środa, 20 listopada 2013

"Jesień liścia Jasia" c/a "Dziewczynka z parku", czyli polsko-amerykańskie botaniczne i śmiertelne starcie

Ponieważ w tych czasach coraz trudniej o klienta, wokół tego, którego się już ma, należy skakać i giąć się w ukłonach. Najlepiej, gdyby udało się czytać mu w myślach.
Dlatego też, wychodząc naprzeciw słupkom blogowych statystyk, które niebiesko na białym pokazują, że spore grono trafiających tu osób szuka jak najprostych odpowiedzi na skomplikowane pytania, w tym zwłaszcza te dotyczące szkolnych lektur, przygotowałam niniejszy post.

Uwaga, podaję najczęściej zadawane pytania wraz z poprawnymi odpowiedziami!

Pytanie 1:O czym jest jesień liścia Jasia?” (pasuje też do: napisz streszczenie książki „Jesień liścia Jasia.)


Odpowiedź: ponieważ aktualnie preferowane są krótkie formy, najlepiej nie wymagające czytania, najlepszą odpowiedzią będzie filmik z YouTube (to, że nie został on wyprodukowany z myślą o YouTube jest nieistotnym detalem. Wszystko, co istotne na świecie, pochodzi bowiem z YouTube albo z Facebooka).


Dla nieznających angielskiego suplement: „Jesień liścia Jasia” opowiada o liściach, które najpierw rosną na drzewie, a potem z niego spadają.

Pytanie 2: Jak pokolorować ten obrazek z Lekturnika, niezbędny do właściwego omówienia lektury z ośmio- i dziewięciolatkami?

(wyjaśnienie dla osób, które nie miały do czynienia z metodami dydaktycznymi wydawnictwa MAC: "Lekturnik" jest zeszytem ćwiczeń, przeznaczonym do pracy z lekturą, zawierającym szereg niezwykle przydatnych zadań, dzięki którym wszystkie dzieci na pewno dokonają jednolitej i właściwej interpretacji przeczytanych książek.)

Odpowiedź: ładnie. 
Punktowana jest też (choć nieco niżej) odpowiedź druga: kredkami.

Pytanie 3: Co czułaś/czułeś podczas słuchania opowieści o liściu Jasiu?

Odpowiedź: Podczas czytania opowieści o liściu Jasiu (czytania, a nie słuchania, bo umiem już czytać, jestem w trzeciej klasie) najpierw nic nie czułem, bo dwa razy zasnąłem. Kiedy jednak się obudziłem, poczułem zdziwienie. Zastanawiałem się, dlaczego w szkole każą mi czytać książki dla przedszkolaków.

Pytanie 4: Dlaczego uważasz, że wybranie tej książki jako lektury dla trzecioklasistów nie jest mądrym pomysłem?

Odpowiedź (pełnym zdaniem, pełnym zdaniem!): Uważam, że wybranie tej książki jako lektury dla trzecioklasistów jest głupim (nie używamy takich słów, fe!) pomysłem dlatego, że trzecioklasiści się przy niej nudzą. Gdyby mieli pięć lat, z pewnością byłby to lepszy pomysł, niestety reforma polskiego systemu oświaty na razie nie przewiduje jeszcze posyłania pięciolatków do trzeciej klasy.

Podpowiedź rodziców, aktywnie zaangażowanych w proces edukacji dziecka: Niniejszym, w trosce o dostosowanie listy lektur szkolnych do faktycznych potrzeb rozwojowych dzieci, i mając na uwadze fakt, że posłowie większością głosów uznali, że maluchów nie należy ratować, poddajemy jednak pod rozwagę możliwość wdrożenia reformy oświaty polegającej na umieszczaniu dzieci pięcioletnich w trzecich klasach.
(za tę odpowiedź można dostać 5 punktów z uwagi na dużą ilość użytych w niej trudnych słów oraz kreatywność)

Pytanie 5: Czy uważasz, że można by znaleźć lepszą książkę na podobny temat, która zainteresowałaby ośmio- i dziewięciolatków?

