poniedziałek, 25 lutego 2013

G. Plebanek "Pudełko ze szpikami", czyli coś tu kłuje


Grażyna Plebanek nadała swojej debiutanckiej książce cokolwiek dwuznaczny tytuł.
Ja też mam swoje pudełko ze szpilkami i z radością je otworzę.


Szpilka pierwsza: zestarzało się. Książka napisana i wydana w roku 2002, jedenaście lat później nie ma czytelnikowi do zaoferowania nic nowego i świeżego. W owym roku zdobyła nagrodę wydawnictwa Zysk i S-ka w konkursie na polską Bridget Jones. Bez dwóch zdań, w roku 2013 (podobnie jak w latach wcześniejszych) wolę Bridget. Przynajmniej mnie śmieszy.

Szpilka druga: nudzi. Autorka miała, owszem, koncept, jednak postanowiła trzymać go w ukryciu aż do ostatnich stron. Uzyskała dzięki temu efekt zaskoczenia, całkiem spory, a ponadto uratowała ścianę, z którą – gdyby nie końcówka – niechybnie gwałtownie spotkałby się mój egzemplarz książki. Dzięki konceptowi zaś odniosę ją grzecznie i w jednym kawałku do biblioteki, po czym starannie otrzepię ręce. Czy o to chodziło?

Szpilka trzecia: nie rozumiem. O co autorce mianowicie chodziło?
Pokazać rozedrganie i rozdarcie kobiety w okolicach trzydziestki? Jeśli tak, to zdecydowanie wolę rozdarcie w wydaniu Małgorzaty Łukowiak; jej bohaterka wydaje się znacznie mądrzejsza (i sympatyczniejsza).
Pokazać, że są złe i dobre kobiety, tudzież źli i dobrzy mężczyźni? No niemożliwe! Naprawdę?!
Pokazać, że miłość zwycięży i będą żyli długo i szczęśliwie? Hm, przepraszam, ale jaka miłość w zasadzie? Dzięki swojemu sprytnemu konceptowi autorka nie daje bowiem czytelnikowi szansy, by dostrzegł gdziekolwiek choćby cień tego uczucia.
Nie wykluczone również, że nie chodziło o nic, ale wtedy patrz szpilka pierwsza.

Szpilka czwarta: stereotypowo. Po chwili medytacji wymyśliłam, że może miał to być portret nowoczesnej, walczącej ze stereotypami kobiety. Bardzo dobrze, niech walczy, tylko czy koniecznie musi używać do tego cepa? Jeśli bowiem bohaterka ma być wyzwolona, to hejże ha! niech uprawia seks na podłodze (ale na futrzaku, który jest, jak rozumiem, elementem tradycji), z mężczyznami z którymi nic ją nie łączy. Jeśli ma mieć teściową, to tylko straszną potworę. Jeśli nie uwolniłaby się z prowincjonalizmu i zaściankowości, to czekałby ją wyłącznie los Matki Polki: grubej oraz rodzącej liczne i antypatyczne dzieci, której pisani są wyłącznie mężczyźni-palanci.

To moje drugie spotkanie z prozą tej autorki i drugie niezbyt udane. Po lekturze „Nielegalnych związków” nie zostało w mojej głowie niemal nic, oprócz wątku seksu z ciężarną. To dziwne, bowiem felietony G. Plebanek, które co jakiś czas pojawiają się w „Kawiarni Literackiej” w „Polityce”, zazwyczaj mi się podobają.
Najwyraźniej jednak te akurat szpilki to nie mój rozmiar.

Grażyna Plebanek „Pudełko ze szpilkami”, Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2006.

20 komentarzy:

  1. Auć! Autorkę kojarzę wyłącznie z "Dziewczynami z Portofino", ale kiedy widzę, że omawiana książka to debiut, to jestem w stanie wiele wybaczyć. Rzadko się zdarza, by już w pierwszym dziele autor objawił wszystkie talenty...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Dziewczyny..." podobno lepsze; mówią że "Przystupa" też. Mi jednak ostatnio nic polskiego i kobiecego nie pasuje, niezależnie od tego, czy debiutanckie, czy nie. Defekt jakiś, czy co?:P

      Usuń
    2. Ja też się słabo odnajduję w tzw. prozie kobiecej... Jeśli to defekt, to też go mam:-)

      Usuń
    3. Ja mam w zanadrzu dwie książki ostatniej szansy, wobec których nastawiam się wyłącznie pozytywnie. Im bliżej lektury, tym bardziej się jednak boję:(

