środa, 20 marca 2013

P. Beręsewicz "Zawodowcy", czyli pomyśl o przyszłości młody człowieku

W czasach, w których do renomowanych placówek oświatowych zapisuje się dzieci jeszcze przed ich urodzeniem; w świecie, w którym małoletni już w trzecim roku życia wkraczają na ściśle wytyczoną ścieżkę kariery (basen, balet, lepienie z gliny, szkoła muzyczna, kuźnia talentów), dobór dziecięcych lektur nie może być przypadkowy.
Książki powinny bowiem edukować, umoralniać, przynosić korzyści i poszerzać horyzonty. Najlepiej gdy zastępują zmęczonego rodzica, objaśniając dzieciom świat i dostarczając pożytecznych rad i wskazówek. Czcza rozrywka nie wchodzi w grę, o nie!
Tak, w tych trudnych czasach żaden wiek nie wydaje się zbyt wczesny, by rozpocząć rozmowę o przyszłości. Tradycyjne pytanie „a kim chciałbyś/chciałabyś zostać?” nabiera bowiem nowych znaczeń. Wszak na nasze dzieci czekają tłumy przyszłych emerytów, liczących na zapewnienie im środków utrzymania; wszak w dobie informatyzacji, robotyzacji i globalizacji przetrwają tylko najlepsi i najtańsi, wszak…


Paweł Beręsewicz ma jednak to wszystko, drodzy rodzice, głęboko w nosie. Owszem, w swojej książce przedstawia dzieciom szereg zawodów, jednak czyni to nie dbając o najnowsze trendy, a do tego w sposób wyraźnie niepoważny. Zdaje się nie dostrzegać, że oto na wyższych uczelniach otwierają się nowe, przyszłościowe kierunki, jak chociażby stosowana psychologia zwierząt czy zarządzanie parafiami, bowiem proponuje młodej nadziei świata tak nudne i staroświeckie zawody jak piekarz, aktor, lekarz, kucharz, sędzia, budowniczy, nauczyciel, przewodnik, ochroniarz czy wreszcie – o zgrozo! – pisarz. Dorzucenie do tej listy strongmana czy informatyczki doprawdy wiosny nie czyni.

Nie można też nie odnotować, iż opisywani przez niego bohaterowie nie sprawiają wrażenia ludzi sukcesu. Weźmy taką lekarkę Lidkę – etat w przychodni, w kółko tylko „grypy, ospy, zadrapania i lekkie zatrucia – nuda, nuda i nuda.” Z kolei nauczycielka Natalia nie radzi sobie nie tylko z pierwszoklasistami, którym nie potrafi wtłoczyć do głów elementarnej wiedzy, ale i z własnym życiem, bowiem w celu rozwiązania piętrzących się w nim problemów udaje się do nikogo innego, jak tylko do wróżki, do tego jeszcze rejonowej. Przewodniczka Patrycja ugrzęzła w podrzędnym zamku opowiadając w kółko te same dowcipy, zaś ochroniarzowi Olgierdowi o szerokich barach co noc ktoś bezczelnie wypija sok stojący w jego własnej lodówce.


Owszem, trzeba przyznać że ostatecznie każdemu z tych bohaterów przydarza się jakaś – bardziej lub mniej niezwykła – przygoda, jednak w książce brak jest informacji o tym, by pociągała ona za sobą wzrost prestiżu czy choćby banalną podwyżkę pensji. Przygody te trzeba zresztą rozpatrywać raczej w kategorii porażek niż sukcesów zawodowych. Wszak piekarz ratując się przed kompromitacją musi wycofać ze sklepów całą partię pieczywa, sędzia nie umie poradzić sobie z rozstrzygnięciem sporu powstałego między przedszkolakami, a informatyczka…, nie, nie mogę o tym pisać! To bowiem, że można było zrobić coś takiego jak informatyczka Irenka, nie mieści się w mojej głowie.


Na szczęście ja od dawna mam sprawę przemyślaną i załatwioną. Jeden z moich synów zostanie geriatrą, zaś drugi cybernetykiem. Wprawdzie jeszcze o tym nie wiedzą, jednak to bez znaczenia.
Dlatego też z czystym sumieniem przeczytałam im „Zawodowców”. Uśmialiśmy się przy tym niekiedy do łez. Kiedy jednak ma się tak konkretne plany jak my, można czasem pozwolić sobie na chwilę relaksu. Ciśnie się jednak na usta, powtarzane przez autora na końcu każdego rozdziału, pytanie:
„A wy? Zastanawialiście się już, kim chcielibyście zostać, kiedy dorośniecie? (…) Radzę wam, zastanówcie się dobrze. Na waszym miejscu w ogóle bym nie dorastał.”