Odpowiedź: owszem. Na przykład taką:


Podpowiedź pierwsza (dla bojących się wrzucać dzieci na głębokie wody pełnego tekstu): stron jest wprawdzie nieco ponad sto, za to druk rozstrzelony, a do tego poprzedzielany ilustracjami.

Tymczasem tekst „Jesieni liścia Jasia” zajmuje tak naprawdę cztery strony druku. Nazywanie tego książką i „lekturą” dla dzieci wydaje się być więc niezrozumiałe, zwłaszcza że (patrz: podpowiedź druga) nie można mówić o tym, aby wydawca przyłożył się do formy.

Podpowiedź druga (dla tych, którzy uważają, że edukujemy też przez kontakt z obrazem): książka została przepięknie i adekwatnie do treści zilustrowana przez Emilię Dziubak.


W odróżnieniu od „Jesieni liścia Jasia”, którą okraszono łopatologicznymi i anonimowymi zdjęciami.


Podpowiedź trzecia (zarówno dla tych, którzy zetknęli się ze śmiercią w najbliższej rodzinie, jak i dla tych, którzy nie wiedzą jak zachować się w obecności kogoś, kto właśnie stracił bliską osobę): Barbara Kosmowska nienachalnie opowiada zarówno o uczuciach głównej bohaterki, Andzi, której umarł tata, jak i o tym, jak ta śmierć wpłynęła na jej relacje z koleżankami z klasy.

„- Szkoda, że nie przyjdziesz na moje urodziny. – Zosia patrzyła na Andzię ze współczuciem. – Masz żałobę, nie?
Andzia pochyliła się nisko nad zeszytem, żeby nie widzieć Zosi.
- Jak chcesz, to możesz przyjść, ale wtedy nikt się nie będzie bawił. Bo wiadomo…
- Nie chcę do ciebie przyjść. – Andzia na końcu zeszytu malowała motyla. – Mogę, ale nie chcę.
-Ojejku, słyszycie? – Zosia rozejrzała się po klasie. – Ona mówi, że nie chce do mnie przyjść! Na kulig! Kto by w to uwierzył!

Natomiast „Jesień liścia Jasia” opowiada w zasadzie tylko o tym, że życie płynie, wszystko przemija, ale po nas będą inni i że każdy z nas kiedyś umrze, ale nie ma się czego bać. Owszem, sporo i o ważnych sprawach, ale który z tych ogólników przeciętne dziecko odniesie do realnych sytuacji z własnego życia?

Podpowiedź czwarta (dla tych, którzy upierają się, żeby było o przyrodzie, bo z uwagi na jej cykliczność wszystko można dzieciom łatwiej wyjaśnić): jak sam tytuł wskazuje, „Dziewczynka z parku” sporo czasu spędza w… parku. Historia toczy się zaś przez rok; w sam raz, by pokazać cykliczność przyrody. Nie tylko na – dość prostym i schematycznym – przykładzie liści i drzew, ale też w odniesieniu do – chociażby – ptasich i zwierzęcych zwyczajów.

Podpowiedź piąta (dla tych, którzy chcą, aby za jednym zamachem upiec wiele pieczeni): w książce Kosmowskiej, poza tematem śmierci, poruszonych zostaje jeszcze wiele innych, równie istotnych, choć trudnych spraw.
Mowa jest bowiem między innymi:
- o tym, że także dzieci chorują na przewlekłe i wcale niekoniecznie kończące się śmiercią choroby, co może powodować szereg problemów w zwykłym życiu, również szkolnym;
- o przyjaźni, tak po prostu i bez żadnych podtekstów;
- o tym, że czasem rodzic nie radzi sobie bardziej niż dziecko i co z tego wynika.

Całość podana jest jednak z umiarem, bardzo delikatnie, bez rozkrwawiania serca czytelnika i wyciskania z niego ostatniej łzy.
Tymczasem, moim zdaniem, „Jesień liścia Jasia” jest w zamierzony i bardzo amerykański sposób po prostu ckliwa.

I oczywiście, można powiedzieć, że nie w tym nic złego, skoro nawet Snoopy dał się uwieść panu Buscaglia,


ale ja będę się upierać, że akurat w tym przypadku znacznie lepsze to, co polskie.

