Jak skłonić dorosłych do tego, by
zechcieli w przyszłości kolejny raz przyprowadzić swoje pociechy do teatru,
inwestując w to parę złotych i swój czas?
Oto Pleciugowa recepta:
1) Wymyśl coś, co dobrze się
sprzeda w sezonie okołoświątecznym, gdy wszyscy są ckliwi, rzewni, a po
tysięcznym wysłuchaniu „Last Christmas” z wdzięcznością przyjmą cokolwiek
innego.
Bierzemy więc bałwana (a nawet dwa), dorzucamy choinki,
kolędników oraz karpie.
Bałwan dostaje więc misję:
wyrusza z Bieguna Północnego dryfując na krze, bowiem chce uratować świat przed
globalnym ociepleniem (tak, tak!). Jednakowoż, jako że zadanie nieco go
przerasta i nie bardzo wie od czego zacząć, poprzestaje na świadczeniu drobnych
przysług napotkanym po drodze przypadkowym znajomym. Ze szczególnym
uwzględnieniem karpii, felernych choinek oraz popsutych lalek.
3) Ubierz to w atrakcyjną
formę.
Gra, miga, śpiewa, wyświetla,
kręci się. Są multimedialne projekcje, piosenki, neony. Oczopląs.
4) Puść oko do dorosłej publiczności, zakładając że
nikomu spoza Szczecina nie będzie chciało się przyjechać na spektakl.
Jeden z bałwanów nosi więc szalik
Pogoni Szczecin, na kuble na śmieci widnieje napis „Pogoń pany!”; wyświetlane w
tle widoczki przedstawiają miejsca znane ze Szczecina (w tym sam budynek teatru
Pleciuga); zbłąkany biały niedźwiedź okazuje się przebierańcem, który urwał się
z Krupówek tylko po to, by zobaczyć morze (bo przecież Szczecin, jak wszyscy
twierdzą, leży nad morzem), jednak błąka się teraz w kółko po licznych rondach,
nijak nie mogąc trafić do celu.
Wszystko więc wzięte, wymieszane – gotowe. I co?
Klops.
Spektakl na stronach teatru jest opisany jako dla
dzieci od lat trzech. Interesujące.
Dla takich małych dzieci jest za
głośno, niezrozumiale i nudno. Był to pierwszy spektakl na jakim byłam w tym
teatrze (a byłam na około dziesięciu), podczas którego przez cały czas na
widowni panował szmer, a wręcz gwar, co jakiś czas przerywany płaczem któregoś
z maluchów, który przestraszył się np. głośno ryczącej muzyki. Do tego nie
słychać połowy dialogów (przez głowę bałwana ciężko się przebić wokalnie).
Sama fabuła niby może być, ale na
początku lutego jest już niestrawna. Wszyscy mają dość kolędników (choć
zaprezentowana przez tych pleciugowych wersja „Przybieżeli do Betlejem” była
cokolwiek awangardowa) i choinek. Do tego jakby wszystkiego za dużo, a
zwłaszcza mrugania okiem do publiczności. Kiedy w scenie z pluskającymi się w sklepowym
akwarium, przeznaczonymi na sprzedaż (a w domyśle: na rzeź) karpiami na scenie
pojawił się Charlie Chaplin, wszystko mi opadło.
I chociaż aktorzy grali jak
zwykle, czyli dobrze (naprawdę bardzo lubię ten zespół!), a pomysł z
projekcjami i ich wykonanie były znakomite, to Młodszy na zadane standardowo
pytanie: „I co, podobało Ci się?”, odpowiedział: „Nie!!!”. A jego recenzja
zdaje się tu być najważniejsza.
„Bałwanek ratuje świat” Dariusz
Kamiński
Teatr Lalek „Pleciuga” w
Szczecinie; reżyseria Dariusz Kamiński, scenografia Katarzyna Banucha, muzyka
Jacek Wierzchowski, projekcje multimedialne Simon Bretherton.
Temu bałwanu, gdyby zechciał gościnnie pokazać się w kieleckim "Kubusiu", powiemy nasze stanowcze nie :)
OdpowiedzUsuńNawet gdyby założył szalik Korony Kielce?:P
UsuńMnie tam ryba, bo, jak już pewnie wiesz, nie pasjonuję się piłką. Prędzej Starszy by wychwycił taki niuans niż ja. Więc nawet :)
UsuńMy się wybieramy w niedzielę na jakiegoś słowika i cesarza, czyli pewnie przeróbkę nieśmiertelnego Andersena. Debiut teatralny Młodszej na widowni:). W zapowiedziach "piękne lalki i chińskie dekoracje". Oby nie była to stadionowa chińszczyzna:)
UsuńBazylu: jak łatwo się domyślić - namawiać wcale, a wcale nie będę!
OdpowiedzUsuńZWL: u nas lalki i scenografia zawsze pierwsza klasa, więc podejrzewam, że w stolicy też możecie wkroczyć na widownię śmiałym krokiem. Lękałabym się natomiast muzyki - tradycyjna chińska jest mocno specyficzna:)
To nie będzie w stolycy, objazdowy teatrzyk w sąsiednim domu kultury, za to scena i widownia będą prawdziwe:)
UsuńZ pewnością zwłaszcza widownia - szczerych i żywiołowych reakcji nie powinno zabraknąć. Oby były tylko entuzjastyczne!
