niedziela, 10 lutego 2013

"Bałwanek ratuje świat", czyli temu bałwankowi raczej nic nie pomoże

Jak zaciekawić małego człowieka w dobie całodobowych migających, teledyskowych bajek?
Jak skłonić dorosłych do tego, by zechcieli w przyszłości kolejny raz przyprowadzić swoje pociechy do teatru, inwestując w to parę złotych i swój czas?

Oto Pleciugowa recepta:


1) Wymyśl coś, co dobrze się sprzeda w sezonie okołoświątecznym, gdy wszyscy są ckliwi, rzewni, a po tysięcznym wysłuchaniu „Last Christmas” z wdzięcznością przyjmą cokolwiek innego.
Bierzemy więc bałwana (a nawet dwa), dorzucamy choinki, kolędników oraz karpie.

2) Dorzuć coś, co będzie miało walor dydaktyczny.
Bałwan dostaje więc misję: wyrusza z Bieguna Północnego dryfując na krze, bowiem chce uratować świat przed globalnym ociepleniem (tak, tak!). Jednakowoż, jako że zadanie nieco go przerasta i nie bardzo wie od czego zacząć, poprzestaje na świadczeniu drobnych przysług napotkanym po drodze przypadkowym znajomym. Ze szczególnym uwzględnieniem karpii, felernych choinek oraz popsutych lalek.

3) Ubierz to w atrakcyjną formę.
Gra, miga, śpiewa, wyświetla, kręci się. Są multimedialne projekcje, piosenki, neony. Oczopląs.

4) Puść oko do dorosłej publiczności, zakładając że nikomu spoza Szczecina nie będzie chciało się przyjechać na spektakl.
Jeden z bałwanów nosi więc szalik Pogoni Szczecin, na kuble na śmieci widnieje napis „Pogoń pany!”; wyświetlane w tle widoczki przedstawiają miejsca znane ze Szczecina (w tym sam budynek teatru Pleciuga); zbłąkany biały niedźwiedź okazuje się przebierańcem, który urwał się z Krupówek tylko po to, by zobaczyć morze (bo przecież Szczecin, jak wszyscy twierdzą, leży nad morzem), jednak błąka się teraz w kółko po licznych rondach, nijak nie mogąc trafić do celu.

Wszystko więc wzięte, wymieszane – gotowe. I co?
Klops.

Spektakl na stronach teatru jest opisany jako dla dzieci od lat trzech. Interesujące.
Dla takich małych dzieci jest za głośno, niezrozumiale i nudno. Był to pierwszy spektakl na jakim byłam w tym teatrze (a byłam na około dziesięciu), podczas którego przez cały czas na widowni panował szmer, a wręcz gwar, co jakiś czas przerywany płaczem któregoś z maluchów, który przestraszył się np. głośno ryczącej muzyki. Do tego nie słychać połowy dialogów (przez głowę bałwana ciężko się przebić wokalnie).
Sama fabuła niby może być, ale na początku lutego jest już niestrawna. Wszyscy mają dość kolędników (choć zaprezentowana przez tych pleciugowych wersja „Przybieżeli do Betlejem” była cokolwiek awangardowa) i choinek. Do tego jakby wszystkiego za dużo, a zwłaszcza mrugania okiem do publiczności. Kiedy w scenie z pluskającymi się w sklepowym akwarium, przeznaczonymi na sprzedaż (a w domyśle: na rzeź) karpiami na scenie pojawił się Charlie Chaplin, wszystko mi opadło.

I chociaż aktorzy grali jak zwykle, czyli dobrze (naprawdę bardzo lubię ten zespół!), a pomysł z projekcjami i ich wykonanie były znakomite, to Młodszy na zadane standardowo pytanie: „I co, podobało Ci się?”, odpowiedział: „Nie!!!”. A jego recenzja zdaje się tu być najważniejsza.

„Bałwanek ratuje świat” Dariusz Kamiński
Teatr Lalek „Pleciuga” w Szczecinie; reżyseria Dariusz Kamiński, scenografia Katarzyna Banucha, muzyka Jacek Wierzchowski, projekcje multimedialne Simon Bretherton. 

31 komentarzy:

  1. Temu bałwanu, gdyby zechciał gościnnie pokazać się w kieleckim "Kubusiu", powiemy nasze stanowcze nie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet gdyby założył szalik Korony Kielce?:P

      Usuń
    2. Mnie tam ryba, bo, jak już pewnie wiesz, nie pasjonuję się piłką. Prędzej Starszy by wychwycił taki niuans niż ja. Więc nawet :)

      Usuń
    3. My się wybieramy w niedzielę na jakiegoś słowika i cesarza, czyli pewnie przeróbkę nieśmiertelnego Andersena. Debiut teatralny Młodszej na widowni:). W zapowiedziach "piękne lalki i chińskie dekoracje". Oby nie była to stadionowa chińszczyzna:)

      Usuń
  2. Bazylu: jak łatwo się domyślić - namawiać wcale, a wcale nie będę!

    ZWL: u nas lalki i scenografia zawsze pierwsza klasa, więc podejrzewam, że w stolicy też możecie wkroczyć na widownię śmiałym krokiem. Lękałabym się natomiast muzyki - tradycyjna chińska jest mocno specyficzna:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To nie będzie w stolycy, objazdowy teatrzyk w sąsiednim domu kultury, za to scena i widownia będą prawdziwe:)

      Usuń
    2. Z pewnością zwłaszcza widownia - szczerych i żywiołowych reakcji nie powinno zabraknąć. Oby były tylko entuzjastyczne!

