niedziela, 24 marca 2013

T. Chevalier "Dziewczyna z muszlą", czyli dzięki, dziewczyny!


Dziewczyna z perłą, dziewczyna z portretu, dziewczyna z poczty, dziewczyna z tatuażem, dziewczyna bez zęba na przedzie. Czemu nie miałoby być i dziewczyny z muszlą?
Tak pewnie pomyślał sobie polski wydawca, decydując się na wprowadzenie na polski rynek książki Tracy Chevalier „Remarkable creatures”.
W sumie sprytnie. Gdy dodać do tego okładkę z fotografią jakby wprost przeniesioną z filmu „Fortepian”, od razu – jeśli chodzi o potencjalnych czytelników - rysuje się nam całkiem przyjemna grupa docelowa.


Kobiety. Te, które lubią romantyczne historie w kostiumach sprzed dwóch, trzech wieków. Te, które kibicowały Elizabeth Bennett w rozgrywce, w której główną nagrodą był Colin Firth, pardon Mark Darcy i te same, które z pałającym licem obejrzały filmową wersję „Dziewczyny z perłą”, skupiając się przede wszystkim na odtwórcy głównej roli męskiej.
Tak, ja też jestem w tej grupie. Przyznaję szczerze, wszystkie zastosowane przez wydawcę sztuczki zadziałały wybornie i bez zarzutu. Gdyby jednak książka była mizerna, stanowiąc marną podróbkę powieści Jane Austen, zapału starczyłoby mi może na pięćdziesiąt stron. Tymczasem, z dużą przyjemnością doczytałam do końca.

Tracy Chevalier i Camilla Läckberg. Coś je łączy.
Obie piszą. Obie uczyły się „kreatywnego pisania” – pierwsza w Anglii, druga w Szwecji. Obie głównymi bohaterkami swoich powieści czynią kobiety. Obie świetnie na pisaniu zarabiają.
Są jednak między nimi i istotne różnice.
Pierwsza pisze powieści historyczne, druga – kryminalne. Jeśli chodzi o „kreatywne pisanie” pierwsza ukończyła studia magisterskie, druga – tylko kurs korespondencyjny. Konsekwencje tego są poważne, bowiem pierwsza potrafi dobrze pisać, zaś druga… Cóż, to dobrze dla Camilli, że to nie ona jest bohaterką tego posta.

amonit jurajski (źródło zdjęcia)
Chevalier w „Dziewczynie z muszlą” pisze lekko, wciągająco, niekiedy zabawnie, choć tematyka wydaje się umiarkowanie atrakcyjna. Skamieliny – szczątki żyjących przed tysiącami lat stworzeń, szkielety ichtiozaura i plezjozaura, oto co zajmuje bohaterów powieści, którzy spędzają długie godziny na skalistej plaży w Lyme Regis w Anglii. Nie będę udawała, że zajmuje to także i mnie. Pomimo to nie odczuwałam znużenia, kiedy strona za stroną, po raz dziesiąty i pięćdziesiąty czytałam o amonitach, belemnitach i krągach. Wszystko dlatego, że książkę Chevalier można czytać na kilku płaszczyznach. Początkujący paleontolodzy mogą skupić się na zdobywaniu historycznej wiedzy na temat pierwszych odkryć, dzięki którym stan naszej obecnej wiedzy może być taki a nie inny; wielbicielki melodramatów znajdą tu wątki romansowe i dramatyczne, zaś cała reszta dowie się o istnieniu prostej, niewykształconej Angielki – Mary Anning, która na początku XIX wieku, nie mając jakiegokolwiek wykształcenia i zajmując najniższą z możliwych pozycję społeczną, robiła swoje, oddając się zaszczepionej przez ojca pasji i dając początek rewolucyjnym zmianom, także w sposobie myślenia o początkach życia na Ziemi.

Dla mnie „Remarkable creatures” to jednak przede wszystkim kapitalna powieść obyczajowa. Autorka, posługując się perspektywą dwóch kobiecych narratorek – wspomnianej już Mary Anning oraz niezamożnej starej panny ze średnich sfer Elizabeth Philpot, pokazuje jak bardzo zmienił się świat przez ostatnie dwieście lat. Świat, w którym żyły Philpot i Anning to bowiem świat, w którym rola kobiety była ograniczona do pełnienia funkcji dodatku do mężczyzny, w którym odmawiano im prawa do samodzielności, zarówno fizycznej, jak i psychicznej. Próby życia w inny sposób musiały zostać okupione wysoką ceną – życie ze stygmatem dziwaczki także i dziś nie należy do łatwych, zaś wówczas oznaczało konieczność niemal codziennego toczenia walki ze wszystkimi o wszystko. Niemal zawsze pozbawiało też kobiety szansy na założenie rodziny.