Paweł Beręsewicz „Zawodowcy”, zilustrowała Jona Jung. Wydawnictwo Literatura, Łódź 2011.

50 komentarzy:

  1. "Radzę wam, zastanówcie się dobrze. Na waszym miejscu w ogóle bym nie dorastał.” Czemu nie napisał tego 30 lat temu, hę?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo jedziemy na tym samym wózku, bo mądry Polak po szkodzie, bo miał toksycznych rodziców, którzy mu tego nie powiedzieli, bo...

      Usuń
    2. Bo 30 lat temu system emerytalny się nie sypał :P

      Usuń
    3. Fakt, 30 lat temu było jak u Szejnert w pierwszej części. Murarz domy murował, krawiec szył ubrania, a sklepowa nie nadążała z wyciąganiem szynki spod lady:P

      Usuń
    4. I bynajmniej nie wykładała jej na tę ladę, tylko przekazywała przez drzwi od zaplecza innym przydatnym fachowcom:P

      Usuń
    5. To dopiero byli zawodowcy i profesjonaliści!:P

      Usuń
    6. I w sumie niedrodzy, trochę szynki i schabu w zamian za położenie glazury :D

      Usuń
    7. A że fuga szła wężykiem, to kto by się tam przejmował:P

      Usuń
    8. Za porządną szynkę wężyka nie było, to tylko w ramach etatu się robiło wężykiem :D

      Usuń
    9. Jak możesz, doprawdy! Posłuchałbyś wszystkich tych pracowników, rozczulających się nad jakością kładzionego wówczas (w godzinach pracy) asfaltu, wychwalających pod niebiosa trwałość i estetykę robionych w ramach etatu spawów, a od razu odwołałbyś te kalumnie pod adresem uczciwego ludu pracującego!:P

      Usuń
    10. Asfalt w ramach etatu równo, po fajrancie na chałturze - równiej kładziony:)

      Usuń
    11. Zasadniczo z tych opowieści wyłania się taki obraz, że wszyscy codziennie (czyli od poniedziałku do soboty włącznie) pracowali w nadgodzinach po 14-15 godzin dziennie, a i w niedziele niemal w każdą, więc o chałturach nikt nawet nie miał siły myśleć.
      Im dłużej w tym siedzę, tym bardziej myślę że historycy to naprawdę mają przerąbane:P

      Usuń
    12. Yasne:P Te 15 godzin to z chałturami, a w ciągu etatowych 8 godzin pewnie ze 2 godziny były przerwy obiadowej:P Historycy mają przerąbane:)

      Usuń
    13. Zapomniałam jeszcze dodać, że alkoholu wtedy nikt do ust nie brał. Ci historycy to doprawdy, wszystko przekręcają!:P

      Usuń
    14. Jak miał brać, skoro obowiązywały kartki, a sprzedaż od trzynastej? Powtarzasz jakieś potwarze:)

      Usuń
    15. Dobrze, że umiem czytać nie ruszając ustami, bo "powtarzanie potwarzy" o tej porze mogłoby się okazać zabójcze:)
      Ja przecież nie powtarzam, ja właśnie dementuję!

      Usuń
    16. Dementujesz, a sarkazm aż cieknie:P Żadnego wyrozumienia dla klasy robotniczej, która obaliła miniony ustrój i ma zasługi:)

      Usuń
    17. Nosz doprawdy! Jaki sarkazm?! Ja mam tylko taki wyraz twarzy:D

      Usuń
    18. Przez wzgląd na lud pracujący (do którego chyba przynależę, skoro pracuję o 23.00?) - wybaczam:P

      Usuń
    19. Tia, my, klasa robotnicza, musimy trzymać się razem, solidarnie:P

      Usuń
    20. Tylko szynki spod lady nikt już dla nas nie wyciąga, chlip!

      Usuń
    21. Myślisz, że pod ladą teraz trzymają taką mniej sztuczną szynkę?