      Usuń
  2. Odsłuchałam sobie audiobooka jakiś czas temu i też mi się nie bardzo podobało. Na początku nawet śmiesznie, ale ile można rzucać tymi samymi żartami? No i właśnie - stereotypowo, nudno, chaotycznie. Jakieś takie wyzwolenie na siłę, mam już dość tego typu treści. Zupełnie mi się też nie podobało, że bohaterka opowiada wyłącznie o sobie: jasne, niby o to chodziło, ale przecież nie da się oddzielić zupełnie swojego życia od życia męża...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, końcówka książki pokazuje że to oddzielenie nie było takie całkowite. Tyle, że ciężko było do tej końcówki dotrwać...

      Usuń
    2. I nie zmienia to faktu, że przez całą resztę książki mnie to dziwiło i irytowało :)

      Usuń
    3. Na szczęście reszta nie była zbyt długa:)

      Usuń
  3. Mnie najbardziej przeszkadzała czwarta szpilka.;( Nie wiem sama, co słabsz: Szpilki czy Związki...;(
    "Dziewczyny z Portofino" podobały mi się bardzo, "Przystupa" także.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A widzisz, wszyscy pozytywnie wypowiadają się o tych dwóch właśnie. Z tych dwóch większą mam ochotę na "Przystupę", bo "Dziewczyny..." trochę pachną mi sztampą.
      Związków zupełnie nie czułam; nie moje klimaty, nie mój sposób myślenia, wszystko nie.

      Usuń
    2. Jak to dobrze czytać komentarze :-). Miałam chęć na to "Pudełko ze szpilkami", ale skoro tak, to dam sobie spokój i sięgnę do polecanych przez Was tytułów. Tylko, znając moje tempo nadrabiania zaległości, będzie to pewnie najwcześniej za rok...

      Usuń
    3. Eireann, "za rok" to całkiem niezły rezultat!:) Przy okazji posta o "Zimowych opowieściach" Blixen wyznałam, że czekały - przesuwane z zimy na zimę - chyba pięć lat. A nie jest to u mnie rekordzistka:(
      Myślę, że pani Plebanek akurat może spokojnie poczekać w kolejce, a Ty nie odczujesz przez to jakiegoś specjalnego zubożenia;)

      Usuń
  4. Plebanek nei jest zła, ale w każdej książce coś mi nie pasuje.
    ta trzyma się tylko na tym jednym myku na koniec.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myk jest całkiem niezły zresztą. Szkoda tylko, że pojawia się tak późno, kiedy przynajmniej mnie nic nie było już w stanie udobruchać:)

      Usuń
  5. To był prawdziwy seans recenzyjnej akupunktury. :) Twoje ostrzeżenie potraktuję jako ważne memento, chociaż książki tej autorki szczerze mówiąc nigdy mnie nie korciły.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przy prawdziwym akupunkturowym seansie cztery szpilki to dopiero początek! Obawiam się więc, że pacjent może nie poczuć się całkowicie uleczony... Następnym razem spróbuję może masażu chińską bańką?:P
      Mnie Plebanek ani korci, ani nie korci. Po prostu za każdym razem kiedy jestem w bibliotece, staram się (dla równowagi) wziąć jakieś czytadło, na które szkoda by mi było własnych pieniędzy. Od paru miesięcy trafiam jednak wyłącznie niczym kulą w płot:(

      Usuń
  6. Czytałam tylko "Nielegalne związki" tej autorki. Hmmm... Byłam wtedy kurą domową, matką - Polką na urlopie wychowawczym.. Może dlatego spodobała mi się ta książka? :-)
    A teraz sobie przypominam, że i tę książkę kiedyś próbowałam przeczytać ale nie dałam rady.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nigdy nie byłam kurą domową, a moje okresy nieobecności w pracy z uwagi na pojawianie się na świecie młodocianych obywateli nie przekraczały dziewięciu miesięcy, więc być może faktycznie, brakowało mi zaplecza do wczucia się w klimat:P Rozumiem jednak, że Ciebie w "związkach" pociągał wielki, zagraniczny i luksusowy świat? Bo przecież chyba nie zdradzający mąż?

      Usuń
    2. Dawno to było.. Nie pamiętam :-) Chyba była to jakaś odskocznia od piaskownicy i pieluch po prostu :-)

      Usuń
    3. Tak, to wiele tłumaczy:) Nigdy nie przeczytałam na raz tylu głupawych kryminałów i powieści fantasy, co w pierwszych dwóch latach życia każdego z moich synów...

      Usuń