Elizabeth Philpot, jak na dziwaczkę przystało, lubiła klasyfikować ludzi podług ich wiodącej części ciała.
źródło zdjęcia: wikipedia
„Frances jako jedyna z sióstr Philpot wyszła za mąż i u niej wiodący jest biust – co, jak sądzę, wyjaśnia ten fakt. (…)
Zawsze najbardziej podziwiałam ludzi, u których wiodące są oczy, jak u Mary Anning, ci bowiem zwracają największą uwagę na to, jak przejawia się i funkcjonuje świat. Z tego względu najłatwiej mi znaleźć porozumienie z najstarszą siostrą, Louise. Ma szare oczy, jak wszyscy Philpotowie, i jest małomówna, ale gdy padnie na ciebie jej wzrok, natychmiast to poczujesz.
Ja też zawsze chciałam mieć wiodące oczy, ale nie dopisało mi szczęście. Mam wydatną żuchwę  i gdy zaciskam zęby – częściej niż powinnam, albowiem drażni mnie ten świat – twardnieje i nabiera ostrości, przypominając ostrze siekiery. Pewnego razu na balu usłyszałam przypadkiem, jak potencjalny konkurent mówi, iż nie śmie prosić mnie do tańca w obawie, że skaleczy się o moją twarz. W istocie nigdy nie przebolałam tego stwierdzenia. To tłumaczy, dlaczego jestem panną i dlaczego tak rzadko tańczę.”

Moja żuchwa do wydatnych nie należy. Jeśli chodzi tylko o wygląd zewnętrzny, dla wielu osób moją wiodącą cechą są oczy. Nie mam jednak wątpliwości, że Elizabeth Philpot nie zwróciłaby na nie najmniejszej uwagi, a zamiast tego skupiłaby się wyłącznie na języku. Niezbyt dokładnie wyparzonym. Jak sądzę, przez niego - gdybym żyła w XIX wieku - prawdopodobnie podzieliłabym jej los. Dlatego jestem wdzięczna zarówno jej, jak i Mary Anning, że odwaliły za mnie kawał ciężkiej roboty, dzięki czemu mogę być obecnie tym, kim jestem. Tracy Chevalier dziękuję zaś, że zechciała mi o tym przypomnieć.

Tracy Chevalier „Dziewczyna z muszlą”, przełożyła Maria Olejniczak-Skarsgård. Wydawnictwo Albatros A. Kuryłowicz, Warszawa 2011.  

36 komentarzy:

  1. Tracy Chevalier to taka pisarka, że niezależnie od nieudolności tłumaczenia polskich tytułów, od okładek (ta akurat jest z wydania angielskiego, czytałam w oryginale, znam ją więc), biorę kolejne jej powieści w ciemno.
    Uwielbiam ją, każda jej książka jest inna, każda zajmująca i zawsze poparta dobrymi badaniami 'terenu'

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, przytoczona bibliografia jest imponująca. Nie mam potrzebnej wiedzy, aby zweryfikować czy aby na pewno było tak jak to opisała, ale jakoś wierzę jej na słowo. Też myślę, że na tej jednej pozycji nie poprzestanę; jako następną typuję tę dotyczącą Blake'a. Czytałaś może?

      Usuń
    2. Płonął ogień twoich oczu - nie czytałam jeszcze, nie mam, dzięki, że mi przypomniałaś. Czytałam Niebieską sukienkę, Falling Angles i Dziewczynę z perłą (plus tę wyżej), mam Damę z jednorożcem i kupię ten ogień. Wyszła niedawno jej nowa The Last Runaway.

      Usuń
    3. Faktycznie, wyglądasz na zagorzałą fankę:) A sama Chevalier rozrzut ma spory - żongluje wiekami, krajami i tematyką, co niewątpliwie chroni przed nudą. Tą najnowszą chyba wraca do korzeni; już się jednak boję polskiego wydania, a zwłaszcza polskiego tytułu:(

      Usuń
    4. Od kilku miesięcy czaję się na "The Last Runaway", ale niestety ceny wersji angielskiej zaporowe. Na stronie autorki znalazłam dużo ciekawych informacji na jej temat, czytałam też bardzo zachęcające recenzje na blogach.
      "Remarkable Creatures" to moim zdaniem świetna książka i cieszę się, że Tobie również przypadła do gustu.

      Usuń
    5. Ależ Wy kusicie, Dziewczyny!

