Zobaczywszy
jednak na własne oczy, że są w internecie osoby, które zaliczają mój blog
do kategorii „kultura i sztuka”, odchrząknąwszy i otarłszy łzę wzruszenia,
postanowiłam sprostać.
Popadłam przy tym w sprzeczność wewnętrzną. To, o czym będę pisać, tylko teoretycznie należy bowiem nazywać sztuką. Co więcej, wstydzę się bardzo tego, co zrobiłam, czyli tego, że Tam byłam i To widziałam. Rozważam zakup włosienicy, ale najpierw wyznam swoje grzechy.
Tak,
to zdjęcie oznacza, że byłam na tym czymś w teatrze.
Skusiły
mnie względy wyłącznie pozamerytoryczne, które przemilczę, bowiem za pokutę
dostałam włosienicę solo, nie zaś w pakiecie z biczowaniem.
Nie
spodziewałam się niczego głębokiego, wiedziałam że to czysta rozrywka.
Nie
domyśliłam się jednak, że aby była rozrywka, trzeba najpierw do przełyku zapodać czystą.
Na
stronach poświęconych spektaklowi, który miał premierę w listopadzie w
warszawskim teatrze Studio Buffo, napisano iż „łączy on w sobie elementy absurdalnego
humoru i klasycznej farsy. Czarny humor miesza się tu z grozą, a bohaterowie
stając na życiowych zakrętach są tym śmieszniejsi im trudniejsze jest ich
położenie.”
Poniekąd
się zgadza.
Absurd
niewątpliwie był – absurdalnym pomysłem było bowiem wydać na to coś 110 złotych
polskich (słownie: sto dziesięć złotych). Teraz zaś, kiedy to przeczytaliście,
czyż nie powiało grozą?
Pojawił
się również czarny humor. Po pierwszym akcie byłam załamana i przygnębiona; nie
wyszłam tylko z uwagi na wydatkowane 110 (sto dziesięć) złotych, uznałam że
muszę chociaż w zamian pozużywać teatralny fotel. Kiedy jednak usłyszałam jak
pan obok (lat około 55) mówi do smutnej pani (lat około 50): „chyba jakoś
wytrzymamy do końca, co?”, uznałam że to nawet zabawne.
Napisano także, że "producenci przedstawienia postanowili "odkurzyć" wersję sprzed pół wieku i na nowo przełożyć tekst sztuki", czym zajął się Bartosz Wierzbięta. Zdaniem twórców "powstała genialna adaptacja bliska współczesnemu widzowi."
Nie mam pojęcia, jak brzmiało pierwotne tłumaczenie, ale zakładam że nie najgorzej, skoro w roku 1993 w spektaklu udział brali Joanna Trzepiecińska, Zbigniew Zamachowski i Wojciech Malajkat. Nowa wersja jest natomiast śmieszna, czy wszyscy słyszeli? śmieszna!!! Tak, to do pani z dziewiątego rzędu! Powtarzam, JEST ŚMIESZNIE, czemu Pani się nie śmieje?!
Ze skruchą wyznaję: śmiałam się na pierwszym Shreku do rozpuku. Gdybym wówczas spotkała Bartosza Wierzbiętę, byłabym w stanie obdarzyć go jedynie pociągłym, pełnym uwielbienia spojrzeniem.
Przy Shreku 2 śmiałam się jakby nieco mniej. Shreka Trzeciego, po usłyszeniu próbki ominęłam z daleka i to był chyba koniec mojej miłości do pana Bartosza.
Tanie chwyty, tanie teksty, nadmierna kolokwialność (a oczekiwałam wyłącznie tego, że będą mówić prozą!), za dużo jak na moją wytrzymałość nawiązań do tego, czym żyją przeciętni Polacy.
Dokładnie to samo (tanie chwyty, gra pod publiczkę) mogę niestety powiedzieć o grze aktorskiej. Wprawdzie Bartłomiej Topa ma u mnie spory kredyt zaufania (i nie jest to zasługa wyłącznie "Drogówki"), ale nawet on nie robił wrażenia, jakby specjalnie przejmował się jakością występu. Zdarzały mu się, owszem, przebłyski, ale 1,5 minuty na każde 10 minut to stanowczo za mało. Magdalena Boczarska miała niezłą drugą połowę, jednak moja irytacja po pierwszej była zbyt duża, bym mogła to docenić. Szymon Bobrowski? Tak, wiem. To taka rola. Ale czy naprawdę nie można dać szansy inteligencji widzów?
