Gdybym
była starszym mężczyzną, być może spodobałaby mi się historia o innym starszym
mężczyźnie, który jeszcze może (choć i on tylko do czasu).
Główny
bohater powieści ma bowiem lat 66, zaś jego partnerki znacznie mniej, żeby nie
powiedzieć: coraz mniej.
Nie
jest to jednak książka o seksie. A przynajmniej nie tylko o seksie.
Gdybym
była mężczyzną, może spodobałaby mi się opowieść zakotwiczona jedną nogą na
polu golfowym, w świecie finansjery i pękatych portfeli, drugą zaś oparta o
całkiem inne, bardziej pierwotne atrybuty męskości, jak strzelba i zbudowany w
lesie szałas.
Główny
bohater, pomimo że ma dostęp do każdej z wyżej wymienionych rzeczy, robi jednak
na mnie wrażenie życiowego nieudacznika, którego losami nie jestem w stanie
zainteresować się w żaden sposób. Ani go lubię, ani nie lubię, umiarkowanie
mnie też ciekawi, co się z nim stanie. To niedobrze, skoro mówimy o literaturze
i głównej postaci, wokół której osadzona jest akcja.
Nie
jestem znawczynią twórczości Johna Updike’a. W latach późnolicealnych
przeczytałam na pewno coś jego autorstwa, jednak za nic nie jestem sobie w
stanie przypomnieć co. Którąś z książek o Króliku? Może. Nie umiem więc odnieść
się, zrobić porównania, wyciągnąć całokształtowych wniosków.
Ta
powieść robi na mnie wrażenie quasi-rozliczeniowej. Kompletnie jednak nie wiem,
co z niej wynika, poza tym, że jest męcząca. Czytając ją zdecydowanie zbyt długo jak na niecałe 300 stron, zmęczyłam się niczym górnik
na przodku.
Updike
niewątpliwie miał jakiś zamysł. Istotną rolę w jego książce pełni bowiem
przyroda i czas. Akcja zaczyna się pod koniec listopada jednego roku, zaś
kończy w grudniu kolejnego. W międzyczasie autor serwuje nam szereg opisów
natury, która jest kolejno uśpiona, rozkwitająca, żyjąca pełną piersią,
więdnąca i ponownie usypiająca. Całość osadzona jest w niby realnym świecie, w
USA w roku 2021, tuż po zakończeniu amerykańsko-chińskiego konfliktu
nuklearnego. Gdy dodać do tego parę (bodajże trzy) zaskakujące i erudycyjne
wstawki, w których autor raczy nas opowieściami snutymi m.in. przez
starożytnego Egipcjanina czy towarzysza wędrówki świętego Pawła z Tarsu,
wydawać by się mogło, że mamy do czynienia z lekturą niezwykłą, która na długo
pozostanie w pamięci.
Może
i pozostanie, jednak na pewno nie w mojej.
Nie
wiem, co autor miał na myśli i do czego zmierzał (poza pokazaniem
nieuchronności przemijania i miałkości człowieka, ale akurat o tym parę innych
osób napisało znacznie lepiej i ciekawiej). Nie mam pojęcia, czemu służyły zabiegi
rodem z literatury science-fiction, że przykładowo wskażę tylko na zagadkowo
znikające postaci czy wprowadzenie do akcji wszystkożernych metalowych
(„nieorganicznych”, jak twierdzi autor) żyjątek. Ba! Tak naprawdę nie wiem
nawet, jak ta książka się skończyła i dlaczego.
Może
gdybym była starszym mężczyzną, wszystko byłoby dla mnie jasne. A może nie. Nie
zamierzam się jednak tym specjalnie przejmować i zamartwiać. Panie Updike,
czuję się dumna że poświęciłam panu aż tyle czasu. Każdą kolejną minutę, którą
będę się zajmować tą książką będę jednak uważać za straconą. Pan wybaczy.
Jeśli
ktoś po przeczytaniu powyższych słów odkrył w sobie duszę starszego mężczyzny,
chętnie umożliwię mu skonfrontowanie się z tym rozpoznaniem, przesyłając książkę w
prezencie (egzemplarz nówka sztuka, sztywna oprawa, śnieżnobiałe strony).
Wystarczy wyrazić gotowość w komentarzu.
John
Updike „Po kres czasu”, przełożyła Magdalena Konikowska. Prószyński i S-ka,
Warszawa 1999.
Ja się NIE ustawiam w kolejce po książkę. Autora znam z nazwiska i kilku recenzji. Może i bym chciała coś tam przeczytać, ale niekoniecznie o starzejącym się mężczyźnie. Nie to, aby nie był to temat pasjonujący, ale opierając się na Twojej opinii raczej nie został przedstawiony w sposób zachęcający do lektury.
OdpowiedzUsuńI tak pominęłam wzmiankę o prostacie, która od pewnego momentu odgrywa dość istotną rolę... Nie liczę na tłumy chętnych; po tak zachęcających słowach z mojej strony książka skończy chyba w bibliotece.