UsuńSądząc po poprzednich przedstawieniach, jakie oglądałem ze Starszą, atmosfera na pewno będzie przednia:)
UsuńJeśli przedstawienie jest fajne (czytaj: nie takie jak "Bałwanek..."), lubię czasem zamiast na scenę popatrzeć na dzieci. Te oczy, te otwarte buzie - sam miód! Nieraz żałuję, że zawsze byłam tak przyziemna, że nawet przez myśl mi nie przeszło, by zostać lalkarką.
UsuńHa, miałem tak jakiś czas temu na Dziadku do orzechów, w wersji okrojonej (czytaj chałturniczy objazd po scenach prowincjonalnych zespołu 5 tancerzy) - nie wiedziałem, czy patrzeć na Starszą, czy na scenę :)
UsuńU dzieci cudowne jest to, że tak niewiele potrzeba, by czymś je zafascynować. Sama pamiętam, jak przeżywałam gdy do mojej podstawówki raz w miesiącu przyjeżdżali muzycy z filharmonii - czasem kwartet, czasem kwintet, i wyprawiali cuda w obskurnej sali gimnastycznej.
UsuńDlatego myślę, że czasem warto przymknąć oko na chałturę - ważne, że w ogóle jest jakiś kontakt ze światem sztuki (nawet przez bardzo małe "s"), być może dla wielu dzieci jedyny.
Akurat ten balet był przez całkiem spore B, chociaż nie był to Teatr Wielki, rozmachu trochę brakowało, a nie rzemiosła.
UsuńJak sądzę, w domu kultury niespecjalnie mieli możliwość wykazania się rozmachem. Dwa pas i ściana:)
UsuńA i to prawie spadali ze sceny. Nic to, w planach mamy balet na wielką skalę:)
UsuńTego trochę wam zazdroszczę. U nas baletowa posucha, a ostatnio, po latach baletowstrętu, nabrałam wreszcie ochoty, by obejrzeć zwiewne baletnice, że o odzianych w obcisłe mężczyznach nie wspomnę:P
UsuńJa przepraszam, ale muszę, bo mi się mój ulubiony film skojarzył: http://www.youtube.com/watch?v=mSJVEb-qljA
UsuńI jeszcze: "Ballet - Men wearing pants so tight that you can tell what religion they are" ~ Robin Williams
UsuńFragment znakomity:)) Niestety, obawiam się że trudno będzie znaleźć w jakimkolwiek repertuarze aż tak ekscytujący spektakl baletowy:P
UsuńJak się odpowiednio intensywnie poszuka, to myślę, że coś się znajdzie, prędzej czy później:)
UsuńTak, za 50 lat będę się ekscytowała samym wyjściem z domu, więc spektakl baletowy może być niewskazany jako niosący nadmiar emocji:P
UsuńWięcej optymizmu, może trafisz na właściwy spektakl już za 25 lat?
UsuńWedług wszelkich znaków na niebie i ziemi, za 25 lat będę widzieć tylko rzeczy oddalone ode mnie o 2 centymetry, więc marna to pociecha:((
UsuńSe kupisz teleskop:P
UsuńZważywszy na fakt, że miniaturyzacja osiągnie pewnie wówczas swoje szczyty (czy raczej minima), jest to jakaś myśl. Bardziej liczę jednak na oczne implanty:)
UsuńIdzie wiosna, puszczają lody, reżyser puszcza oko do publiczności - w tych okolicznościach przyrody bałwanek miał prawo trochę rozkleić się w szwach. :)
OdpowiedzUsuńNiby tak (choć wątek roztopów z happy endem też został przewidziany w scenariuszu), ale nieśmiało przypuszczam, że w grudniu oglądałoby się to tylko nieco lepiej. O tyle tylko lepiej, że być może "nie!" Młodszego straciłoby wykrzyknik, ale nic więcej:(
UsuńDo Pleciugi wybieram się jak sójka za morze... Na Bałwanka nie dotarliśmy (brak biletów) i żałowałam bardzo. Pojawiły się nawet wyrzuty sumienia - jestem fatalną matką, nie potrafiłam zdobyć biletów! Wyrzuty sumienia powracały na jawie i w snach.. Do dnia kiedy przeczytałam Twój post. Dziękuję!!! :-)
OdpowiedzUsuńMiło tak mimochodem robić dobre uczynki:)
UsuńA co do Pleciugi i kupowania biletów: ja jestem zahartowana w bojach. Przez pierwszą połowę ubiegłego roku miałam tak jak Ty - nigdy nie było biletów. Teraz jednak opracowałam już odpowiedni system, polegający na czatowaniu na dzień ogłoszenia repertuaru na następny kwartał i niezwłocznym rezerwowaniu biletów na co tylko się da, dzięki czemu uwaga! uwaga! udało mi się zarezerwować bilety na "Niebieskiego pieska" dzień po premierze i to w trzecim rzędzie (a nie jest to takie proste, gdyż każdorazowo potrzebuję pięciu sztuk). Tak więc, nie trać nadziei - jeszcze parę miesięcy i może wreszcie się uda!
No tak... Przypomniałaś mi o piesku, który pomachał mi właśnie ogonkiem... ech...
OdpowiedzUsuńWychodzi więc na to, że z uczynkami wyszłam na zero:)
UsuńPiesek dopiero się premieruje, więc na pewno zdążycie. Na Twoim miejscu ustawiłabym się jednak w blokach startowych do kasy już gdzieś pod koniec lutego...
Ciekawe co z dzisiejszych książek zostanie za 30 lat...
OdpowiedzUsuń