Dawno nie wyszłam znikąd tak zażenowana i zdegustowana. Byłam jednak w zdecydowanej mniejszości, bowiem szczecińska publiczność na zakończenie zgotowała aktorom ("spektakl w gwiazdorskiej obsadzie!") owację na stojąco. To zażenowało mnie chyba jeszcze bardziej.
W sumie to rozumiem twórców i odtwórców spektaklu. Takie krajowe tournée to ciężka praca. Po co się więc męczyć, skoro przy pomocy paru min i serialowych nawiązań można zdobyć poklask?
Z drugiej strony, kiedy zobaczyłam pełną salę (na drugi ze spektakli wszystkie bilety także zostały wyprzedane) oraz stojące przed teatrem busy, które zwiozły ludzi z całego województwa, zaczęłam zastanawiać się, czy może to nie dobrze, że ludzie przyszli do teatru i im się spodobało? Bo może wrócą na coś innego?
Ja wrócę, ale na tego typu spektakl gościnny przez bardzo długi czas nikt nie zaciągnie mnie nawet wołami.
"Histerie miłosne" reżyseria Piotr Jędrzejas, scenografia Marcin Chlanda, muzyka Michał Górczyński.
Występują: Magdalena Boczarska, Szymon Bobrowski, Bartłomiej Topa.Nie
Napisano także, że "producenci przedstawienia postanowili "odkurzyć" wersję sprzed pół wieku i na nowo przełożyć tekst sztuki", czym zajął się Bartosz Wierzbięta. Zdaniem twórców "powstała genialna adaptacja bliska współczesnemu widzowi."
Nie mam pojęcia, jak brzmiało pierwotne tłumaczenie, ale zakładam że nie najgorzej, skoro w roku 1993 w spektaklu udział brali Joanna Trzepiecińska, Zbigniew Zamachowski i Wojciech Malajkat. Nowa wersja jest natomiast śmieszna, czy wszyscy słyszeli? śmieszna!!! Tak, to do pani z dziewiątego rzędu! Powtarzam, JEST ŚMIESZNIE, czemu Pani się nie śmieje?!
Ze skruchą wyznaję: śmiałam się na pierwszym Shreku do rozpuku. Gdybym wówczas spotkała Bartosza Wierzbiętę, byłabym w stanie obdarzyć go jedynie pociągłym, pełnym uwielbienia spojrzeniem.
Przy Shreku 2 śmiałam się jakby nieco mniej. Shreka Trzeciego, po usłyszeniu próbki ominęłam z daleka i to był chyba koniec mojej miłości do pana Bartosza.
Tanie chwyty, tanie teksty, nadmierna kolokwialność (a oczekiwałam wyłącznie tego, że będą mówić prozą!), za dużo jak na moją wytrzymałość nawiązań do tego, czym żyją przeciętni Polacy.
źródło zdjęcia |
Dawno nie wyszłam znikąd tak zażenowana i zdegustowana. Byłam jednak w zdecydowanej mniejszości, bowiem szczecińska publiczność na zakończenie zgotowała aktorom ("spektakl w gwiazdorskiej obsadzie!") owację na stojąco. To zażenowało mnie chyba jeszcze bardziej.
W sumie to rozumiem twórców i odtwórców spektaklu. Takie krajowe tournée to ciężka praca. Po co się więc męczyć, skoro przy pomocy paru min i serialowych nawiązań można zdobyć poklask?
Z drugiej strony, kiedy zobaczyłam pełną salę (na drugi ze spektakli wszystkie bilety także zostały wyprzedane) oraz stojące przed teatrem busy, które zwiozły ludzi z całego województwa, zaczęłam zastanawiać się, czy może to nie dobrze, że ludzie przyszli do teatru i im się spodobało? Bo może wrócą na coś innego?