Leo Buscaglia „Jesień liścia Jasia”, przekład Ewa Wojtych. Gdańskie Wydawnictwo Psychologiczne, Gdańsk 2012.
Barbara Kosmowska „Dziewczynka z parku”, ilustracje Emilia Dziubak. Wydawnictwo W.A.B. Warszawa 2012. 

101 komentarzy:

  1. Momarto, cóż za forma! :D A o lekturnikach i domowniczkach, to może nie będę zaczynał, bo nie chcę Ci pstrzyć w komentarzach słowami przez ogół uznawanymi za wulgarne :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A dziękuję, dziękuję. Nosiłam to w sobie na tyle długo, by wreszcie eksplodować z właściwym i adekwatnym błyskiem:P
      A o domowniczkach to ja chętnie, tylko może się lepiej wykropkuj. Wczoraj Starszy robił zamieszczone tam zadania przez 1,5 godziny, bowiem jego (a moje również) myśli biegły torem innym niż tory twórców dzieła, z czego jednak zdaliśmy sobie sprawę dopiero pod koniec. Nie eksplodowałam tylko dlatego, że byłam już za bardzo zmęczona.

      Usuń
    2. Ja, przyznaję ze skruchą, po kilku próbach pomocy, w których kierowałem się swoją logiką, zaprzestałem uczestnictwa w pracach domowych. Scedowałem na Kitka, który jako siła fachowa jest bardziej odporny na "biegi myśli" twórców, w stylu - wypisz ze słownika wyrazy na ą :(

      Usuń
    3. Bo Wy, ojcowie dzieciom i mężowie, zawsze mówicie, że ona lepiej się na tym zna!:P Chociaż, przyznam szczerze, wczoraj mój mąż, widząc że zaczynam puszczać parę nosem, odsunął mnie od dalszego uczestnictwa w odrabianiu lekcji i bohatersko próbował zrozumieć "co autor miał na myśli". Efekt tego jest taki, że Starszy skończy odrabianie wczorajszych lekcji dzisiaj, bowiem wczoraj nie udało się wymyślić wszystkiego.

      Usuń
    4. Dobiję Was, bo Starsza w zeszłym roku zapowiedziała, żeby jej się do lekcji nie wtrącać, co też z ulgą zrobiliśmy:P Nawet ryzykując kropkę za brak zadania i czerwone poprawki w razie błędnych wyliczeń.

      Usuń
    5. Proponowałem taki system, ale na razie w demokratycznym głosowaniu mam mniejszość :)

      Usuń
    6. U mnie niestety pajdokracja przejawia się w tym, że zamknięte w pokoju dziecko (on, biurko, ołówek i domowniczek), co chwila z niego wypełza, domagając się należnej mu
      (i domowniczkowi też, na szczęście biurko i ołówek jakoś sobie radzą) porcji uwagi. Dojrzewam do wprowadzenia dyktatury!:P

      Usuń
    7. Nasze nie wypełza, raczej wywala wszystkich, żeby się nie kręcili w zasięgu wzroku. Chociaż właśnie musiałem korygować źle wypełnioną krzyżówkę papieską :P

      Usuń
    8. Cóż za miłe dziecko! Nie chcesz czasem wypożyczać?
      A w krzyżówce papieskiej niektóre hasła były lekko naciągane, więc ja jej się nie dziwię.

      Usuń
    9. Za drobną opłatą wynajmę na całe lato :P
      Krzyżówka została rozwiązana samodzielnie, ale problem pojawił się, gdy należało ułożyć zdania z przymiotnikami z niej: a w krzyżówce jeden przytmionik (piłka nożna:P). Dopiero wtedy po ratunek przybiegła. Swoją drogą, ja chyba bym nie skończył edukacji na poziomie klasy trzeciej, bo się nagłowiłem nad problemem.