UsuńA czy to nie ja ci czasem wylosowałam? Jeśli tak- to wielkie sorry
OdpowiedzUsuńSprawdziłam - nie, to nie Ty:) Ale nawet gdyby, wina leży tylko po mojej stronie - sama sobie to kupiłam!
UsuńMoże należało się skupić na tej prostacie, przynajmniej miałabyś zasługi w propagowaniu wśród panów badań profilaktycznych:P A Twój ból czytelniczy rozumiem, zmogłem niegdyś Czarownice z Eastwick w wersji oryginalnej i też nie wiem, jak się skończyło:)
OdpowiedzUsuńPrzez chwilę się nad tym zastanawiałam, ale nie jestem jeszcze gotowa na takie sprofilowanie bloga:P
UsuńGdybym nie przeczytała tej książki Updike'a, oburzyłabym się na Twoje wyznanie dotyczące "Czarownic..." - jak to nie wiadomo jak się skończyły?! Przecież wszyscy wiemy, jak skończył Jack Nicholson! Teraz jednak wiem, że być może scenarzysta filmu musiał wykonać ciężką pracę myślową, zanim wykoncypował co się właściwie stało...
Uwierz mi, facet ciężko zapracował na każdego dolara, jakiego mu zapłacili:P Z oryginału zostawił tylko trzy laski i Nicholsona. Może też ten numer z pestkami.
UsuńI co z tego? Wiesz jak się nazywał? (tylko nie gugluj mi tu teraz!) A o Updike'u każdy słyszał, jako o autorze tej genialnej powieści, na podstawie której nakręcono film. To się chyba nazywa dobry marketing:P
UsuńHollywood promuje literaturę:) Kto by słyszał o jakimś Updike'u bez tego anonimowego scenarzysty?
UsuńTak, nam do Hollywood jeszcze daleko. Nie znamy ani nazwisk scenarzystów, ani autorów literackich pierwowzorów. No, chyba że natychmiast ukaże się wydanie z okładką "filmową":P
UsuńNie miejmy kompleksów, nie sądzę, żeby na plakatach wybijano nazwisko Updike'a jakoś szczególnie dużymi literami:)
UsuńZrobiłam internetowy research i chyba masz rację: jak dla mnie na plakacie oryginalnym Updike pojawia się dopiero w trzeciej linijce, choć na polskim jego nazwisko wyrzucają na samym początku. Czyli jak zwykle: cudze chwalicie...
UsuńGrunt, żeby Cher była wyróżniona:)
UsuńNo weźże przestań: I'm so plastic, I'm fantastic! A podobno Michelle taka fajna była:P
UsuńZaraz tam plastic:P Lubię Cher, nie poradzę:) A Michelle też nic nie brakuje:)
UsuńFakt, silikon to nie plastik. Ale rozumiem, uczucie nie wybiera:P Odkąd z wersji "demoniczna brunetka" przerobiłam się na "eteryczną blondynkę", Michelle jest mi zdecydowanie bliższa:))
UsuńNie wybiera:) Poza tym Michelle nie śpiewa:)
UsuńJak nie śpiewa, jak śpiewa?!
UsuńPomiaukuje sobie co najwyżej:P
UsuńWiem, wiem, I got you babe:P
UsuńNo weź, jakie I got you babe, chyba że z Beavisem & Buttheadem:P To jest kawałek: http://www.youtube.com/watch?v=ckf3VlgI6zY
UsuńDzięki, rzeczywiście, zapomniałam o żebrach! To ile ich sobie wyjęła?:P
UsuńNo nie ma to jak kobieta pisząca o innej kobiecie:P
UsuńSam chciałeś, żeby było o Cher, więc nie narzekaj!:P O Michelle bym tak nie pisała.
UsuńMiałaś się skupić na wokalu, nie na żebrach:P O Michelle nie można złego słowa napisać.
UsuńGdybym była aktualnie nadal demoniczną brunetką, pewnie bym napisała:P A na wokalu nie mogłam się skupić, bo mnie choreografia rozpraszała. Że o skąpym odzieniu, ujawniającym brak żeber nie wspomnę:PP
UsuńMiałem zapodać If I could turn back time, ale uznałem, że tam to dopiero się nie będziesz mogła skupić na wokalu:P Nie dość, że brakujące żebra, to jeszcze stada przystojnych marynarzy:D
UsuńZa mundurem może i panny sznurem, ale ja już dawno nie panna:P Poza tym rozmyli mi się w pikselach i nie wiem, czy przystojni. Ale ok, niech Ci będzie, śpiewać to Cher umie:)
UsuńSkoro już to przyznałaś, to o żebrach i silikonach se mów, co chcesz:P Ja na szczęście jestem wychowany na płytach, nie na youtubach, więc mi te braki w anatomii nie przeszkadzają:P
UsuńZdziwiłabym się, gdyby było inaczej:P
UsuńTen blond eteryzm coś Ci słabo wychodzi:P
UsuńBo ja farbowana jestem, a amoniak działa toksycznie:))
UsuńTa, wyostrza klawiaturę że hej:P
UsuńOj tam, oj tam. Przyganiał kocioł garnkowi. Jakbym była łagodną blond wróżką, to byś tu nie zaglądał:P
UsuńNormalnie aż mi dech zaparło na tę supozycję, muszę to przemyśleć:P
UsuńMyśleć możesz, ale to i tak tylko kategoria "fantasy". Chyba że się doda więcej amoniaku, to może awansuje do "science-fiction".