      Usuń
    3. Sądząc po poprzednich przedstawieniach, jakie oglądałem ze Starszą, atmosfera na pewno będzie przednia:)

      Usuń
    4. Jeśli przedstawienie jest fajne (czytaj: nie takie jak "Bałwanek..."), lubię czasem zamiast na scenę popatrzeć na dzieci. Te oczy, te otwarte buzie - sam miód! Nieraz żałuję, że zawsze byłam tak przyziemna, że nawet przez myśl mi nie przeszło, by zostać lalkarką.

      Usuń
    5. Ha, miałem tak jakiś czas temu na Dziadku do orzechów, w wersji okrojonej (czytaj chałturniczy objazd po scenach prowincjonalnych zespołu 5 tancerzy) - nie wiedziałem, czy patrzeć na Starszą, czy na scenę :)

      Usuń
    6. U dzieci cudowne jest to, że tak niewiele potrzeba, by czymś je zafascynować. Sama pamiętam, jak przeżywałam gdy do mojej podstawówki raz w miesiącu przyjeżdżali muzycy z filharmonii - czasem kwartet, czasem kwintet, i wyprawiali cuda w obskurnej sali gimnastycznej.
      Dlatego myślę, że czasem warto przymknąć oko na chałturę - ważne, że w ogóle jest jakiś kontakt ze światem sztuki (nawet przez bardzo małe "s"), być może dla wielu dzieci jedyny.

      Usuń
    7. Akurat ten balet był przez całkiem spore B, chociaż nie był to Teatr Wielki, rozmachu trochę brakowało, a nie rzemiosła.

      Usuń
    8. Jak sądzę, w domu kultury niespecjalnie mieli możliwość wykazania się rozmachem. Dwa pas i ściana:)

      Usuń
    9. A i to prawie spadali ze sceny. Nic to, w planach mamy balet na wielką skalę:)

      Usuń
    10. Tego trochę wam zazdroszczę. U nas baletowa posucha, a ostatnio, po latach baletowstrętu, nabrałam wreszcie ochoty, by obejrzeć zwiewne baletnice, że o odzianych w obcisłe mężczyznach nie wspomnę:P

      Usuń
    11. Ja przepraszam, ale muszę, bo mi się mój ulubiony film skojarzył: http://www.youtube.com/watch?v=mSJVEb-qljA

      Usuń
    12. I jeszcze: "Ballet - Men wearing pants so tight that you can tell what religion they are" ~ Robin Williams

      Usuń
    13. Fragment znakomity:)) Niestety, obawiam się że trudno będzie znaleźć w jakimkolwiek repertuarze aż tak ekscytujący spektakl baletowy:P

      Usuń
    14. Jak się odpowiednio intensywnie poszuka, to myślę, że coś się znajdzie, prędzej czy później:)

      Usuń
    15. Tak, za 50 lat będę się ekscytowała samym wyjściem z domu, więc spektakl baletowy może być niewskazany jako niosący nadmiar emocji:P

      Usuń
    16. Więcej optymizmu, może trafisz na właściwy spektakl już za 25 lat?

      Usuń
    17. Według wszelkich znaków na niebie i ziemi, za 25 lat będę widzieć tylko rzeczy oddalone ode mnie o 2 centymetry, więc marna to pociecha:((

      Usuń
    18. Zważywszy na fakt, że miniaturyzacja osiągnie pewnie wówczas swoje szczyty (czy raczej minima), jest to jakaś myśl. Bardziej liczę jednak na oczne implanty:)

      Usuń
  3. Idzie wiosna, puszczają lody, reżyser puszcza oko do publiczności - w tych okolicznościach przyrody bałwanek miał prawo trochę rozkleić się w szwach. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niby tak (choć wątek roztopów z happy endem też został przewidziany w scenariuszu), ale nieśmiało przypuszczam, że w grudniu oglądałoby się to tylko nieco lepiej. O tyle tylko lepiej, że być może "nie!" Młodszego straciłoby wykrzyknik, ale nic więcej:(

      Usuń
  4. Do Pleciugi wybieram się jak sójka za morze... Na Bałwanka nie dotarliśmy (brak biletów) i żałowałam bardzo. Pojawiły się nawet wyrzuty sumienia - jestem fatalną matką, nie potrafiłam zdobyć biletów! Wyrzuty sumienia powracały na jawie i w snach.. Do dnia kiedy przeczytałam Twój post. Dziękuję!!! :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło tak mimochodem robić dobre uczynki:)
      A co do Pleciugi i kupowania biletów: ja jestem zahartowana w bojach. Przez pierwszą połowę ubiegłego roku miałam tak jak Ty - nigdy nie było biletów. Teraz jednak opracowałam już odpowiedni system, polegający na czatowaniu na dzień ogłoszenia repertuaru na następny kwartał i niezwłocznym rezerwowaniu biletów na co tylko się da, dzięki czemu uwaga! uwaga! udało mi się zarezerwować bilety na "Niebieskiego pieska" dzień po premierze i to w trzecim rzędzie (a nie jest to takie proste, gdyż każdorazowo potrzebuję pięciu sztuk). Tak więc, nie trać nadziei - jeszcze parę miesięcy i może wreszcie się uda!

      Usuń
  5. No tak... Przypomniałaś mi o piesku, który pomachał mi właśnie ogonkiem... ech...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wychodzi więc na to, że z uczynkami wyszłam na zero:)
      Piesek dopiero się premieruje, więc na pewno zdążycie. Na Twoim miejscu ustawiłabym się jednak w blokach startowych do kasy już gdzieś pod koniec lutego...

      Usuń
  6. Ciekawe co z dzisiejszych książek zostanie za 30 lat...

    OdpowiedzUsuń