      Usuń
    10. Skuś się na wspólne wakacje nad morzem, to będziesz miał gratis bandę dzieciaków do zabawy plus trzy mamuśki do zaplatania warkoczyków (siebie nie liczę, bo nie bez powodu jestem matką chłopców, ale pozostałe trzy koleżanki chętnie poplotą)!:P
      He, he, u nas problem wynikł na tym samym etapie, choć na przykład wykrycie przez dziecko, że błąd ortograficzny co to matka mówi, że go którymś w haśle popełnił, tkwił w słowie "Juzef" zajęło jakieś pół godziny... Mi z drugim przymiotnikiem poszło w miarę sprawnie, ale żeby takie hasło w krzyżówce miało sens, to nie powiem. Jak nic też bym więc kiblowała. Za niepokorność:P

      Usuń
    11. Do warkoczyków dziewczę ma mamusię, to już prędzej te wakacje nad morzem:P
      Czyli nasza opinia na temat walorów podręcznika pozostaje bez zmian, normalnie by nas wywalili ze szkoły za malkontenctwo:P

      Usuń
    12. Gdybym miała córkę, też jak nic musiałabym rozejrzeć się za jakąś mamusią do warkoczyków!:P Co do reszty, myślę że jest szansa na konsensus!:)
      Ostatnio trochę czytam i słucham o nauczaniu w szkołach, głównie w kontekście neurodydaktyki, i jak - cała napakowana tą wiedzą - oglądam podręczniki własnego dziecka, to niby widzę, że ich autorzy chcieliby dobrze, ale jeszcze lepiej widzę, że niestety, wychodzi im toi mniej więcej tak, jak polskiej reprezentacji piłkarskiej.

      Usuń
    13. To wiesz co? W sumie się cieszę, że nas dziecko odcięło od podręczników i zeszytów. Mniejszy ból głowy, troszczymy się tylko o wbicie do głowy tabliczki mnożenia i sposobów rozwiązywania głupawych zadań tekstowych.

      Usuń
    14. No widzisz. A ja rwę włosy z głowy, uświadamiając sobie, że powinnam aktywniej uczestniczyć w procesie edukacyjnym, o ile nie chcę, aby mi za chwilę Starszego sformatowano:(

      Usuń
    15. Eee, uwierz może w instynkt samozachowawczy dziecka?

      Usuń
    16. No. Ciekawe do czego mu się przyda w czasie rozwiązywania kolejnych testów?

      Usuń
    17. No nie mogę. Instynkt mu pomoże rozwiązać testy, nie dając go równocześnie sformatować. Czy jakoś tak.

      Usuń
    18. Znaczy się, od małego uczymy cynizmu i kunktatorstwa? Super.

      Usuń
    19. Jeśli przejście przez system edukacji z jak najmniejszym uszczerbkiem na psychice nazywasz cynizmem, to być może. Mnie zależy, żeby przyswajała wiedzę i nie krzyczę na nią za wpadkę w teście, uznając kretynizm metody sprawdzania wiedzy.

      Usuń
    20. Ja też tak robię, ale teraz możemy sobie na to pozwolić. Potem będzie test na koniec szóstej klasy, decydujący o tym, do którego gimnazjum się dostanie, test gimnazjalny, decydujący o szkole średniej, testowa matura. Osobiście wolałabym, aby maturę moje dziecko zdało i zastanawiam się, co mogę zrobić, aby realnie spróbować doprowadzić do zmiany jej kształtu.

      Usuń
    21. Mojemu dziecku w zdawaniu testów przeszkadza nadmiar wyobraźni. I nie chciałbym, żeby ją straciło. Pozostaje douczanie dziecko w domu rzeczy, które pomija szkoła. A współczesną maturę to chyba średnio inteligentny pantofelek jest w stanie zdać, więc nie martwmy się na zapas. Byle tylko wbić dziecku do głowy tabliczkę mnożenia:P

      Usuń
    22. Na tym chwilowo poprzestańmy, choć wcale nie czuję się przekonana. Ale rozwinę się, jak już napiszę o tej książce, którą ostatnio przeczytałam:)

      Usuń
    23. A proszę uprzejmie, możemy poprzestać.

