Grażyna
Plebanek nadała swojej debiutanckiej książce cokolwiek dwuznaczny tytuł.
Ja
też mam swoje pudełko ze szpilkami i z radością je otworzę.
Szpilka pierwsza: zestarzało się. Książka napisana i wydana w roku
2002, jedenaście lat później nie ma czytelnikowi do zaoferowania nic nowego i
świeżego. W owym roku zdobyła nagrodę wydawnictwa Zysk i S-ka w konkursie na
polską Bridget Jones. Bez dwóch zdań, w roku 2013 (podobnie jak w latach
wcześniejszych) wolę Bridget. Przynajmniej mnie śmieszy.
Szpilka druga: nudzi. Autorka miała, owszem, koncept, jednak postanowiła
trzymać go w ukryciu aż do ostatnich stron. Uzyskała dzięki temu efekt
zaskoczenia, całkiem spory, a ponadto uratowała ścianę, z którą – gdyby
nie końcówka – niechybnie gwałtownie spotkałby się mój egzemplarz książki.
Dzięki konceptowi zaś odniosę ją grzecznie i w jednym kawałku do biblioteki, po
czym starannie otrzepię ręce. Czy o to chodziło?
Szpilka trzecia: nie rozumiem. O co autorce mianowicie chodziło?
Pokazać
rozedrganie i rozdarcie kobiety w okolicach trzydziestki? Jeśli tak, to
zdecydowanie wolę rozdarcie w wydaniu Małgorzaty Łukowiak; jej bohaterka wydaje
się znacznie mądrzejsza (i sympatyczniejsza).
Pokazać,
że są złe i dobre kobiety, tudzież źli i dobrzy mężczyźni? No niemożliwe!
Naprawdę?!
Pokazać,
że miłość zwycięży i będą żyli długo i szczęśliwie? Hm, przepraszam, ale jaka
miłość w zasadzie? Dzięki swojemu sprytnemu konceptowi autorka nie daje bowiem
czytelnikowi szansy, by dostrzegł gdziekolwiek choćby cień tego uczucia.
Nie
wykluczone również, że nie chodziło o nic, ale wtedy patrz szpilka pierwsza.
Szpilka czwarta: stereotypowo. Po chwili medytacji wymyśliłam, że
może miał to być portret nowoczesnej, walczącej ze stereotypami kobiety. Bardzo
dobrze, niech walczy, tylko czy koniecznie musi używać do tego cepa? Jeśli
bowiem bohaterka ma być wyzwolona, to hejże ha! niech uprawia seks na podłodze
(ale na futrzaku, który jest, jak rozumiem, elementem tradycji), z mężczyznami
z którymi nic ją nie łączy. Jeśli ma mieć teściową, to tylko straszną potworę.
Jeśli nie uwolniłaby się z prowincjonalizmu i zaściankowości, to czekałby ją
wyłącznie los Matki Polki: grubej oraz rodzącej liczne i antypatyczne dzieci, której pisani są wyłącznie mężczyźni-palanci.
To
moje drugie spotkanie z prozą tej autorki i drugie niezbyt udane. Po lekturze
„Nielegalnych związków” nie zostało w mojej głowie niemal nic, oprócz wątku
seksu z ciężarną. To dziwne, bowiem felietony G. Plebanek, które co jakiś czas
pojawiają się w „Kawiarni Literackiej” w „Polityce”, zazwyczaj mi się podobają.
Najwyraźniej
jednak te akurat szpilki to nie mój rozmiar.
Grażyna
Plebanek „Pudełko ze szpilkami”, Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2006.
Auć! Autorkę kojarzę wyłącznie z "Dziewczynami z Portofino", ale kiedy widzę, że omawiana książka to debiut, to jestem w stanie wiele wybaczyć. Rzadko się zdarza, by już w pierwszym dziele autor objawił wszystkie talenty...
OdpowiedzUsuń"Dziewczyny..." podobno lepsze; mówią że "Przystupa" też. Mi jednak ostatnio nic polskiego i kobiecego nie pasuje, niezależnie od tego, czy debiutanckie, czy nie. Defekt jakiś, czy co?:P
UsuńJa też się słabo odnajduję w tzw. prozie kobiecej... Jeśli to defekt, to też go mam:-)
UsuńJa mam w zanadrzu dwie książki ostatniej szansy, wobec których nastawiam się wyłącznie pozytywnie. Im bliżej lektury, tym bardziej się jednak boję:(
UsuńOdsłuchałam sobie audiobooka jakiś czas temu i też mi się nie bardzo podobało. Na początku nawet śmiesznie, ale ile można rzucać tymi samymi żartami? No i właśnie - stereotypowo, nudno, chaotycznie. Jakieś takie wyzwolenie na siłę, mam już dość tego typu treści. Zupełnie mi się też nie podobało, że bohaterka opowiada wyłącznie o sobie: jasne, niby o to chodziło, ale przecież nie da się oddzielić zupełnie swojego życia od życia męża...