UsuńCzy w książce przeważa science-fiction czy wspomnienia? Bo to pierwsze mocno mnie odstrasza...
OdpowiedzUsuńBez obaw, s-f jest bardzo, bardzo mało. Na tyle mało, że nie mam pojęcia po co w ogóle było wprowadzać takie elementy. No, ale gdybym była starszym mężczyzną, pewnie bym wiedziała...:P
UsuńCała reszta to są rzeczywiście swego rodzaju wspomnienia (niby to forma dziennika), choć nie tylko.
Uspokoiłaś mnie - dzięki.;) Zostawię sobie na emeryturę.;)
UsuńTak starannie dobrany czas lektury może istotnie zwiększyć Twoje umiejętności updikopercepcyjne:P
UsuńPrawda?:)
UsuńPrawda, zwłaszcza że Updike uważa starsze kobiety za postaci lekko demoniczne i groźne - oto próbka dotycząca żony głównego bohatera: "Gloria sprawia, że serce mi bije jak młotem, niegdyś była to żądza, teraz to strach." Raz, dwa, weźmiesz więc i bez problemu roztrzaskasz całą konstrukcję tej książki:))
UsuńO, to dla mnie nowość. Przy wcześniejszych lekturach miałam wrażenie, że ma więcej sympatii dla kobiet właśnie. Może starsze się nie liczą.;)
UsuńNie, no liczą się, oczywiście. Ale te młodsze, z ich jędrnymi ciałami jakby bardziej...
UsuńBo mężczyznom Updike'a w głowie tylko jedno.;)
UsuńO innych się nie wypowiem, ale ten mężczyzna jest wyjątkowo monotematyczny...
UsuńWobec Updike'a mam mieszane uczucia. Po przeczytaniu "Uciekaj, Króliku" bardzo go polubiłam, po "Czarownicach z Eastwick" znielubiłam, a niedawno przeczytałam "Gertrudę i Klaudiusza" i znowu Updike'a lubię. W każdej książce Updike jest inny. To pisarz trudny, często irytuje, nudzi, ale też potrafi bardzo zachwycić. I pięknie opisuje przyrodę.
OdpowiedzUsuńNie odkryłam w sobie duszy starszego mężczyzny, nie lubię elementów SF, więc też się nie ustawię w kolejce po tę książkę :-)
"Gertrudą i Klaudiuszem" już wcześniej mi narobiłyście (Ty i Ania) apetytu, więc może się skuszę?
UsuńPrzyrodę faktycznie Updike opisuje pięknie, ale tej książce wiele to nie pomaga:(
Za nieustawienie się w kolejce żalu nie żywię; książka też raczej pogodziła się z losem:P
Moim skromnym zdaniem "Po kres czasu" to książka znakomita, niepokojąca i oryginalna. W sumie też postapokaliptyczna, w końcu elementemfabuły jest konflikt nuklearny i III wojna światowa. Co zaskakuje - z punktu widzenia głównego bohatera nic sie nie zmieniło. Jaki kontrast wobec np. "Drogi" McCarthy'ego. I te wstawki zupełnie od czapy, o złodziejach okradająych grobowce faraonów czy mnichach padających ofiarą wikingów. Sugestywne jak cholera. Jeżeli, szanowna autorko bloga, nie pozałaś się na klasie tej powieści, świadczy to o tobie nie najlepiej.
OdpowiedzUsuńNo nie poznałam się. Sądzę jednak, że dam radę z tym żyć. Życzę wielu udanych lektur - jak sądzę, będą to te książki, po które ja raczej nie sięgnę.
UsuńJestem chyba starzejącym się mężczyzną ( 59 lat) bo chętnie przygarnę Twojego Updike'a.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
gzgadlo@gmail.com
Hm. Obawiam się, że nastąpił tak zwany tulejt. Post napisałam ponad rok temu, a jakieś pół roku temu - wobec braku chętnych do jej przygarnięcia - książka trafiła do biblioteki. Bardzo mi przykro, ale mimo to serdecznie pozdrawiam!
Usuńnie ma sprawy. Biblioteka jest najlepszym schronieniem. Kupię sobie na Allegro. Pozdrawiam serdecznie :-)
UsuńNiestety, nawet biblioteki chronią tylko do czasu. Coraz więcej jest takich, które rygorystycznie trzymają się zasady pozbywania się książek, które przez ostatnich dziesięć lat nie zostały ani razu wypożyczone. Mam nadzieję, że taki los nie spotka "mojego" Updike'a.
UsuńŻyczę udanych łowów!