      Usuń
    24. Zbieraj siły na później!:P

      Usuń
    25. Przypuszczam, że przejedziesz mnie walcem argumentów i zmiażdżysz nieodpartą logiką wywodu, więc nie zamierzam stawiać oporu :P

      Usuń
    26. Ja do matury jeszcze w myśleniu nie doszedłem, bo na razie na pierwszy plan wysunęły się oceny, o dziwo, ze sprawowania :( Za to z mizerią sprawdzania wiedzy zetknąłem się właśnie przy okazji uczestnictwa Starszego w konkursie czytelniczym, który polega na odpowiedzi na pytania typu: Jaki był wzorek na dywanie, po którym bohaterka chodziła na stronie 22? i dalej w tym stylu. Nienawidziłem pytań na wkucie tekstu przez całą edukacyjną drogę i jak się chłop wywinie, to tylko poklepię po pleckach :)

      Usuń
    27. ZWL: oczywiście, że taki jest plan, ale nie poddawaj się bez walki, doprawdy!:P

      Bazyl: uwagi na temat sprawowania szczęśliwie mnie nie ruszają (ale też i dramatu nie ma), bowiem ja zawsze miałam sprawowanie wzorowe i teraz pluję sobie w brodę. A tego rodzaju konkursy czytelnicze porównywalne są tylko ze szkolnymi konkursami na "najbardziej rozczytanego czytelnika", co np. w klasie Starszego objawia się tak, że jedna z dziewczynek codziennie wypożycza po cztery książki. Oczywiście nikt nawet okiem nie mruga, gdy następnego dnia je oddaje i bierze następne.

      Usuń
    28. Nie bądź taka sprytna. Jak mam się naszarpać, a ty mnie i tak zmiażdżysz na placek, to wolę wydatkować tę energię w inny sposób:P

      Usuń
    29. Na placki z reguły wałkuję, więc może jednak się skusisz?:P

      Usuń
  2. Doczekałem się:) Wypożyczę Kosmowską ponownie, bo poprzednim razem tylko obejrzałem obrazki.
    Na temat metody dydaktycznych lansowanych przez MAC mamy podobne zdanie, więc sobie nie podebatujemy, za to forma - jak zauważył Bazyl - pierwszorzędna i słupki poszybują :)
    Starsza jest zdegustowana lekturami, bo za krótkie, poziom merytoryczny pomija milczeniem:) Za to zaczęła przedwczoraj Pottera i dobija do połowy pierwszego tomu. Wychowałem potwora :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wypożycz. Czyta się bardzo szybko, ale uważam że warto. W odróżnieniu od Lirael nie mam zbyt dużych doświadczeń czytelniczych, jeśli chodzi o tę autorkę, ale tu naprawdę pokazała klasę.
      Jestem gotowa się założyć, że połowa z osób, która trafi tu po wbiciu do wyszukiwarki hasła "jesień liścia jasia streszczenie", zakończy lekturę posta po obejrzeniu filmu, uznając że teraz to już wie wszystko. Swoją drogą, nawet przymiotnik "żenujący" nie jest chyba adekwatny, by wyrazić to, co myślę o osobach, które zamiast przeczytać cztery strony, wolą sobie wyguglować streszczenie!
      Starsza idzie jak burza, jak widzę. Mój ugrzązł na Narnii i nie wiem, czy go ratować, podsuwając coś innego, czy wyjść z założenia, że co go nie zabije, to go wzmocni. A rola czytelniczego potwora była chyba jej przeznaczeniem, z uwagi na obciążenie genetyczne:)

      Usuń
    2. U Starszego po "Kronikach Archeo" zdechło, ale jak zbiorę siły, to podjudzę jakimś tytułem. HP u ośmiolatka się sprawdzi?

      Usuń
    3. Bazyl: u nas wchodzi migiem, tylko musiałem wyjaśnić, co to "curry" :P

      Momarto: no to wezmę. Naród gugla wszystko, Koziołka Matołka też, chociaż on faktycznie dłuższy niż Liść. Starszemu daj spokój, niech się przemęczy, skoro jeszcze nie rzucił w cholerę.