OdpowiedzUsuńNo, końcówka książki pokazuje że to oddzielenie nie było takie całkowite. Tyle, że ciężko było do tej końcówki dotrwać...
UsuńI nie zmienia to faktu, że przez całą resztę książki mnie to dziwiło i irytowało :)
UsuńNa szczęście reszta nie była zbyt długa:)
UsuńMnie najbardziej przeszkadzała czwarta szpilka.;( Nie wiem sama, co słabsz: Szpilki czy Związki...;(
OdpowiedzUsuń"Dziewczyny z Portofino" podobały mi się bardzo, "Przystupa" także.
A widzisz, wszyscy pozytywnie wypowiadają się o tych dwóch właśnie. Z tych dwóch większą mam ochotę na "Przystupę", bo "Dziewczyny..." trochę pachną mi sztampą.
UsuńZwiązków zupełnie nie czułam; nie moje klimaty, nie mój sposób myślenia, wszystko nie.
Jak to dobrze czytać komentarze :-). Miałam chęć na to "Pudełko ze szpilkami", ale skoro tak, to dam sobie spokój i sięgnę do polecanych przez Was tytułów. Tylko, znając moje tempo nadrabiania zaległości, będzie to pewnie najwcześniej za rok...
UsuńEireann, "za rok" to całkiem niezły rezultat!:) Przy okazji posta o "Zimowych opowieściach" Blixen wyznałam, że czekały - przesuwane z zimy na zimę - chyba pięć lat. A nie jest to u mnie rekordzistka:(
UsuńMyślę, że pani Plebanek akurat może spokojnie poczekać w kolejce, a Ty nie odczujesz przez to jakiegoś specjalnego zubożenia;)
Plebanek nei jest zła, ale w każdej książce coś mi nie pasuje.
OdpowiedzUsuńta trzyma się tylko na tym jednym myku na koniec.
Myk jest całkiem niezły zresztą. Szkoda tylko, że pojawia się tak późno, kiedy przynajmniej mnie nic nie było już w stanie udobruchać:)
UsuńTo był prawdziwy seans recenzyjnej akupunktury. :) Twoje ostrzeżenie potraktuję jako ważne memento, chociaż książki tej autorki szczerze mówiąc nigdy mnie nie korciły.
OdpowiedzUsuńPrzy prawdziwym akupunkturowym seansie cztery szpilki to dopiero początek! Obawiam się więc, że pacjent może nie poczuć się całkowicie uleczony... Następnym razem spróbuję może masażu chińską bańką?:P
UsuńMnie Plebanek ani korci, ani nie korci. Po prostu za każdym razem kiedy jestem w bibliotece, staram się (dla równowagi) wziąć jakieś czytadło, na które szkoda by mi było własnych pieniędzy. Od paru miesięcy trafiam jednak wyłącznie niczym kulą w płot:(
Czytałam tylko "Nielegalne związki" tej autorki. Hmmm... Byłam wtedy kurą domową, matką - Polką na urlopie wychowawczym.. Może dlatego spodobała mi się ta książka? :-)
OdpowiedzUsuńA teraz sobie przypominam, że i tę książkę kiedyś próbowałam przeczytać ale nie dałam rady.
Nigdy nie byłam kurą domową, a moje okresy nieobecności w pracy z uwagi na pojawianie się na świecie młodocianych obywateli nie przekraczały dziewięciu miesięcy, więc być może faktycznie, brakowało mi zaplecza do wczucia się w klimat:P Rozumiem jednak, że Ciebie w "związkach" pociągał wielki, zagraniczny i luksusowy świat? Bo przecież chyba nie zdradzający mąż?
UsuńDawno to było.. Nie pamiętam :-) Chyba była to jakaś odskocznia od piaskownicy i pieluch po prostu :-)
UsuńTak, to wiele tłumaczy:) Nigdy nie przeczytałam na raz tylu głupawych kryminałów i powieści fantasy, co w pierwszych dwóch latach życia każdego z moich synów...
Usuń