      Usuń
    6. Lirael: pamiętam Twoją entuzjastyczną recenzję (choć muszę teraz jeszcze raz ją przeczytać, żeby dokładnie skonfrontować nasze odczucia), która zresztą skłoniła mnie do lektury. Ja nie jestem aż tak bardzo, bardzo zachwycona jak Ty, ale uważam że to dobra, porządna książka, bardzo przyjemna w lekturze, a przy tym wcale nie trywialna. Jak dla mnie, w zupełności wystarcza.
      Aniu: nie pozostaje Ci nic innego, jak tylko dać się skusić:)

      Usuń
    7. momarta, co masz na myśli, ze wraca do korzeni?

      Usuń
    8. Lirael - The Last Runaway dopiero wyszła, ze dwa tygodnie temu chyba. Ceny spadną mam nadzieję, ebook już kosztuje 10 dolarów, to niecałe 8 euro, czyli nieźle jak na nowość.

      Usuń
    9. Nie mam na myśli niczego strasznego; nie jest to także jakaś okrutnie pogłębiona refleksja:) Ot, tyle tylko, że Chevalier jest Amerykanką, dotąd pisała europejskohistoryczne powieści, a w najnowszej pisze bodajże o Ohio (czy jakoś tak:P).

      Usuń
  2. Historia paleontologii sama w sobie to materiał na znakomitą i trzymającą w napięciu książkę:)) Poleciłbym to i owo, ale rozumiem, że w obliczu doli Mary Anning żadne skamieniałe gnaty nie wydają się atrakcyjne?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak napisałam w poście, ja o samych gnatach i skamieniałościach to tak nie za bardzo, więc jeśli chcesz polecać, to tylko coś z akcją dla której kamulce będą tłem jedynie. I nie ironizuj mi tu o doli Mary Anning, bo przy niej hartujące się stale mogą zdawać się igraszką jedynie:P

      Usuń
    2. Nie wiem, czy znajdę jakąś satysfakcjonującą powieść z życia amonitów z dynamiczną akcją:P A z Mary wcale nie kpię, kobieta miała i zasługi, i przejścia, zresztą mam tę Chevalier na półce, Lirael była mocno sugestywna:)

      Usuń
    3. Tak, Lirael wkłada dużo uczucia w pozytywne recenzje, co nie pozostaje bez wpływu na czytających:)
      Co zaś do poszukiwań pełnych akcji powieści, nie ustawaj w wysiłkach! Kto jak kto, ale Ty na pewno coś znajdziesz:P

      Usuń
    4. Prędzej będzie to coś o mamutach i neandertalczykach (Spadkobiercy Goldinga i Walka o ogień Rosny'ego) niż o amonitach, ale nie będę ustawał w wysiłkach:)

      Usuń
    5. O mamutach i neandertalczykach to ja chętnie, ale akurat obie książki to bardziej o tym co robili zanim skamienieli, więc się nie liczy! Żadnej zresztą nie czytałam; wyłącznie oglądałam (nie pomnę już ile razy) "Walkę o ogień", ale to się chyba nie liczy:(

      Usuń
    6. Film lepszy od książki, która jest już tylko zabytkiem. Chyba nie spodziewasz się dynamicznej powieści o skamieniałych neandertalczykach??

      Usuń
    7. A ja tam wiem? Tak podkręciłeś atmosferę, że sama nie wiem czego się spodziewać! Poza tym ruchliwi skamieniali neandertalczycy mogliby podpadać pod kategorię sf:P

      Usuń
    8. Jeśli nie znajdę gotowego, to zawsze sam mogę napisać, szkoda, żeby się pomysł marnował:P

      Usuń
    9. Pisz, pisz, zwłaszcza że tylu znawców już namaściło Cię na pisarza:PP Ja chętnie przeczytam i zamieszczę jadowitą notkę:P

      Usuń
    10. Dobra, będzie o panu amonicie, który będzie się przebijał do swej wybranki, pani amonitowej, skamieniałej dwa metry wyżej w tej samej warstwie geologicznej. I będzie się tak przesuwał niczym kontynent gnany namiętnością:) Do tego opisy przyrody, znaczy tych warstw geologicznych.

      Usuń
    11. Proponuję abyś na potrzeby dzieła ożywił XIX-wieczną instytucję powieści w odcinkach, co od razu spowoduje wzrost nakładów prasy drukowanej. Nie wiem tylko jak wichry namiętności się przebiją przez te warstwy, ale może da się znaleźć jakąś szczelinę w skale?