      Usuń
    4. Znaczy się, że jeśli mój Starszy wie co to "curry", to może chwytać za HP?:P
      Ciekawa jestem, czy Kosmowska zyska u Was uznanie. Zaryzykowałabym nawet podsunięcie tej książki Starszej; ja na pewno zaatakuję swojego (tyle że chyba w grę wchodzi wspólne czytanie).
      Na Koziołka Matołka szał chwilowo opadł; pewnie w Polsce przerabiają go dopiero w następnym miesiącu:P

      Usuń
    5. U nas kuchnia przaśna, wiejska, dziecko niedouczone:P I sushi dziecku nie smakowało. Więc jeśli Starszy posiada wiedzę o curry, może spokojnie czytać dzieła pani Rowling.

      Usuń
    6. Nie dość, że o curry posiada, to jeszcze sushi lubi. Ale lepiej żeby jeszcze teraz nie chciał tego czytać, bo i ja wreszcie będę musiała, a absolutnie, ale to absolutnie nie mam teraz czasu na wciągnięcie się w taką ilość stron!

      Usuń
    7. Uuu, jak i sushi zna, to poleci tym Potterem piorunem:P Bez pomocy mamusi.

      Usuń
    8. Może i bez pomocy, ale zazdrość mnie zeżre, że on przeczytał, a ja nie. Nie ma. Koniec z sushi!:P

      Usuń
    9. Eeee, pierwsze trzy tomy wchłaniasz niezauważalnie, bo to cienizny. Objętościowo.
      A karmienie dziecka sushi to burżuizm czystej wody:)

      Usuń
    10. Ależ wiem, pół godzinki i po sprawie!:P
      Dziecko nie dostaje tego sushi codziennie przecież. Tylko wtedy, jak matka wyżebrze u swego męża, a jego ojca, a to zdarza się zdecydowanie za rzadko:(

      Usuń
    11. E tam, pół godzinki. Pół dnia, niestety. W hamaczku, bez progenitury domagającej się nocnika, czytania Franklina i smarowania miodem wafli ryżowych :D

      Usuń
    12. Z tym nocnikiem to żartujesz?

      Usuń
    13. Młodsza beztrosko korzysta, ale że chwilowo tresujemy przedszkolnie, to nie będziemy rozmydlać presji na tematy poboczne :P

      Usuń
    14. Oh, la la! Musi być, że masz dużą łazienkę. W mojej był to sprzęt, w który regularnie się wdeptywało, co znacznie skróciło okres użytkowania:)

      Usuń
    15. No być może, dwa gustowne naczynia jakoś się mieszczą po kątach:P

      Usuń
    16. W Twojej łazience mieszczą się dwa nocniki? I Ty mi wyrzucasz burżujstwo z powodu małego sushi od czasu do czasu?!:P

      Usuń
    17. Ale te dwa nocniki kosztowały mniej niż porządne sushi :P

      Usuń
    18. Owszem. Ale już za metr kwadratowy Twojej łazienki, w której owe nocniki stoją, można by zorganizować zapas sushi na kilka lat:P

      Usuń
    19. Wbrew pozorom wcale nie tak dużo tego sushi by wyszło, szczególnie że glazury wciąż brak :P

      Usuń
    20. Teraz chropawe wnętrza są w cenie, więc starczy na jeszcze więcej sushi, niż gdybyście mieli jakąś sztampową i nudną glazurę:P

      Usuń
    21. Lubię wnętrza industrialne, więc jakiś czas ten klimat się utrzyma. Przynajmniej do najbliższej dużej wygranej w lotto :P

      Usuń
    22. Nie ma to jak dorobienie właściwej ideologii. Myślę, że mógłbyś spróbować na tym jeszcze zarobić (może lotto nie byłoby potrzebne?):)

      Usuń
    23. Hm, mam się wynajmować jako projektant od industrialu? Nie chcesz przypadkiem projektu nowej łazienki?

      Usuń
    24. Ho, ho, jeśli startujesz z takim rozmachem, są szanse że szybko dorobisz się majątku:) Ja na razie podziękuję, ale jeśli kiedyś wreszcie zdecydujemy się na szybką akcję i przeprowadzkę, będę Cię miała w życzliwej pamięci.