      Usuń
    22. Dobra, cofam szynkę. Jajka od baby też bym wzięła:P

      Usuń
    23. U nas baby z jajkami, kurami z domowego uboju i mlekiem w plastikowych butelkach sprzedają ze stoliczków, nic pod ladą:P

      Usuń
    24. No właśnie! I cały czar pryska - od razu widać, że jajka z żółtkiem barwionym przy pomocy karmy, kury parchate, a mleko śmierdzi krową:P

      Usuń
    25. Mleko zawsze śmierdzi krową, chyba że porządnie schłodzone:)

      Usuń
    26. Fakt, to wiecznie żywe coś, co sprzedają w kartonikach nie śmierdzi - żywy dowód na to, że to nie mleko!

      Usuń
  2. Geriatra to bardzo przyszłościowy zawód. I pielęgniarz (jak przeglądam z rzadka strony z ogłoszeniami o pracę, to widzę tylko "zatrudnimy pięlęgniarzy")... I wziąwszy pod uwagę całą resztę, puenta Twojej wypowiedzi, by nie dorastać, wydaje mi się bardzo nęcąca. Szkoda, że już za późno;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wypowiedź moja, ale puenta podebrana autorowi, który jednak w ostatecznym rozrachunku wydaje się być całkiem zadowolony z dokonanego przez siebie życiowego wyboru. My w zasadzie też czujemy się nim usatysfakcjonowani - gdyby pan Beręsewicz został np. mechanikiem samochodowym, jego zdolności zdecydowanie by się zmarnowały!
      Geriatra to owszem, zawód przyszłościowy; także z punktu widzenia rodziców, którzy dzięki posiadaniu w bliskiej rodzinie lekarza o takiej specjalności być może dożyją końca pozostając w miarę dobrej kondycji?:)
      Pielęgniarz zaś to ciężka praca, i fizycznie, i psychicznie; nic dziwnego że chętnych do jej wykonywania ciągle brakuje.

      Usuń
  3. Ja na szczęście mam ten dylemat za sobą, zawód się wybrał przez zapatrzenie, jako nieodrodna córeczka tatusia poszłam w jego ślady. Czy przewidująco? chyba raczej nie, choć nie powinnam narzekać, zwłaszcza, że jako prawie dinozaur (tak nazywa koleżanka z pracy tych, którym się Pesel od pewnej cyferki zaczyna) mam jeszcze szansę na jakieś okruchy emeryturki, za co sobie będę podróżować nad morze Bałtyckiego i do Zopot, a może i wystarczy na małą kawę w cukierni:) Żyć nie umierać - na złość ZUS-owi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obyś tylko miała siły na tak dalekie i wyczerpujące eskapady!:P Bo na środki transportu na tak dalekich trasach faktycznie powinnaś z emeryturki wyskrobać (ale na ciastko do kawy obawiam się, że może zabraknąć).
      Jeśli moim dzieciom przydarzyłoby się takie "zapatrzenie" jak Tobie, byłabym zrozpaczona. Dojście do wykonywania tego zawodu coraz bardziej przypomina drogę przez mękę, a i potem bywa różnie. Nie, nie! Genetyk i cybernetyk, kolejność dowolna - tego będę się trzymać!

      Usuń
  4. Co zrobiła Irenka? Bo zaintrygowałaś niemożebnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mogę psuć wywołanego w pocie czoła efektu dramatycznego!:P Podpowiem tyle, że wystarczy byś połączyła me słowa z obrazem, a w bonusie dodam, że Irenka co piątek chodziła na basen, natomiast komputer (zwany też Kompusiem) ciężko znosił rozłąkę... Scena na zamieszczonej wyżej ilustracji to moment "przed":(

      Usuń
    2. No tak, powiększyłam sobie obrazek. :) Co za... Irenka.

      Usuń
    3. Kobieca empatia, jak widać, nie w każdym zawodzie się sprawdza!:P

      Usuń
  5. Jest już wyprowadzacz psów, tylko patrzeć jak będzie wyprowadzacz z równowagi. I to będzie mój Starszy :P Szymkowi coś się wymyśli :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na Twoim miejscu zawczasu rozważyłabym o celowości przekwalifikowania zawodowego - konkurencja w obranym dla Bartka zawodzie będzie olbrzymia! Szymek mógłby zaś - dla równowagi - zostać instruktorem jogi:)

      Usuń
    2. Z jego doświadczeniem mógłby jeszcze zostać Xbox Fifa 2012 Chief Executive Officer :) A Szymek w bezruchu, skupiony na asanie, to jest zbyt duża abstrakcja jak dla mnie :)

      Usuń
    3. Jeśli chodzi o nazwę wykonywanego zawodu, będzie niewątpliwie budził respekt:)
      Młodsi zazwyczaj znakomicie umieją pozorować bezruch i skupienie, podczas gdy w środku buzuje w oczekiwaniu na moment zejścia z pola widzenia rodzica - nie wierzę, że Szymek tego nie potrafi!