Ja wrócę, ale na tego typu spektakl gościnny przez bardzo długi czas nikt nie zaciągnie mnie nawet wołami.
"Histerie miłosne" reżyseria Piotr Jędrzejas, scenografia Marcin Chlanda, muzyka Michał Górczyński.
Występują: Magdalena Boczarska, Szymon Bobrowski, Bartłomiej Topa.Nie
Nie wiem, czy czytałaś u mnie recenzję Kolacji dla głupca. Właściwie czułam się identycznie-idiotycznie z rozterką czy zostać na części drugiej, czy te 150 zł(czyli tobie wyszło całkiem niedrogo:) warte było zmarnowania dwóch godzin czasu, które mogłabym przeznaczyć, jeśli nawet nie na czytanie książki to na gapienie się w gwiazdy. Tyle, że w moim przypadku -przynajmniej gra aktorska pana Tyńca była na poziomie. I nawet mój ukochany pan Piotruś nie był w stanie wynagrodzić rozczarowania. Od dawna już ubolewam nad kondycją teatru. Początkowo myślałam, że to gdańskie zjawisko, ale im częściej chodzę na występy gościnne tym częściej dochodzę do wniosku, że to zjawisko masowe. I rzeczywiście najbardziej żenujące są te rozradowane tłumy, bo przecież gdyby nie one, nie byłoby takich płaskich przedstawień. I oczywiście -zgoda - nie każdy musi chodzić na Hamleta, czy Wesele, dobra komedia też może być dobra, ale coraz częściej, ani komedie, ani tragedie nie spełniają oczekiwań. W tym sensie zazdroszczę stolicy wielości teatrów, bo w takiej ilości jest duża szansa, że choć co której przedstawienie będzie miało coś wspólnego ze sztuką. Chciałam krótko- a wyszło, jak zwykle :)
OdpowiedzUsuńE tam, ja Twoje "jak zwykle" bardzo lubię:))
Usuń150 zł? Fiu, fiu! Lekko pocieszające (choć na ten zestaw aktorski też byłabym skłonna tyle wydać). Nie jestem jakąś przebrzydłą materialistką, ale kiedy wymykałyśmy się wraz z koleżanką z teatru, obie tak samo zdegustowane, przeliczałyśmy to nie na zmarnowany czas, ale na ilość książek, jaką można było za to kupić. Ech!
Ja odniosłam wrażenie, że nie jestem w stanie zaśmiewać się do rozpuku, bowiem nie oglądam telewizji, a co za tym idzie, polskich seriali, do których nawiązania się pojawiały (tak mi się przynajmniej wydaje) i na co publiczność reagowała żywiołowo.
@ Guciamal
UsuńWidziałam tę "Kolację", na szczęście za znośnie pieniądze, ale i tak byłam niezadowolona, że dałam się na "takie coś" wyciągnąć. Byłam zażenowana. Niestety Ateneum od lat (a może dekad) reprezentuje b. niski poziom. Dla mnie to smutne, bo pamiętam jeszcze końcówkę b. dobrego okresu tego teatru.
Aniu - To cenna wskazówka, jeśli chodzi o Ateneum, bo miałam o nim lepsze zdanie. Chciałam się tam wybrać na Ja, Feuerbach (reż. Fronczewskiego i z Fronczewskim w obsadzie), ale teraz mam wątpliwości. Może byłaś i widziałaś?
UsuńMonmarto- Mnie jednak bardziej szkoda czasu, bo tego nikt mi nie wróci. Im więcej mam lat, tym bardziej odczuwam jego brak i staram się mądrze z niego korzystać- choć to, że się staram, nie oznacza, że mi się to udaje:). Obsada - to był dla mnie wabik i może nauczka, żeby dokonując wyboru patrzeć kompleksowo, zarówno kto, jak i co. Też nie oglądam telewizji (towarzyszy mi jedynie podczas prasowania, a i to coraz częściej zastępuję ją dvd, bo mam wpływ na wybór)więc może nie jestem najlepszym odbiorcą dzisiejszego quasi-teatru.