      Usuń
    25. Oby na tyle duży, by zostało na sushi:)

      Usuń
    26. Piwo do sushi? Ty profanie!:P

      Usuń
    27. Możesz wypić po sushi, przymusu nie ma :P

      Usuń
    28. Ostatnio, po jednej z cyklicznych babskich imprez, doszłyśmy z koleżankami do wniosku, że piwa nie można pić bo tuczy, a z kolei po winie strasznie boli głowa. Musi być, że powinno zostać na coś mocniejszego!:P

      Usuń
    29. Projektant na dorobku nie może udzielać aż tak dużych rabatów :P

      Usuń
    30. Oj, w takim razie wezmę chyba coś z katalogu:(

      Usuń
    31. Ale wybór z katalogu dostosujemy do potrzeb indywidualnych. Spersonalizujemy znaczy, żeby nie było tak anonimowo i sztampowo.

      Usuń
    32. Od dawna moim ukrytym marzeniem jest dedykowana mi glazura:P

      Usuń
    33. W stylu industrial możesz mieć co najwyżej dedykowane płyty chodnikowe na podłodze i swoje inicjały wypisane paluchem w mokrym tynku na ścianie :P

      Usuń
    34. Myślisz, że łazienkowa podłoga to właściwa destynacja tychże płyt?

      Usuń
    35. A co? Płytki chodnikowe w nóżki kolą? To może być posadzka z żywicy albo gustowne linoleum:P

      Usuń
    36. Zdecydowanie żywica! Chcę żyć bliżej natury!

      Usuń
    37. Może Ci zatopić w tej żywicy jakieś listki albo suszone kwiatki?

      Usuń
    38. Zdecydowanie liście, ze szczególnym wskazaniem na liścia Jasia:P

      Usuń
    39. Ale masz świadomość, że liść Jaś zatopiony w żywicy nigdy już w żaden sposób nie stanie się częścią wielkiego cyklu natury?

      Usuń
    40. Powinieneś znać mnie już na tyle, aby wiedzieć iż to głównie ta świadomość popycha mnie ku takiej aranżacji wnętrza! Choć oczywiście nie do przecenienia są też pobudki altruistyczne, czyli chęć uratowania kolejnych pokoleń trzecioklasistów:P

      Usuń
    41. Tak właśnie myślałem. A może nad umywalką dać płytę plastiku z zatopionymi lekturnikami?

      Usuń
    42. Nad umywalką jest zazwyczaj lustro. Myślisz, że jestem aż tak paskudna, że nie zauważę różnicy?:P

      Usuń
    43. A nie ma tak, że między umywalką a lustrem jest pasek czegoś, na co można bezkarnie chlapać, myjąc zęby?

      Usuń
    44. No niby jest, ale ja nigdy nie trafiam i chlapię na lustro:( Może więc lepiej wkomponuj lekturniki w deskę sedesową?

      Usuń
    45. To teraz pozostaje mi tylko jak najdłużej ociągać się z przeprowadzką:P

      Usuń
    46. Kupisz jeszcze parę książek i zostaniesz wypchnięta na poszukiwanie nowego lokalu:P

      Usuń
    47. Też się tego obawiam, toteż ostatnio kupuję mniej, a i zaczęłam oddawać.

      Usuń
    48. Czas może działać na moją korzyść - a nuż Ciebie dopadnie wtedy galopująca skleroza i zapomnisz o stworzonym przed chwilą projekcie?:P

      Usuń
    49. Wszystko jest na piśmie. I tylko nie kasuj komciów :P

      Usuń
    50. Jak bym mogła! Takie słitaśne?:P

      Usuń
    51. A pomyślałeś o tym, że przez ten czas mogą znaleźć się jacyś wstrętni plagiatorzy, którzy nie tylko że skopiują pomysł, ale jeszcze go udoskonalą i dorzucą większy rabat?

      Usuń
    52. Och, świat jest pełen podłości, ale pamiętaj, że żadne inicjały wypisane w świeżym tynku przez plagiatorów Cię nie zadowolą. Mimo rabatu.