      Usuń
    12. W finale powinna nastąpić jakaś erupcja lawy, żeby państwo zakochani mogli się spotkać, czy wręcz stopić w jedność:P

      Usuń
    13. Zważywszy na oddźwięk społeczny z jakim spotkał się Grey, tego rodzaju gorące opisy mogą zapewnić Ci wieczną sławę oraz znacząco pomóc w pozyskaniu środków na spłatę kredytu:P

      Usuń
  3. U mnie wiodąca jest, z przeproszeniem, dupa. Jak tylko zobaczę jakieś siedzisko, zawsze mnie do niego zawiedzie. A za książkę podziękuję. Po rocznej fascynacji Starszego paleontologią, czuję że w moim małym palcu, w którym zmieściłem wiedzę o kecalkoatlach i innych herrerazaurach (nie zna życia, kto dobrze wymawia r), więcej może się na zadany temat nie zmieścić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moi na szczęście dinozaury omijają szerokim łukiem, a z kamyczków najbardziej lubią lastryko, którym wysypany jest placyk u dziadka.
      A wiodącej części ciała Ci zazdroszczę. Też bym tak chciała, tylko ni w mordę się nie da. Może na emeryturze? Te 30 lat powinno zlecieć jak z bicza strzelił...

      Usuń
    2. Jak to też byś tak chciała? Tzn. nie ciągnie Cię do najbliższego siedzonka/leżonka? :)

      Usuń
    3. Ciągnąć to mnie może i ciągnie, ale nie daję się tam zawieść. Ostatnio jeśli w ciągu dnia (tj. po powrocie z pracy) przysiądę gdzieś na dłużej niż dwie minuty, to natychmiast zasypiam, wobec czego staram się nie siadać:(

      Usuń
  4. Po przeczytaniu "Dziewczyny z perłą" (dawno to było) poczułam,że film był zdecydowanie lepszy. Rzadko mi się to zdarza... Może kiedyś wrócę do tej książki, aby sprawdzić czy moja opinia się nie zmieni. Natomiast z pewnością kiedyś (mam nadzieję, że nie dopiero na emeryturze) chętnie przeczytam "Dziewczynę z muszlą".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Dziewczyny z perłą" nie czytałam, ale odnoszę wrażenie, że męska obsada filmu stanowi atut, którego żadne pióro nie jest w stanie zrównoważyć:PP
      Co zaś do "Dziewczyny z muszlą" - czyta się szybko i lekko (o ile nie masz ambicji, by skupiać się na tych wszystkich -itach i -zaurach), więc może uda Ci się upchać ją gdzieś na liście lektur?

      Usuń
  5. A wiesz.. to ciekawe, bo ja głównie zapamiętałam z "Dziewczyny z perłą" rolę Scarlett. Męska obsada jakoś mnie nie obeszła :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo albo jest się wrażliwym na uroki Colina F. i upaja się najmniejszym epizodem z jego udziałem, albo nie. Ale Scarlett J. też zapamiętałam; aż taka zaślepiona nie jestem!:P

      Usuń
  6. Powtórzę za Anią. Kusicie dziewczyny. Najpierw recenzja u Lirael, teraz u Ciebie, a i Kasi entuzjazm powodują, że chciałabym przeczytać. Nie znam autorki. Jedynie ekranizacja jej Dziewczyny z perłą zrobiła na mnie dobre wrażenie i choć lubię aktora- C.F. to bardziej pamiętam film, jako całość niż jako popis gry aktorskiej czy prezentację urody męskiej.I chyba mimo wszystko od tej pozycji chciałabym rozpocząć znajomość z pisarką. Panią od kryminałów znam z jednej pozycji, po której powiedziałam grzecznie - dziękuję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co do pani od kryminałów, wykazałaś się mądrością i przezornością. Ja z nieznanych mi przyczyn (nuda? zaćmienie umysłowe?) przeczytałam chyba pięć pierwszych części cyklu o Fjallbace, ale dzięki temu czuję się w pełni uprawniona do rozsiewania tu i ówdzie krytycznych opinii na jej temat.
      Chevalier do tej pory też nie znałam, a dziewczyny jak widać skusiły mnie skutecznie. Sprawdź w swojej bibliotece, powinno coś być (w mojej poza tą jest jeszcze jedna pozycja) i spróbuj. Mam wrażenie, że powinno Ci się spodobać.

      Usuń
    2. A zatem kolejne postanowienie, po kwietniowym czytaniu książek pożyczonych (Męka twórcza zaczęłam czytać w marcu:) na maj zakładam poszukiwania w bibliotece Dziewczyny z perłą i Czekolady :)

      Usuń
    3. "Czekoladę" (jeśli chodzi o tę J. Harris) mam, więc mogę pożyczyć:)
      A Twoje kwietniowe postanowienie chyba sobie pożyczę, bowiem ilość moich książkowych wierzycieli bardzo ostatnio urosła i zaczynam poważnie obawiać się, że co niektórzy (zwłaszcza ci, którzy książki pożyczyli mi przed dwoma, a nawet trzema laty) mogą wkrótce stracić cierpliwość:(

      Usuń