UsuńMi czasu też szkoda; tego dnia wyszłam z domu o 8.00, a wróciłam o 20.00; z własnymi dziećmi rozmawiałam więc przez jakąś godzinę. Na szczęście nie zdarza się to często.
UsuńDokonywanie tylko trafnych wyborów jest chyba niemożliwe - zawsze może zdarzyć się czynnik nieprzewidziany, przez który wszystko weźmie w łeb. Ale minimalizować ryzyko niewątpliwie trzeba; oby nie poprzez zamknięcie się w czterech ścianach:))
@ guciamal
UsuńNa pytanie odpowiedziałam Ci już u siebie. Czy widziałaś w TVP "Skarpetki opus XY"? Jeśli tak, jak je oceniasz?
Aha, czy nie wydaje Ci się, "Kolacja..." to bulwarówka?
MoMarto- zamknięcie się w czterech ścianach chyba nam nie grozi, choć czasami przydałoby się, jak ja to nazywam "pomieszkać".
UsuńAniu- Skarpetek opus XY nie widziałam, telewizji prawie nie oglądam. I w tym nieoglądaniu czasami umyka mi coś wartościowego- jak teatr telewizji, czy niektóre programy na TVP Historia, czy TVP Kultura.
Kolacja - to jak najbardziej bulwarówka. Popełniłam ten błąd, że poszłam na aktora nie zapoznawszy się z opisem "sztuki", błąd, który jak sądzę czegoś mnie nauczył na przyszłość. Recenzję zamieściłam u siebie. Zaraz lecę do Ciebie zajrzeć do odpowiedz :)
Niestety "Skarpetki..." to rzecz bliska bulwarówce, szkoda takich aktorów.;(
UsuńAno szkoda, niestety coraz częściej robią za magnes przyciągający masowego widza do czegoś, co kiedyś było świątynią sztuki, a dziś jest czymś, czego nie umiem nazwać. :(
UsuńTa sztuka była w Polsce grana wielokrotnie, bo od 1966 r., pod tytułem "Sie kochamy". Zaznaczam, że była grana w całym kraju, w dobrych teatrach.;) W 1993 r. w Teatrze Polskim w Szczecinie wystawił ją Marek Sawicki.;)
OdpowiedzUsuńSpektakl w T. Studio nawet widziałam, przy czym żeńską rolę grała A. Justa (świetnie zresztą, od tamtej roli zaczęłam ją kojarzyć). Całość lekka i przyjemna, ale na pewno nie obrażała inteligencji widza.
Jak zwykle niezawodna!:)) W 1993 intensywnie chodziłam do szczecińskich teatrów, ale raczej do Współczesnego niż Polskiego; nie przypominam sobie, żebym to widziała.
UsuńDzięki Tobie zobaczyłam, że już za chwileczkę, już za momencik będziemy mieli małe deja vu: za jedyne 80 złotych będzie można zobaczyć to samo, tyle że pod innym tytułem i w innej obsadzie (Olszówka, Żurek, Cieszyński). Gdybym była bardzo bogata i znudzona życiem, poszłabym dla porównania. Nie jestem ani jednym, ani drugim.
Wcale Ci się nie dziwię, taki spektakl długo może odbijać się czkawką. Mam sporo nieufności do produkcji prywatnych, ale czasem zdarzają się rzeczy dobre. U Jandy da się coś wybrać (ale nie wszystko), tylko te ceny!
UsuńCeny u Jandy chyba nie odbiegają od tego, co zapłaciłam za ów cudny spektakl? Sama Janda będzie w Szczecinie z monodramem "Danuta W.", ale bilety rozeszły się jeszcze zanim pojawiły się w sprzedaży:(
UsuńW stolicy najlepsze miejsca na Jandę kosztują 120 zł, to dużo. Ale też wiem, że rzadko zdarza się komplet na sali.
Usuń120 złotych to bardzo dużo nawet. Jeśli nie ma kompletu, to nic dziwnego że artyści jeżdżą na występy gościnne, kiedy to prowincjonalna ludność (do której zaliczam i siebie, żeby nie było!) wali drzwiami i oknami "na nazwiska".
UsuńPo "Drogówce" Topa na topie, może stąd horrendalna cena biletu.
