie zakładkę z myślą zakupach prezentowych w przyszłym roku.
    Ciekawa jestem, czy czytaliście "Boże Narodzenie w Bullerbyn" i "Paddingtona i świąteczną niespodziankę"?
    Moc noworocznych serdeczności dla Ciebie i Twoich bliskich.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polecam się na przyszłość:)
      "Bożego Narodzenia w Bullerbyn" nie czytaliśmy, ale to dlatego że od razu wypłynęliśmy na głęboką wodę i sięgnęliśmy po całe "Dzieci z Bullerbyn". Może jednak faktycznie dla Młodszego przydałoby się sięgnąć po tę serię Zakamarków?
      Z kolei, gdy chodzi o Paddingtona, to ja jakoś nie mogę się do niego przekonać - być może niesłusznie - i dlatego ciągle spycham go gdzieś w najodleglejszy kąt. Sądzisz, że spodobałby się nam?

      Usuń
    2. Wydaje mi się, że ta Zakamarkowa wersja "Dzieci z Bullerbyn" spodobałaby się Młodszemu, a Tobie na pewno. :) Przypuszczam, że ten wyjątkowy miś miałby u Was spore szanse. O Paddingtonie pięknie pisał Zacofany w lekturze.

      Usuń
    3. A czy zakamarkowa wersja różni się jakoś od oryginału? Poza formatem i większą liczbą ilustracji? Z tego wydania czytałam chyba tylko "Dzień Dziecka w Bullerbyn", ale było to dawno i już nie pamiętam.
      W sprawie Paddingtona pomyślę, poczytam i może przepchnę do pierwszej dziesiątki, kto wie?

      Usuń
    4. Wydaje mi się, że to jest wersja powieściowa wzbogacona graficznie, ale przy najbliższej okazji sprawdzę.

      Usuń
    5. Ale tłumaczka inna. "Boże Narodzenie w Bullerbyn" przełożyła Anna Węgleńska (!), a "Dzieci z Bullerbyn" Irena Szuch-Wyszomirska, czyli różnice mogą być znaczne.

      Usuń
    6. O różnicy w tłumaczeniu nie pomyślałam. To jest coś, co mnie zachęca:) Wzbogacenie graficzne jest niewątpliwe; pomijając brak koloru w "zwykłej" wersji książkowej, to obrazków w wydaniu zakamarkowym jest po prostu znacznie więcej, co niewątpliwie czyni je bardziej przyjaznym dziecku w wieku mojego Młodszego.

      Usuń
    7. ...A w dodatku nie są to kolory psychodeliczne jak w przypadku wielu książek dla dzieci. Nie mam pojęcia, skąd założenie niektórych wydawców, że mali czytelnicy mają skłonności daltonistyczne i trzeba barwy podkręcać na maksa, chlastając wręcz po oczach.

      Usuń
    8. Myślę, że wytłumaczeniem może być fatalny gust samych wydawców, którzy jako dzieci katowani byli książeczkami z takimi właśnie kolorami i sądzą, że tak trzeba.
      Gdzieś (ale zdążyłam zapomnieć gdzie) przeczytałam ostatnio, że podobno ta opowiastka nie została zamieszczona w książce. Myślałam, że jest to książkowy rozdział "jak obchodzimy w Bullerbyn Gwiazdkę", ale być może się myliłam. Tym bardziej trzeba będzie sprawdzić, ale teraz już chyba wybiliśmy się z klimatu, więc poczekamy do następnych świąt.

      Usuń
  6. Książki są idealnym pomysłem na ten okres czasu. Polecam.

    OdpowiedzUsuń
  7. Bardzo ładne ilustracje są w tej książce ;)

    OdpowiedzUsuń