      Usuń
    4. Racja! Zapomniałem, że mówimy o czasach, w których nie będzie już z bratem koegzystował w jednym ekosystemie. Bez brata to tak :P

      Usuń
    5. Ach, bez brata, jak to będzie bez tego brata?:P Z jednej strony ulga (oczekiwana średnio 10 do 15 razy dziennie), z drugiej strony rozpacz wywołana oderwaniem od najlepszego towarzysza gier i zabaw (średnio 2 razy dziennie - zdaje się, że statystyki dają najlepszą odpowiedź na to pytanie). Bo o rodzicach nie mówię; oni już nigdy na powrót nie przyzwyczają się do tego, że w domu może panować cisza:P

      Usuń
  6. Mój Starszy jak był młodszy (haha) marzył by zostać kierowcą śmieciarki. Może to banalne ale dla mnie też miał zatrudnienie. Mawiał, że ja mogę stać tam na tyle, na takim podeście. Kochane dziecko, zadbało o pracę dla mamy w przyszłości :-)
    Nie wiem czy to dobrze, że czytacie inne książki niż my, bo dopisywanie do listy kolejnej pozycji już mnie trochę rozdrażniło... wrrr

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Troska Starszego jest doprawdy rozczulająca; mam jednak nadzieję że nie przywiązał się zbytnio do takiej akurat wizji przyszłości?
      Te inne książki to w ramach retorsji: ja u Ciebie mam zazwyczaj to samo, więc poczuj na własnej skórze jak to jest!;)

      Usuń
  7. Obecnie Starszy nie ma sprecyzowanej wizji przyszłości. Waha się pomiędzy zostaniem milionerem a twórcą gier komputerowych. Zawsze mu powtarzam, "grunt żebyś był szczęśliwy i ... bogaty!" :-)
    Poczułam jak to jest, i rzeczywiście... nie fajnie... (z tymi książkami).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Twórca gier komputerowych ma akurat spore szanse, aby zostać milionerem, więc na Twoim miejscu rozściełałbym Starszemu czerwony dywan na drodze, którą podąża, tak aby nie przyszło mu do głowy zboczyć gdzieś na manowce;)
      Na moją korzyść (tu znów o książkach) przemawia to, że te dziecięce o których piszę, są zazwyczaj łatwo dostępne w bibliotekach i można się z nimi zapoznać bez popadania w ruinę finansową:P

      Usuń
  8. OK, na razie pozwalam mu czasem grać na komputerze :-) Z istnienia bibliotek bardzo się cieszę, aczkolwiek w czasie zimy jakoś mi nie po drodze....A, zapomniałam, że już WIOSNA! ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taaaak, jakoś w tych okolicznościach przyrody niepamięć o tym fakcie przychodzi naturalnie i samoistnie. Mi, co gorsza, udało się nawet zapomnieć, że święta już zaraz i jestem w absolutnej i całkowitej rozsypce. Rzeżucha niewysiana, zakwas na żurek nienastawiony, białe jajka do malowania niezakupione, duchowo też jakoś tak nie za bardzo w tym roku:(

      Usuń
  9. Pocieszę Cię, że ja TYLKO rzeżuchę posiałam, ale nie wiem czy zdąży wyrosnąć...O reszcie nie chce mi się myśleć....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To i tak sporo. Owiń na dzień, dwa naczynie z rzeżuchą workiem foliowym (niezbyt szczelnie), to na pewno wykiełkuje. Praktykowałam to w latach minionych i zawsze z dobrym efektem; w tym roku jednak nic mi nie pomoże (poza kupnem gotowej, już przez kogoś wysianej i wykiełkowanej rzeżuchowej grządki).
      Ja od jutra mam urlop, to może chociaż zdejmę bożonarodzeniowe gwiazdki i bałwanki ze stroika, który wisi w mojej kuchni? Ot, taki plan minimum:PP

      Usuń