OdpowiedzUsuńP.S.
Czy piesek na plakacie ma jakiś głęboki sens, czy trafił tam przypadkiem?
Myślę, że trop wiedzie raczej do telewizyjnych seriali, które dziś nadają status gwiazdy. W trakcie przedstawienia dowiedziałam się m.in., że Bobrowski gra w "Lekarzach" (padło to ze sceny!), Boczarska też tam gra lub będzie grała; Topa chyba w niczym nie gra, choć być może faktycznie dzięki "Drogówce" wkrótce uzyska poziom "sławy" innych polskich "gwiazd".
UsuńCo do pieska: w informacjach na stronie spektaklu pojawia się o nim tajemnicza wzmianka (jest to podobno gryfonik belgijski, cokolwiek to by było). Na scenie się nie pojawił, nie było też nic o nim (chyba że akurat wtedy kuliłam się pod fotelem z zażenowania) - może nie wzięli go ze sobą na tournee?
Topa gra(ł) niedźwiedzia na Krupówkach w "Szpilkach na Giewoncie".;) Lubię go, mógłby występować częściej, zwłaszcza w teatrze.
UsuńNiestety (stety), o "Szpilkach na Giewoncie" wiem tyle, że było coś takiego. Z rzeczy telewizyjnych Topę widziałam chyba tylko w "Stacyjce", gdzie w zasadzie po raz pierwszy zwróciłam na niego uwagę. Też go lubię:)
UsuńPrzypomniało mi się, że grał w ostatniej serii Oficerów. I bosko w niej wyglądał.;)
UsuńSprawdziłam, to się nazywało "Trzeci oficer". W zamierzchłych czasach grał Zenka Pereszczako (sic!) w Złotopolskich - trudno go nie zapomnieć.;)
Usuń~ Momarta
UsuńJeśli oglądałaś "Lepiej być nie może" z Nicholsonem i Hunt, to piesek, który tam odgrywał istotną rolę, był właśnie rzeczonym gryfonikiem. :)
Aniu: bez różnicy, ani oficerów (o którymkolwiek numerze), ani Złotopolskich nigdy nie oglądałam. Zdaje się, że nieco straciłam:)
UsuńLirael: Tak, ten film oglądałam. Piesek rzeczywiście był. Nie pojmuję miłości do takowych ras - jako była właścicielka sznaucera olbrzyma, preferuję duuuuże psy.
Poszedłbym na porządny koncert z darciem japy, bo do teatru to się jednak boję. No, chyba że Kitek dostanie bilety z socjala, to już trudno :)
OdpowiedzUsuńU nas ostatnio z socjala można dostać (ze zniżką) bilety wyłącznie na występy kabaretowe, a że w tego typu rozrywce nie gustuję, nadwerężam własny budżet. Jak widać, bez sensu:(
UsuńKoncert z darciem japy zdecydowanie dobrze robi. Mi dobrze od czasu październikowego Lao Che, choć wkrótce warto byłoby podładować akumulatory.
Byłem z socjala na KMNie i bardzo sobie chwalę, bo jednak live w przypadku tego kabaretu dodaje dużo pieprzu występowi. Żuchwa bolała mnie jeszcze długo, a powiedzonko "Nie dziaduj, Kaziu, nie dziaduj", na stałe zagościło pod naszą strzechą. Lao Che oprócz "Powstania" jakoś mi nie wchodzi :( Ale jakby ktoś zasponsorował przelot i nocleg (na żarcie jakoś wyskrobię, żeby nie było), to ja bym się pisał na TO :D
UsuńOd czasów kabaretu Potem mnie nic już tak nie bawi (nawet Hrabi tylko trochę), a od KMN wyjątkowo mnie odrzuca (choć być może niesłusznie).