      Usuń
    53. Hm, tako rzecze ZWL, a więc niewykluczone, że coś w tym jest:)

      Usuń
  3. Momarto, chylę czoła przed błyskotliwym recenzyjnym dwupakiem, świetnie się czytało! Cieszę się, że Kosmowska górą, choć uczucia względem twórczości mam wciąż mieszane. Liczę na to, że uda Ci się dotrzeć do "Dziewczynki i drzewa kawek" Riitty Jalonen.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pamiętam, że zwracałaś uwagę na podobieństwo tych dwóch książek, ale o ile "Dziewczynkę z parku" bez problemu namierzyłam w bibliotece, o tyle z "Dziewczynką i drzewem kawek" jest problem. Może kiedyś się uda.
      A obawiam się, że teraz pozostaje mi wyłącznie oferowanie produktu w wielopakach - to jedyna szansa, by jako tako nadrobić recenzyjne zaległości:(

      Usuń
  4. Świetnie się czyta i ogląda! :-) Filmik rewelka! No dobra przyznam się, że w zamierzchłych czasach, gdy gdy byłam mało obyta z książkami (czyt. mało jeszcze widziałam) zachwyciłam się Jasiem... Czytałam ją ze Starszym jak miał może 6 lat.Dziś patrzę na tę książkę zupełnie inaczej. Tak na marginesie zdjęcia nie są anonimowe. Na ostatniej stronie są autorzy :-)
    "Dziewczynkę w parku" mamy. Czytałam na razie sama - piękna pod każdym względem. Muszę podsunąć Starszemu. Nie wiem czy w najbliższym czasie się uda, bo ostatnio stwierdził, że obecnie czyta TYLKO W WEEKENDY. A stos rośnie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ależ ja wcale nie twierdzę, że "Jesień liścia Jasia" to jakieś najstraszniejsze okropieństwo (choć nie twierdzę też, że to literacki cud). Największy problem stanowi moim zdaniem kompletne niedopasowanie do wieku odbiorcy. A poza tym nie lubię takich celowo łzawych pozycji, ale to już mój defekt osobniczy:)
      Co do zdjęć - wstyd, wstyd! Ale uwierz mi, ze trzy razy oglądałam tę ostatnią stronę i nie widziałam tej akurat linijki. To chyba sztandarowy przykład tego, że jeśli mamy już gotową tezę, to na oczy spadają nam grube klapki. Muszę to poprawić, ale chwilowo nie mam siły myśleć, jak najlepiej to przeredagować.
      Mój Starszy wprawdzie nie wyartykułował swoich planów czytelniczych tak dobitnie jak Twój, ale działa dokładnie tak samo. Poniekąd mu się nie dziwię, bo wszystkim nam ostatnio doba się okrutnie skurczyła:(

      Usuń
    2. Tak, dostosowanie lektur do wieku to jeszcze wielki problem w naszych szkołach. Nie zapomnę jak Starszy przeżywał, że ma czytać Kubusia Puchatka w II kl.! Czuł się już tak dojrzałym czytelnikiem, a tę książkę przecież czytywali mu rodzice w przedszkolu! :-)

      Usuń
    3. I tak miał lepiej; mój będzie przerabiał go w trzeciej klasie. Obawiam się, że to taka lektura, którą trzeba przeczytać albo bardzo wcześnie (jako zwykłą bajkę), albo dopiero później (jako coś więcej niż zwykłą bajkę). Ale może się mylę; wkrótce sprawdzę to na własnym dziecku.

      Usuń
  5. A może to była rzeczywiście III kl? Muszę robić sobie notatki.... Masz rację, rzeczywiście albo jako małe dziecko albo jako dziecko dorosłe Kubusia czytać należy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja niestety mam pamięć do tego rodzaju pierdół, które tylko zaśmiecają mózg; wolałabym musieć robić sobie notatki.
      Mam chytry plan, że tego Kubusia będziemy czytać razem, to przynajmniej Młodszy załapie się na właściwy lekturowo moment:)

      Usuń