UsuńCo zaś do ewentualnego sponsoringu: na mnie nie licz!:P (aczkolwiek doceniam umiejętności szperacze)
Mam Potemów na płytach. Co do KMNu zaś ... Cóż, subtelny nie jest, ale w porównaniu do innych, jednak jakoś znośny. Choć bez Kasi, to już nie to :(
UsuńSzperactwo łatwo przyszło, bo sprawdzałem czy panowie z LP raczą wystąpić w kraju lub choćby tuż za granicą. Niestety Osaka jest raczej z cyklu "za siedmioma ...". W takich chwilach zazdroszczę chihiro :)
Ja nie mam niczego na płytach, ale i tak nie miałabym tego kiedy oglądać, więc żaden żal:P A na rzeczoną Kasię i jej śmiech mam nieuleczalną alergię, więc akurat jej brak działa u mnie na korzyść...
UsuńPodobno dla chcącego nic trudnego, chociaż w totka więc zagraj albo co?
No i widzisz. Trochę mnie u Ciebie nie było i proszę. Bliźniaczość poszła się gonić :P
UsuńNie dramatyzuj!:P Jakiś czas temu już ustaliliśmy, że to tylko dwujajowość (i darujmy już sobie tym razem skojarzenia;)) Nawet gdybyś bywał codziennie po dwadzieścia razy i tak z tej akurat alergii byś mnie nie wyleczył. Ale, skoro już wspomniałeś, to gdzieś Ty bywał, hę?:PP
UsuńW necie, tylko z drugiej strony. Forum muratora, producenci okien, materiałów budowlanych, ściany 2w i 3w i takie tam :)
UsuńPS. Jak chcesz to mam "Jutro skończę dwadzieścia lat" i mogę słać :)
No widzisz, mało ci było bliźniaczości, a tu proszę - my wprawdzie na razie na stronach biur nieruchomości i innych ogłoszeniowych, ale materiały budowlane będą kolejnym etapem:) Jak na razie jednak plan jest taki, że ja zamierzam udawać, że nie odróżniam cegły dziurawki od kratówki, a włączę się na etapie dekoracji wnętrza (czytaj: wybiorę kolor ścian, bo reszta jest mi doskonale obojętna).
UsuńPS. Czujność Twa i wszechobecność (pomimo okien, drzwi, itp.) godna pochwały:) To się chyba dobrze nadaje na wiosenne czytanie, co? Chyba się skuszę...
Popatrz, to teraz poszłaś w bliźniaczość z Żoną mą osobistą, która też już myślami jest przy kolorze ścian i frontów kuchennych :)
UsuńPS. Poproszę o emalię w sprawie :)
Może być i z Żoną, choć ja traktuję to raczej jako zło konieczne, a magazyny wnętrzarskie odrzucam ze wstrętem:P
UsuńEmalia będzie, ale popołudniu, wieczorem, bądź wręcz jutro:)
Oczekuję zatem :)
UsuńO widzę,że chyba razem byłyśmy na tym samym przedstawieniu. Byłam bardzo pozytywnie nastawiona,ale zawiodłam się okropnie. Bartka Topę lubię,ale grał jakoś tak sztucznie i tak jakby mu sie nie chciało.
OdpowiedzUsuńBrak słów.
"Nie chciało" to chyba dobre określenie. Bo na pewno nie chodzi o "nie umiało", albo "nie udało".
UsuńSwoją drogą, ciekawe kto w takim razie tak się zaśmiewał na tym spektaklu, skoro nie ja, nie Ty, nie pan i pani koło mnie i nie koleżanka mojej koleżanki, która też podobno na nim była?:PP
W ubiegły weekend byłam w Warszawie na wyżej omawianej sztuce. Mam zupełnie odmienne zdanie. Wyszłam rozbawiona i w doskonałym humorze! Co więcej, zauważyłam, że inne osoby na sali miały podobne odczucia. Cóż, wydaje mi się, że fani Szekspira rzeczywiście mogli być rozczarowani, ale ja nie żałuje, że wydałam na bilet 90 zł. Nastawiałam się na humor, dobrą grę aktorską (Topa rewelacyjny!) i faktycznie to dostałam. Jestem w pełni usatysfakcjonowana. Mimo wszystko, polecam. Szczególnie osobom, które mają nietuzinkowe poczucie humoru.
OdpowiedzUsuńCieszę się niezmiernie, mimo że szczęście i radość cudze. Pozostanę jednak przy własnym zdaniu. Oraz tuzinkowym poczuciu humoru.
Usuń